Wywróciła oczami, wciskając gówniarzowi kit, że jeśli przyniesie im jakiegoś fioletowego kwiatka w pomarańczowe i szare plamy, to będzie kimś specjalnym w klanie. Obserwowała tylko z radością, jak Ognisty znika w tumanach kurzu, pędząc na złamanie karku przez wyjście z obozu.
— Jesteś pewny, że nie chcesz go wywalić na krzywy ryj? Jest bardziej upierdliwy niż sraczka — stwierdziła, machając niezadowolona ogonem. Chociaż chwila spokoju od tego dziwadła, może jej uszy nareszcie odsapną od tego ciągłego słuchania, że bachor chce zostać liderem. Jej skromnym zdaniem nawet na dywanik do wycierania tyłka się nie nadawał.
— Trochę cierpliwości — Jesion westchnął ciężko, pocierając łapą zmęczony pysk
— Do niego? — Zboże uniosła brwi zdziwiona — Niezłe jaja se wujek robisz — prychnęła, owijając ogon wokół własnych łap.
* * *
Szła wściekła przez błoto, które chlapało we wszystkie możliwe strony, ilekroć zastępczyni robiła krok do przodu. Futro na całym grzbiecie, oraz ogonie, miała zjeżone do granic możliwości, zaś z jej pyska wydobywał się morderczy warkot.
"Swojego nie masz, to zabierasz się za cudzych!"
"Wiedziałam, że coś jest na rzeczy od kiedy byłaś wojowniczką!"
"Żytnie Pole była pewnie tylko przykrywką!"
"Może twoje bękarty są Jesiona?!"
Machała głową na boki, starając się pozbyć wkurwiającego głosu Brzoskwiniowej Bryzy ze swojego łba. Kotce naprawdę się coś w dupie poprzewracało! Jesion chyba za mało wytarmosił ją w tych krzakach. Niewyżyta psycholka. Zboże nie miała zielonego pojęcia skąd ta idiotka wytrzasnęła teorię, że ona i lider sypiają ze sobą, jednakże miała świadomość jednego - jeśli ta karłowata krowa wyskoczy do niej z mordą jeszcze raz, to skończy jako karma dla wron.
Zbożowy Kłos nie pozwoli sobie pluć w mordę, szczególnie w takich kwestiach. Romans z Jesionem!? To tak, jakby namawiała własną siostrę na pójście w krzaki! Obrzydlistwo!
Jeśli jeszcze bachory lidera wyskoczą do niej z mordą, że im starego ukradła, to bengalka z przyjemnością przerobi je na pasztet. Miała pod ogonem, że to zasrańce lidera, to, że ich stary miał władzę, nie dawało im żadnego pola ochronnego. W klanie nocy nie było miejsca na faworyzację i przymykania oka na krzywe akcje.
Węglowa przystanęła, spoglądając w górę. Ciemna kita zwisała z jednej z gałęzi.
Prychnęła.
Jeszcze wspinaczki na te cholerne drzewa jej brakowało. Niezadowolona oparła się przednimi łapami o pień.
— JESION! ZŁAŹ TU! MAMY DO POGADANIA! — ryknęła, wbijając pazury w ciemną korę. Liście zaszeleściły, gdy kocur poruszył się. Uderzenie serca później, głowa lidera wyłoniła się spomiędzy liści.
— Zboże? Co się stało i dlaczego tak krzyczysz?
— Gówno się stało! — odparła, stawiając przednie łapy ponownie na ziemi. Że też chciało mu się na te cholerstwa włazić. Ona tylko się oparła o drzewo a poduszki już ja bolały — Twoja pieprznięta baba, stwierdziła, że mamy razem romans! — kocica uderzyła ogonem o ziemię, przystępując z łapy na łapę — Przysięgam, że jeszcze raz przyleci do mnie z ryjem i zacznie o takie niedorzeczne gówno oskarżać, to zarobi po pysku!
Warknęła rozzłoszczona. Nie miała zamiaru się patyczkować. Postawiła sprawę jasno.
< Jesion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz