Zastrzygł uszami, spoglądając na brata z zainteresowaniem. Sprawa zapewne była dla burego poważna, ale medyk nie mógł powstrzymać się od niewinnego uśmiechu, w którym kryło się lekkie rozbawienie. Sercowe problemy Sroczego Pióra wydawały się czymś niezwykłym, patrząc na to, jaki kocur miał do niedawna problem z nabywaniem nowych znajomości. Ta kotka zdecydowanie musiała być dla niego wyjątkowa, skoro tak bardzo przejmował się jej opinią.
- A myślisz, że się za to obraziła? - spytał z troską. - Kalinowa Łodyga raczej nie uznałaby, że na boku robisz coś nieprzyzwoitego z kimś innym. To normalne, że z nerwów mylimy się, niektórzy zapominają nawet najprostszych czynności, więc nie sądzę, by twoja mała pomyłka miała mocno zepsuć wasze relacje – rzucił, chcąc okazać mu wsparcie. Jednocześnie schylił się do swojego posiłku i delikatnie wgryzł w ciałko drobnej piszczki. - Przecież widać z daleka, jak bardzo cię lubi. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że już zaczynacie wyglądać jak prawdziwy związek, pełen szczerej miłości. ... - dodał, uśmiechając się przyjaźnie.
- C-co? – Bury rozszerzył ślepia z przerażenia. - N-naprawdę to widać? - wymamrotał speszony, kładąc uszy do tyłu i się kuląc. - S-serio uważasz, że o-ona mnie t-tak b-bardzo lubi? - wyjąkał, a w jego głosie tliła się iskra nadziei.
- Jak najbardziej Sroczku, ślepy by tylko tego nie zauważył. Nie chcę cię oczywiście zapeszać, bo to wasze prywatne sprawy, ale nie wahaj się zbyt długo, jeśli czujesz się przy niej dobrze, to takich znaków nie wolno ignorować - polecił. – Z drugiej strony zawsze możesz dać sobie czas, jeśli to ta jedyna, to poczeka na ciebie.
- S-spróbuję - wymamrotał, uciekając wzrokiem na bok, co Bluszczowi wydawało się oznaką, że temat wychodzi poza strefę komfortową kocura i lepiej go już zakończyć.
- Widzę, że to ważne dla ciebie, a chcę, żebyś był szczęśliwy. Powinieneś jej kiedyś na spokojnie powiedzieć to, co czujesz. Wierzę w ciebie – miauknął z powagą, ale i łagodnym tonem głosu, by dodać wojownikowi otuchy.
- A myślisz, że się za to obraziła? - spytał z troską. - Kalinowa Łodyga raczej nie uznałaby, że na boku robisz coś nieprzyzwoitego z kimś innym. To normalne, że z nerwów mylimy się, niektórzy zapominają nawet najprostszych czynności, więc nie sądzę, by twoja mała pomyłka miała mocno zepsuć wasze relacje – rzucił, chcąc okazać mu wsparcie. Jednocześnie schylił się do swojego posiłku i delikatnie wgryzł w ciałko drobnej piszczki. - Przecież widać z daleka, jak bardzo cię lubi. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że już zaczynacie wyglądać jak prawdziwy związek, pełen szczerej miłości. ... - dodał, uśmiechając się przyjaźnie.
- C-co? – Bury rozszerzył ślepia z przerażenia. - N-naprawdę to widać? - wymamrotał speszony, kładąc uszy do tyłu i się kuląc. - S-serio uważasz, że o-ona mnie t-tak b-bardzo lubi? - wyjąkał, a w jego głosie tliła się iskra nadziei.
- Jak najbardziej Sroczku, ślepy by tylko tego nie zauważył. Nie chcę cię oczywiście zapeszać, bo to wasze prywatne sprawy, ale nie wahaj się zbyt długo, jeśli czujesz się przy niej dobrze, to takich znaków nie wolno ignorować - polecił. – Z drugiej strony zawsze możesz dać sobie czas, jeśli to ta jedyna, to poczeka na ciebie.
- S-spróbuję - wymamrotał, uciekając wzrokiem na bok, co Bluszczowi wydawało się oznaką, że temat wychodzi poza strefę komfortową kocura i lepiej go już zakończyć.
- Widzę, że to ważne dla ciebie, a chcę, żebyś był szczęśliwy. Powinieneś jej kiedyś na spokojnie powiedzieć to, co czujesz. Wierzę w ciebie – miauknął z powagą, ale i łagodnym tonem głosu, by dodać wojownikowi otuchy.
***
Kręcił się po legowisku, patrząc na kolejne braki w zbiorach wszelkiego rodzaju zielska leczniczego. Kiedyś załatwianie tego wydawało mu się o wiele prostsze, a teraz co parę dni musiał prosić kogoś o asekurację i pomoc w uzupełnianiu zapasów. Czasami van odbierał wrażenie, że niektórzy znają już większość roślin na pamięć, bo nieustannie ciągnął ze sobą na spacery te same jednostki.
Problem ducha Miętowej Gwiazdy niczego mu w życiu nie ułatwiał. Rudy nalegał, by ten się pospieszył, bo czas przecież płynie nieubłaganie i nie wiadomo, co aktualnemu liderowi może strzelić do głowy. Błagał ciągle o pomoc i kazał poznajdywać sprzymierzeńców. Gdyby samo gadanie o czymś sprawiało, że to coś się stanie, to już dawno miałby to z głowy.
Bluszczowi zaczęła doskwierać samotność. Paplania Bursztynowego Pyłu wypełniała im cisze po odejściu Firletkowego Płatka, a teraz, kiedy zabrakło i głównego fundatorka rozrywki, nie miał nikogo, kto mógłby umilać mu czas. Liliowy żałował, że nigdy nie miał okazji powiedzieć kremowemu o tym, jak bardzo go sobie cenił.
Odwiedzając matkę w żłobku, zawsze przyglądał się przebywającym tam w danym momencie młodziakom. Patrzył ukradkiem, czy którekolwiek z nich nie wydaje się zainteresowane poważniej medycznym zielskiem. On w sumie odkrył swoje powołanie w wieku 4 księżyców, jednak kto wie, czy jeden z malców już teraz nie zaczął myśleć o swojej przyszłości?
Tkwił tak w zamyśle, bezmyślnie kopiąc łapą w ziemi. Usłyszał trzask i podniósł wzrok w stronę wejścia. Uśmiechnął się na widok Sroczego Pióra, bo jego odwiedziny były dla niego zawsze miłym momentem dnia. Uwielbiał jego towarzystwo i często go wręcz błagał, by ten w wolnych chwilach do niego wpadał.
- Hej, świetnie, że jesteś. Nie chciałbyś może przejść się ze mną na mały spacer? Potrzebuje uzupełnić parę braków, a ty mógłbyś mi po drodze zdradzić, jak tam ci idzie z Kalinową Łodygą – zaproponował spokojnie, starając się nie brzmieć na wścibskiego.
Bluszcz z reguły nie był dociekliwy, ale sprawy sercowe brata były tym tematem, który budził w nim spore zainteresowanie. Zawsze starał się nie naciskać, bo nie chciał naruszać jego strefy komfortu. Tyle ile mógł wiedzieć, tyle mu wystarczało.
Problem ducha Miętowej Gwiazdy niczego mu w życiu nie ułatwiał. Rudy nalegał, by ten się pospieszył, bo czas przecież płynie nieubłaganie i nie wiadomo, co aktualnemu liderowi może strzelić do głowy. Błagał ciągle o pomoc i kazał poznajdywać sprzymierzeńców. Gdyby samo gadanie o czymś sprawiało, że to coś się stanie, to już dawno miałby to z głowy.
Bluszczowi zaczęła doskwierać samotność. Paplania Bursztynowego Pyłu wypełniała im cisze po odejściu Firletkowego Płatka, a teraz, kiedy zabrakło i głównego fundatorka rozrywki, nie miał nikogo, kto mógłby umilać mu czas. Liliowy żałował, że nigdy nie miał okazji powiedzieć kremowemu o tym, jak bardzo go sobie cenił.
Odwiedzając matkę w żłobku, zawsze przyglądał się przebywającym tam w danym momencie młodziakom. Patrzył ukradkiem, czy którekolwiek z nich nie wydaje się zainteresowane poważniej medycznym zielskiem. On w sumie odkrył swoje powołanie w wieku 4 księżyców, jednak kto wie, czy jeden z malców już teraz nie zaczął myśleć o swojej przyszłości?
Tkwił tak w zamyśle, bezmyślnie kopiąc łapą w ziemi. Usłyszał trzask i podniósł wzrok w stronę wejścia. Uśmiechnął się na widok Sroczego Pióra, bo jego odwiedziny były dla niego zawsze miłym momentem dnia. Uwielbiał jego towarzystwo i często go wręcz błagał, by ten w wolnych chwilach do niego wpadał.
- Hej, świetnie, że jesteś. Nie chciałbyś może przejść się ze mną na mały spacer? Potrzebuje uzupełnić parę braków, a ty mógłbyś mi po drodze zdradzić, jak tam ci idzie z Kalinową Łodygą – zaproponował spokojnie, starając się nie brzmieć na wścibskiego.
Bluszcz z reguły nie był dociekliwy, ale sprawy sercowe brata były tym tematem, który budził w nim spore zainteresowanie. Zawsze starał się nie naciskać, bo nie chciał naruszać jego strefy komfortu. Tyle ile mógł wiedzieć, tyle mu wystarczało.
<Sroczku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz