Na widok obcego kota powinien zwiewać, gdzie pieprz rośnie. Stoczyć walkę albo chociaż zignorować go i uniknąć problemu. Ale na pewno nie powinien mu ufać tak bardzo, choćby nie wiadomo, jak przyjazny by się wydawał. Tak, "powinien"...
Puchacz miał to w głębokim poważaniu. Nie pomyślał o stojącym nieopodal kocurze jak o zagrożeniu i nie wyobraził sobie ani jednego negatywnego scenariusza, jaki może się wiązać z tym, że do niego podejdzie. Młody bicolor był zaćmiony wizją odnalezienia nowych przyjaciół, a wraz z nimi nowego, wspaniałego życia.
Odważnie podszedł do obcego z uśmiechem na twarzy. Srebrny cofnął się o krok, bacznie obserwując kocurka na nieznanych terenach.
- Cześć! Jestem Puchacz! - wykrzyczał bicolor, próbując okazać, że ma dobre zamiary.
- Nazywam się Jeżynek - przedstawił się obcy, czując się pewniej. Może sam nie powinien ufać Puchaczowi? Lada moment okaże się, że trafił swój na swego. - Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być.
- Ja... eee... uciekłem od dwunożnych. - Co miał powiedzieć, jak nie prawdę?
Jeżynek przyglądał mu się uważnie i obwąchał go.
- Nie śmierdzisz rybą - stwierdził. - Ani nie pachniesz innymi klanami. Za to masz zapach dwunożnych.
- Klanami..?
- Tak, to takie grupy kotów, które wierzą w Klan Gwiazdy i tak dalej, i tak dalej.
- Co to Klan Gwiazdy?
- Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się Jeżynek.
- N-nie. Całe życie spędziłem wraz z rodziną u dwunożnych. Nie znam innego życia.
Srebrny wydał z siebie ciche "aha" i pokiwał głową. Usiadł na kamieniu i zaczął opowiadać.
- Nie wierzę, że masz złe zamiary, więc opowiem ci, co powinieneś wiedzieć. Pochodzę z grupy kotów, która osiedliła się tutaj, w owocowym lesie. Niedaleko są jeszcze Klany wierzące w Klan Gwiazdy, ale na razie nie będę ci o nich mówił. My nie wierzymy i jesteśmy samowystarczalni. Żyjemy w społeczeństwie, które pomaga sobie nawzajem, polujemy razem i trenujemy młodych na wojowników. Mamy też medyków! To dobre życie, Puchaczu. Może nie takie, jak u dwunożnych, ale przynajmniej nie jesteśmy sami.
- Jesteś wojownikiem, Jeżynku? - spytał bicolor.
Jeżynek pokiwał głową.
- Tak. Moją rolą jest...
- Jeżynku! Gdzie jesteś? - rozległ się niski głos jakiegoś wojownika.
Nowo poznany członek "klanu, ale nie do końca klanu" (Puchacz nie do końca zrozumiał, jak to działa) speszył się i szybko powiódł wzrokiem wokół siebie. Póki co, nie zobaczył nikogo ze swoich, jednak wiedział, że powinien się wycofać.
- Słuchaj, spotkajmy się jutro o świcie, w tym samym miejscu. Wtedy ci wszystko wyjaśnię, a póki co nie daj się zauważyć, dobra?
I zniknął, acz zostawił Puchacza pełnego nadziei i szczęścia. Jego słowa pożegnalne wyraźnie zaznaczyły, że oba kocury dały sobie kredyt zaufania i były pieszczoch zapragnął dołączyć do klanu. Pewnie nie będzie to takie proste, jednak jeśli jego nowa przyjaźń pójdzie w dobrą stronę to mógł liczyć na swoje miejsce na ziemi - w końcu.
***
Jeżynek i Puchacz spotykali się przez kilka dni. Oczywiście, starali się spotykać "przez płot", żeby w razie kłopotów nikt nie uczepił się bicolora, że wchodzi na teren zakazany. W międzyczasie wojownik opowiadał o życiu w klanach i życiu w Owocowym Lesie, zaś Puchacz wymienił się wrażeniami z życia pieszczocha, wyjawiając mu również, że uciekł z powodu ojca, który wywarł na nim presję. Jeżynek zdążył zaproponować, że porozmawia z liderką ich grupy w sprawie przyłączenia się do niej nowego przyjaciela.
Tego dnia miał przyprowadzić do niej Puchacza.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz