Przysiadł w cieniu traw, przykrytych barwnymi liśćmi. Brązowe, złote, czerwone…
Ruszył się po długiej przerwie. Zebrał resztę sił, wracając do obozu.
Zaszedł tam nocą, budząc Firletkę swoim nieporadnym chodzeniem. Przewrócił jakieś patyczki ułożone pod ścianą, a nie schowane jeszcze do składziku.
-Co tu robisz? Kim jesteś? - Zapytała zaspana, podnosząc się.
- To ja, Fałszywe Serce. Wybacz, że cię obudziłem. - Mruknął cicho, nie mając sił, by grać skruchę. Jego głos był wymęczony, gardło zdarte, tak więc przez następne parę dni sobie nie porozmawia.
Firletka ziewnęła głośno, podchodząc do kocura. Obejrzała go powoli, odganiajac senność.
-Skąd znowu spadłeś, żeś taki poobijany? - Zapytała.
- Jutro się dowiesz. Na razie potrzebuje tylko pomocy z ranami. - Oznajmił.
Kotka pokiwała głową, biorąc go za słowo. Zajęła się jego problemem, zatamowała krwawienie, owinęła łapę i poradziła, by jej nie nadwyrężał. Fałszywy został u nich w legowisku, by nikogo nie budzić z wojowników.
***
Następnego dnia rano zaczął padać śnieg. Zrobiło się dużo chłodniej, a zarazem wilgotniej. Point zmarszczył brwi, otrzepując łapę z płatków śniegu. Fuj.
Musiał jednak wyjść. Zamoczyć się, zmarznąć. Przekazać informację Lwiej Gwieździe.
Wziął głęboki wdech, po czym wyszedł z legowiska. Mijał różne koty, które go witały, a on odpowiadał im z lekką obojetnoscia. Miał w nosie powitania, najważniejsza była rozmowa z liderem, lub chociażby zastępcą. Chociaż wiedział, że Miętowy Strumień ma gdzieś tę informację.
Dotarł do legowiska lidera, pytając Miętka, czy może wejść. Ten wzruszył ramionami, mamroczac cos pod nosem. Wszedł jednak do środka i zapytał lidera, który pozwolił mu na spotkanie.
Point wszedł do środka, zestresowany. Pysk w pysk z liderem.
- Dzień dobry, Lwia Gwiazdo. - Przywitał się kulturalnie. - Wczoraj pozwoliłem sobie pójść nieco dalej na patrol. Nie bądź na mnie zły, miałem dobre intencje. Czułem bowiem niedaleko starego obozu smród lisów.
- Tak? - Zapytał zaskoczony, ale też zaniepokojony lider. Wiedział, że kocurowi zależało na bezpieczeństwie klanu. Jeśli dobrze to rozegra, każdy uwierzy w jego kłamstwo.
- Niestety. - Zagrał smutnego, zaniepokojonego kota. - A co gorsza, tamten uczeń… znaczy nowo mianowany wojownik… Orle Pióro, był tam. Sam. Na własną łapę, lekkomyślnie, pomimo swoich braków w umiejętnościach, zapuścił się na tamte niebezpieczne tereny. Nie wiem co miał w głowie. Okrążyły go lisy, ja… ja próbowałem mu pomóc. - Mówił z przejęciem. Musiał się wczuć w swoją rolę. Wewnętrznie nie odczuwał nic. Pustkę.
Fałszywe Serce wskazał na swoje rany.
- Poturbowały mnie. Ledwo udało mi się uciec. Orle Pióro niestety został pożarty. - Zakończył, spuszczając głowę. - Chciałem tylko oznajmić, byśmy mieli się na baczności. Nadchodzi zima. Lisy są głodne, nawet jeśli teraz posiliły się Orlim Piórem.
- Lisy od zawsze stanowiły zagrożenie. - Powiedział po dłuższej chwili - Dziękuję za informację. Przekażę ją klanowi.
Kiwnął głową na znak porozumienia. Wyszedł z legowiska dumny z siebie, z chytrym uśmiechem. Pomimo ogromnego stresu, udało mu się śpiewająco. Doskonale. Wszystko wyszło tak, jak chciał.
Lwia Gwiazda oznajmił później kotom, co spotkało młodego wojownika. Słowo w słowo tak, jak powiedział mu point. Nic prostszego od zamaskowania prawdy. Nie mógł w końcu pozwolić na to, by ktoś dowiedział się, że to on zabrał go na tereny starego obozu. Nie chciał również mówić, iż kocur zginął od lawiny kamieni. Jeszcze by wysłali patrol na poszukiwania. A w ten sposób miał z głowy wszystkie zmartwienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz