dwa księżyce temu
W życiu było jak w grze. Po prostu, byłeś zdany na los. Raz pod górkę, raz z górki. Nie będzie ci zawsze na rękę, ale przynajmniej jesteś. Potrafisz chyba się wspiąć, nawet jeśli potrwa to dłużej. Nabierzesz siły, doczołgasz na szczyt. Będziesz mógł odpocząć, a potem dalej. Na dół, później do góry. Aż w końcu to się przerywa. Nie dajesz rady wspiąć się na następny szczyt. Podstawiają ci przed nosem przepaść, w którą wpadasz. Zazwyczaj przez przypadek. On raczej do tego jeszcze nie zmierzał. Ostatnio nie czuł się źle, ale zawsze mogło to się zdarzyć niespodziewanie. Musiał być przygotowany na opuszczenie świata i znalezienie się po drugiej stronie, czymkolwiek to było. Smutek w niczym mu nie pomagał, choć wolałby najpierw zrobić to, na co miał plany. Westchnął cicho. No czysta loteria. Przeczucie nic nie da. A teraz sam siebie skarcił. Powinien wziąć się za robotę, a nie ledwo co przebierać łapami, gdy inni starają się opanować sytuację. Miał jedynie nadzieję, że to się skończy. Było zimniej niż we wcześniejszych porach. Nie zdążył się po prostu przyzwyczaić. Piaskowa Gwiazda raczej nie będzie jakoś długo jeszcze przeciągała kary. Najwyżej z 4 księżyce, ale zawsze to lepsze niż dożywocie. Była niestety taka możliwość, bo w końcu oni byli nierudzi, może z wyjątkiem Drżącego. Ale za nim matka nie przepadała. Mogła to ciągnąć w nieskończoność. Tak serio wolałby wcześniej dostać hipotermii. Nie spieszno mu to śmierci, lecz także taka praca była już coraz to bardziej do bani. Przytłaczająca. Taka bardzo głupia. Po co jej do życia tunele? Niby coś to powiększało, ale mało jak na jego oko. A może to tylko dlatego, bo zbyt wolno pracowali? Sądził, że to niemożliwe. Zawsze wracał z takimi brudnymi łapami przecież. Tak cholernie brudnymi
Nadchodził koniec dnia. Wybawienie dla każdego zmęczonego, czyli teraz mógłby się nawet podłapać do tej grupy. Jednym słowem mówiąc, albo kilkoma, czasem miał wszystkiego dość. Totalnie dość. Musiał jednak trzymać się swoich przekonań. Nie miał źle, mógł umrzeć przy porodzie. Znalazł partnerkę, kochał się w dwóch kotkach. Miał dziecko. Jego przyjaciel raczej nie jest aż daleko, pan Skorupka w końcu kiedyś wróci. Starał się częściej uśmiechać. Nie sprawiało mu to problemu, mega często zdarzało mu się w takich kwestiach kłamać. Całkiem zgrabnie, bo każdy potrafił się nabrać na szczęśliwego kota. No cóż, nie ma co zasiewać złego nastroju również w innych. Teraz robił to z poczucia spełnienia. Mógł odpocząć! Nareszcie! Prawie podskakiwał z radości. Najbardziej zbierało go, jak tylko okazało się, że to na pewno koniec. Mógł odetchnąć z ulgą, strząsnąć drobinki ziemi. Było mu dobrze z poczuciem wolności. Przez ten krótki okres czasu chyba ją miał. Mógł zjeść, pójść spać. Cudownie! Bo w końcu tego chciał, a nie miał narzuconych obowiązków. Choć tak serio, niby pięknie ładnie, ale pana Skorupki dalej nie ma. Zniknął. A to niemiły.
Jego oczom ukazało się małe poruszenie z boku obozu. Momentalnie obrócił głowę, wpatrując się w krzaki, gdzie tuż przed chwilą mignął czarny ogon. Zmrużył lekko oczy. Był zaciekawiony kto to mógł być. Zamyślił się. Z czarnych kotów było kilka. Wilcza Łapa i… Eeee… Pyskaty Kamień! Właśnie, to pewnie ona. Ruszył powoli w tamtą stronę. Za każdym razem gdy jego łapy dotykały podłoża strząsały się grudki ziemi. W nocy nie było dobrze widać ciemnych kolorów. Musiał wytężyć wzrok by cokolwiek zobaczyć. Nie mylił się. Zwinna, czarna sylwetka przemykała między źdźbłami trawy. Skoczył w jej stronę, zatrzymując tuż przed nosem.
-Co tu robisz? Ten, ee… Nie miałaś być w obozie?- miauknął cicho, mimo woli mrużąc oczy ze wstydu. No ta, jeszcze go kotka wyśmieje. Wyglądał dość głupio cały w błocie. Nie zdążył się odpowiednio umyć, a może powinien? Teraz był umazany piachem oraz ziemią. A uczennica nie ukrywała zaskoczenia oraz irytacji.
W życiu było jak w grze. Po prostu, byłeś zdany na los. Raz pod górkę, raz z górki. Nie będzie ci zawsze na rękę, ale przynajmniej jesteś. Potrafisz chyba się wspiąć, nawet jeśli potrwa to dłużej. Nabierzesz siły, doczołgasz na szczyt. Będziesz mógł odpocząć, a potem dalej. Na dół, później do góry. Aż w końcu to się przerywa. Nie dajesz rady wspiąć się na następny szczyt. Podstawiają ci przed nosem przepaść, w którą wpadasz. Zazwyczaj przez przypadek. On raczej do tego jeszcze nie zmierzał. Ostatnio nie czuł się źle, ale zawsze mogło to się zdarzyć niespodziewanie. Musiał być przygotowany na opuszczenie świata i znalezienie się po drugiej stronie, czymkolwiek to było. Smutek w niczym mu nie pomagał, choć wolałby najpierw zrobić to, na co miał plany. Westchnął cicho. No czysta loteria. Przeczucie nic nie da. A teraz sam siebie skarcił. Powinien wziąć się za robotę, a nie ledwo co przebierać łapami, gdy inni starają się opanować sytuację. Miał jedynie nadzieję, że to się skończy. Było zimniej niż we wcześniejszych porach. Nie zdążył się po prostu przyzwyczaić. Piaskowa Gwiazda raczej nie będzie jakoś długo jeszcze przeciągała kary. Najwyżej z 4 księżyce, ale zawsze to lepsze niż dożywocie. Była niestety taka możliwość, bo w końcu oni byli nierudzi, może z wyjątkiem Drżącego. Ale za nim matka nie przepadała. Mogła to ciągnąć w nieskończoność. Tak serio wolałby wcześniej dostać hipotermii. Nie spieszno mu to śmierci, lecz także taka praca była już coraz to bardziej do bani. Przytłaczająca. Taka bardzo głupia. Po co jej do życia tunele? Niby coś to powiększało, ale mało jak na jego oko. A może to tylko dlatego, bo zbyt wolno pracowali? Sądził, że to niemożliwe. Zawsze wracał z takimi brudnymi łapami przecież. Tak cholernie brudnymi
Nadchodził koniec dnia. Wybawienie dla każdego zmęczonego, czyli teraz mógłby się nawet podłapać do tej grupy. Jednym słowem mówiąc, albo kilkoma, czasem miał wszystkiego dość. Totalnie dość. Musiał jednak trzymać się swoich przekonań. Nie miał źle, mógł umrzeć przy porodzie. Znalazł partnerkę, kochał się w dwóch kotkach. Miał dziecko. Jego przyjaciel raczej nie jest aż daleko, pan Skorupka w końcu kiedyś wróci. Starał się częściej uśmiechać. Nie sprawiało mu to problemu, mega często zdarzało mu się w takich kwestiach kłamać. Całkiem zgrabnie, bo każdy potrafił się nabrać na szczęśliwego kota. No cóż, nie ma co zasiewać złego nastroju również w innych. Teraz robił to z poczucia spełnienia. Mógł odpocząć! Nareszcie! Prawie podskakiwał z radości. Najbardziej zbierało go, jak tylko okazało się, że to na pewno koniec. Mógł odetchnąć z ulgą, strząsnąć drobinki ziemi. Było mu dobrze z poczuciem wolności. Przez ten krótki okres czasu chyba ją miał. Mógł zjeść, pójść spać. Cudownie! Bo w końcu tego chciał, a nie miał narzuconych obowiązków. Choć tak serio, niby pięknie ładnie, ale pana Skorupki dalej nie ma. Zniknął. A to niemiły.
Jego oczom ukazało się małe poruszenie z boku obozu. Momentalnie obrócił głowę, wpatrując się w krzaki, gdzie tuż przed chwilą mignął czarny ogon. Zmrużył lekko oczy. Był zaciekawiony kto to mógł być. Zamyślił się. Z czarnych kotów było kilka. Wilcza Łapa i… Eeee… Pyskaty Kamień! Właśnie, to pewnie ona. Ruszył powoli w tamtą stronę. Za każdym razem gdy jego łapy dotykały podłoża strząsały się grudki ziemi. W nocy nie było dobrze widać ciemnych kolorów. Musiał wytężyć wzrok by cokolwiek zobaczyć. Nie mylił się. Zwinna, czarna sylwetka przemykała między źdźbłami trawy. Skoczył w jej stronę, zatrzymując tuż przed nosem.
-Co tu robisz? Ten, ee… Nie miałaś być w obozie?- miauknął cicho, mimo woli mrużąc oczy ze wstydu. No ta, jeszcze go kotka wyśmieje. Wyglądał dość głupio cały w błocie. Nie zdążył się odpowiednio umyć, a może powinien? Teraz był umazany piachem oraz ziemią. A uczennica nie ukrywała zaskoczenia oraz irytacji.
<Kamień? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz