Skwar lał się z nieba ponownie. Czasami nie rozumiał jak działa pogoda. Raz pada, jest mokro i ślisko, a raz to wszystko znika, aby nękać upałami. Miał... dość.
Ruszył przed siebie, rozglądając się na boki. Wyszedł na spacer i teraz tego żałował. Ziemia paliła go w łapki, a na ulicy nie było nikogo. No... prócz łysego Wyprostowanego, który pakował do klatki dzikiego samotnika. Co tu się działo? Znów powrócił? Powoli się przekradł do potwora. Niestety ten zawarczał i już miał zamiar ruszać, więc szybko wskoczył do małej przyczepy, chowając się pod gratami. Nareszcie coś się działo! Przygoda wzywała. Czuł, że teraz na pewno jego moc się objawi! W końcu jechał ku nieznanemu. Podróż nie trwała długo. Wyprostowany wyszedł z potwora i wyciągnął klatkę z samotnikiem, który klnął wściekle. Powoli wyjrzał na zewnątrz i dostrzegł... że był na jakimś strzeżonym terenie. Gdzieś tam dojrzał potwora z długą szyją, który przenosił zmarłe szczątki potworów. Powoli zaskoczył na ziemię i zaczął się skradać. Smród bił po nosie, ale nie zraził się. Nie, gdy usłyszał wiele miauknięć. Przedarł się do małego gniazda i zajrzał przez przezroczystą ścianę. Masa klatek... głosy wołające o pomoc. Dwunożny wszedł, więc schylił nieco głowę, uważnie obserwując. Zostawił samotnika na innej klatce, po czym udał się z powrotem na zewnątrz. Wykorzystał to. Szybko przemknął do środka, nim zamknęły się wrota. Rozejrzał się po spowitym w półmroku miejscu. Było dość... strasznie. On jednak nie miał czego się bać! Nie był zwykłym kotem.
- Hej ty! Jak tu się znalazłeś? Wypuść mnie! - czyjś głos zwrócił jego uwagę.
Skierował wzrok na jedną z klatek, która leżała na ziemi. Dostrzegł błysk niespokojnych, niebieskich oczu i kremowe futerko.
- Co tak się gapisz? Wypuść mnie zanim wróci!
- A z jakiej racji? - zapytał.
Kotke zamurowało. Wzięła głęboki oddech.
- Ty chyba nie wiesz co tu się dzieję, nie? Ci Wyprostowani porywają koty i zmuszają do rodzrnia kociąt. Młode są później zabierane matką i znikają. Nie chcę skończyć jak one, jasne?
Nie tego się spodziewał. Liczył na potworne sceny zbrodni a dostał... mase smutnych kotek.
- Przykro mi, ale to chyba nie mój problem
- Będzie jak cię dorwą. Kocury też tu są - Wskazała głową na inne klatki. No dobrze... przekonało go to do podjęcia decyzji. A było nią to, aby pomóc tym biednym istotą. Ale oczywiście nie za darmo.
Odchrząknął i zwrócił się do całego grona.
- Wypuszcze was, ale pod warunkiem, że bedziecie mieć u mnie dług. Kiedyś będę chciał, aby został zwrócony, a wy wykonacie moją wole. Jasne?
Czekał na słowa sprzeciwu, ale każdy był za. No prócz tej kremowej, która zaczęła go pośpieszać.
- Szybciej! Może wrócić w każdej chwili!
Westchnął. Nie mógł się nacieszyć tą chwilą nawet jednego uderzenia serca...
- No już, już - podszedł do klatki kremowej i walnął w nią łapą. Liczył na to, że się otworzy, lecz to się nie stało.
Ał! Jego łapa zabolała, a kotka spojrzała na niego jak na mysiego móżdżka.
- Moja przyszłość w rękach idioty... - westchnęła.
- Żaden idiota! Zazwyczaj to działało! - wybronił się, po czym przyjrzał się mechanizmowi otwierania. Widział już gdzieś taki... ale jak to się robiło?
Nagle drzwi otworzyły się. Szybko schował się w jakiejś wnęce, pod jakimś meblem i przysłuchiwał się rozmowie Wyprostowanego, który mówił do czegoś w uchu. Rozumiał trzy po trzy, więc nie rozumiał, dlaczego kremowa kotka zaczęła panikować.
- Chcą nas przenieść - szepnęła.
Wyprostowany słysząc miauczenie, kopnął w klatkę, uciszając samotniczkę. Nie był chyba zadowolony. Wyrzał przez przezroczystą ścianę i pomachał do kogoś na zewnątrz. I wtedy usłyszał dźwięk potężnego potwora. Chyba jednak nie da rady sam, przeciwko tylu wrogom.
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz