Prawdopodobnie w tym momencie nic nie było w stanie opisać szczęścia, jakie odczuwała w swoim wnętrzu.
Okrzyki klanu mieszały jej się z własnymi myślami, bowiem w u niej w głowie tkwiła tylko czysta radość. Sama miała ochotę się drzeć, ale zdawała sobie sprawę, iż nowo mianowanemu wojownikowi tak nie przystoi.
Brat pojawił się z jej prawej strony, toteż zwróciła na niego pełne zainteresowania spojrzenie. Usiadł i ze spokojem obserwował stojącą przed nimi grupę kotów, która wciąż skandowała ich nowe imiona. To, które otrzymał kocur, z pewnością do niego pasowało. W zwyczaju miał sunąć po ziemi zgrabnie, niczym cień rzucony przez słońce, który wlecze się zza ciałem właściciela. Skała podziwiała jego metody polowań, do czego jednak nie planowała mu się przyznać.
Po pewnym czasie wszyscy ochłonęli i rozeszli się, każdy w swoją stronę, w celu zajęcia się własnymi sprawami. Czarna wraz z bratem miała przejść teraz czuwanie, co wbrew pozorom – nie było dla niej aż tak trudne, jak się spodziewała. By nie rozpraszać się, postanowiła przypatrywać się w skupieniu wszystkiemu, co ich otaczało. Nie potrafiła jednak ze spokojem przyglądać się zwykłemu kamieniowi bądź roślince, gdyż było to dla niej najzwyczajniej w świecie nudne. Nie czuła potrzeby do rozmów, ale brak większego ruchu ją dobijał.
Momentami grzebała łapą w ziemi, byleby nie zanudzić się na śmierć. Na każdy dźwięk reagowała niemal natychmiastowo, podnosząc głowę i nastawiając uszy w kierunku źródła hałasu. Liczyła, iż znikąd pojawi się jakaś banda wrogo nastawionych kotów, którym będzie mogła skopać dupy.
Ku jej niezadowoleniu – nic takiego nie miało miejsca. Musiała w milczeniu spędzić całą noc, siedząc blisko brata i gapiąc się uparcie we wszystkie okazy natury, jakie tylko mignęły w zasięgu jej wzroku. Chociaż dojrzała już do tego, by uznawać roślinki za coś pożytecznego, to nie była w stanie jednak poświęcić im takiego zainteresowania, aby obserwowanie ich sprawiało w niej jakiekolwiek pozytywne emocje.
Dopiero z rana mogli w końcu zejść ze swojej warty. Kotka nie była zmęczona brakiem snu, więc dla rozprostowania zdrętwiałych łap, przebiegła się kilkukrotnie dookoła obozowiska. Z każdym oddechem coraz bardziej dochodziło do niej, iż jest wojowniczką.
Mijając burasa momentalnie się przy nim zatrzymała, skacząc z ekscytacji w miejscu.
- Rozumiesz to? – wypaliła na starcie, nie ukrywając wciąż swej radości. – Jesteśmy wojownikami! Oficjalnie jesteśmy prawdziwymi wojownikami! – wymamrotała, kręcąc się dookoła siebie.
- Nie zachowujesz się jak normalny wojownik – stwierdził znużony jej dziecinnym podejściem. - Bardziej jak kociak, który dopiero co wyszedł ze żłobka.
Skała prychnęła, pusząc się i patrząc na niego urażona. Znowu bywał wobec niej opryskliwy, a w obecności pozostałych kotów dalej będzie zgrywał aniołka. Zmrużyła oczy, myśląc, dlaczego z niego taki cwaniak
- Po prostu brak ci optymizmu i mi zazdrościsz, ponurako – syknęła.
- Optymizem nazywasz bycie nadpobudliwym i dziecinnym? – spytał z niedowierzaniem. W jego głosie wyczuła nawet rozbawienie. Czyżby z niej kpił?
Wzięła głęboki oddech, próbując rozluźnić napięte od złości mięśnie.
- Ja mam po prostu dużo energii i chęci do życia – wyjaśniła, starając się chociaż przez moment zachować spokój.
- Za dużo – skomentował i jakby nigdy nic – odszedł od niej.
***
Minęły prawie dwa księżyce, odkąd została wojowniczką.
Każdego dnia coraz bardziej cieszyła się ze swojej „dorosłości”. Życie stało się dla niej dużo ciekawsze, a poza tym – była teraz w tym samym legowisku co jej idolka! Bliskość Płomień wydawała jej się czymś przyjemnym, chociaż Skała wciąż nie popierała jakiejkolwiek formy wykorzystywania innych i poniekąd gardziła tą cechą u kotki.
Z bratem widywała się rzadziej, ale nie osłabiło to ich rodzinnych więzi, a wręcz poniekąd wzmocniło. Czarnej często brakowało możliwości denerwowania burasa. Kiedy znajdowali się w żłobku, albo byli uczniami, wydawało jej się to normalnym zachowaniem, aby nieustannie go zaczepiać. Natomiast mieszkając wśród innych wojowników doszła do wniosku, iż może to nie być zbyt dojrzałe zachowanie.
Widząc kocura na horyzoncie, bez wahania popędziła do niego, zakradając się od tyłu.
- Hej! – krzyknęła mu wprost do ucha. – Wystraszyłeś się, co nie?
- Twoje kroki słyszałem już z daleka. Gdybyś nie była głośna jak borsuk, może byłabyś w stanie choć trochę mnie zaskoczyć – mruknął znudzony.
Skrzywiła się, blokując mu jednym skokiem drogę. Westchnął, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
- Ale na polowaniach jestem już cicha! Nie bez powodu mnie przecież mianowano – dodała, prężąc się dumnie.
- I teraz pewnie chcesz iść na polowanie, pochwalić się tym wszystkim, co niby umiesz?
- Tak! – Nie kryła się ani trochę ze swoimi zamiarami. Usłyszała ze strony brata kolejny odgłos wypuszczania powietrza z płuc, tym razem cięższe i bardziej zrezygnowane.
- A muszę? – zapytał, pomimo tego, że odpowiedź była mu znana.
- Oczywiście. – Spojrzała na ścieżkę w stronę lasu. – Komu w drogę, temu czas. Chodź braciszku, dawno nie widziałam cię w akcji – mruknęła, a w jej głosie jak zwykle można było usłyszeć nadmiar optymizmu.
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz