Szyszka mocniej chwyciła trzymanego w pysku wróbla, zanim zatopiła się w żłobku. W kociarni zawsze było ciepło i unosił się zapach mleka. Idealne miejsce na odpoczynek dla karmicielek i schronienie dla młodych, do tego żłobek stanowił miejsce wielu radosnych zabaw. Przywódczyni rozejrzała się po wnętrzu, a gdy jej ślepia napotkały krępą sylwetkę Kostki, od razu skierowała się w kierunku kremowej kocicy. Czarnulka przysiadła obok niej, kładąc karmicielce przyniesione pożywienie. Kostka obwąchała posiłek, zanim skinęła głową w podziękowaniu, a następnie odsłoniła dwa kociaki - jedno złote, drugie kremowe, jednak oba maluchy odziedziczyły żółte oczka.
- Mrówka i Słonecznik są tacy piękni i słodcy. Widać, że wyrosną na silnych i zdrowych wojowników. Jakbyś czegoś potrzebowała, to nie wahaj się po mnie posłać. Muszę dbać o moje wnuki.
Kostka osłoniła maluchy ogonem, rozpoczynając następnie wylizywanie ich sierści. Nie minęło wiele czasu od porodu, jednak Szyszka bardzo często odwiedzała najmłodszych członków swojej rodziny, nie mogąc się nimi nacieszyć. No były cudowne! Kochała ich równie mocno co Zimozioła. Status babci niezwykle jej się podobał.
Uderzenie serca później, gdy Szyszkę pochłonęła obserwacja dwóch małych kuleczek, do żłobka zawitała Bielik. Powitała zgromadzonych uśmiechem, prędko zbliżając się do partnerki brata.
- Orzeł znowu jest na polowaniu, widać, że bardzo się stara. - zamruczała, przysiadając przy kociętach i spoglądając na nie z miłością.
Szyszka zamruczała, przyznając jej rację.
Kotka odwiedzała kocięta za każdym razem, gdy miała przerwę między obowiązkami. Zawsze wtedy przynosiła im zabawki lub coś smacznego do jedzenia. Dzisiaj również był dzień, kiedy zajrzała do żłobka. Niemal od razu po przekroczeniu progu, pod jej łapy wpadły dwa małe kocięta, spoglądające na swoją babcię z rządzą opowieści. Czarnulka poruszyła wąsami z radością i rozbawieniem, ostrożnie zajmując miejsce naprzeciwko nich i pozwalając Mrówce wdrapać się na jej grzbiet.
- Babciu, pobawisz się z nami? - spytała Mrówka.
- Opowiedz nam coś! - tym razem odezwał się Słonecznik.
Szyszka uśmiechnęła się promiennie, spoglądając czule na maluchy. Były takie pocieszne. Kotka zdjęła z siebie powoli wnuczkę i ułożyła ją obok syna Orła. Ostatnio rozmawiała z synem i powiedziała mu, że jest z niego dumna, jak bardzo stał się świetnym tatą. Otuliła kocięta ogonem, przybliżając je do siebie i liżąc między uszami.
- Mogą wam najpierw coś opowiedzieć, a potem się pobawimy. Co wy na to? Chociaż pewnie wygracie każdą zabawę. - zamruczała do wnuków, które z radością przystały na jej propozycję. Szyszka zamyśliła się, zanim zaczęła opowieść. - Gdy byłam uczennicą, wybrałam się na trening ze swoją przyjaciółką, Leszczynką, jej mentorem oraz moją mentorką. Z Leszczynką urządziłyśmy sobie małe zapasy i pech chciał, że akurat obok przechodził lis. Przeturlałam się pod krzak i wtedy stanęłam z nim oko w oko. Był ogromny, miał płomiennorudą sierść i wielkie, czarne oczy! Chwycił mnie za łapę, odbierając mi możliwość ucieczki.
Mówiła z przyjęciem, żeby wzbudzić zainteresowanie u kociąt. Słonecznik i Mrówka słuchali z napięciem wymalowanym na pyszczkach i ciekawością w ślepiach, chcąc poznać dalszy ciąg historii.
- Moja mentorka, Płomykówka i Oset, rzucili się mi na ratunek, natomiast Leszczynka pobiegła po wsparcie do obozu. Lis okazał się silny, ale wspólnymi siłami udało się go przegonić, a ja trafiłam do medyczki, Pszczółka, na dość długi okres. - zakończyła opowieść. - To co, zabawa w chowanego? Zaczynam liczyć!
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się na dźwięk podekscytowanych pisków, gdy kociaki odbiegły w poszukiwaniu najlepszej kryjówki. Została z wnukami do późnego wieczora, bawiąc się w najróżniejsze zabawy i opowiadając wspaniałe opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz