Nadal dobrze pamiętał emocje towarzyszące mu tamtego dnia. Jak uniósł drobne ciałko Małego Słodkiego Bąbelka Zimorodka Junior. Jak kołysał się gdy szli. Jak wrócili do obozu już było ciemno. Księżyc powoli rozpoczynał swoją wędrówkę po niebie. Całe obozowisko szło powoli spać. Słodki Bąbelek Zimorodek Junior też zasnął po drodze. Kwaśny obserwował znikające powoli do legowisk koty.
— Coś nie tak? — zapytał niebieski. — Nie idziemy do siebie?
Kwaśny położył delikatnie kocie na ziemi. Trzepnął ogonem. Zimorodkowy Blask zachowywał się jakby wyłączył mózg. Przecież wszyscy wiedzieli, że miejsce kociąt i ich matek jest we żłobku. Czyli i Kwaśnego Języka i Małego Słodkiego Bąbelka Zimorodka Juniora. Nawet specjalnie trochę utył. Wszystkie kotki oczekujące swoich kociąt tyły, żeby im kociętom wygodniej się na nich spało. Ulizał sierść na piersi. Zastanawiał się czy było wolne legowisko dla niego i Małego Słodkiego, czy musieli obudzić Omszoną Mordkę i poprosić o trochę jego dzieci.
— Jego miejsce jest we żłobku. Ze mną.
— Faktycznie. — miauknął Zimorodkowy Blask. — To chodźmy.
Zaczął iść w stronę centrum obozowiska. Kwaśny nadal stał w miejscu. Zimorodek posłał mu zdziwiony spojrzenie.
— Co się dzieje? — zapytał.
Niższy wojownik spuścił wzrok. Wiatr zawiał lekko, targając im futra. Cisza panowała parę uderzeń serca, a i tak krępująco się dłużyła.
— Boję się twojej mamy.
— Czemu?
— Nie będzie na mnie zła?
— Co czemu?
Kwaśny zaczął grzebać łapką w ziemi.
— Że... że mamy razem kocie...? — wymamrotał.
Zimorodek zaśmiał się cicho.
— Na pewno będzie zachwycona z wnuka! — oznajmił wesoło Kwaśnemu, podbiegając do przyjaciela.
Czarny położył mu łapkę na pysku i spojrzał karcąco.
— A racja, przepraszam. — szepnął Zimorodek, zerkając czy nie obudził Małego Słodkiego Bąbelka Zimorodka Junior.
Maluch na szczęście nadal smacznie spał. Obydwoje odetchnęli z ulgą. Kwaśny zetknął się czołem z Zimorodkiem. Spojrzał prosto w żółte ślipia kocura.
— Masz szczęście.
Niebieski uśmiechnął się lekko.
— Faktycznie. Gwiezdni mają mnie w opiece. — stwierdził. — Nie bój się mojej mamy. To naprawdę miła kotka. Choć czasem ma straszną minę. — niebieski sparodiował mimikę matki.
Kwaśny Język zaśmiał się cicho.
— Musisz teraz zadbać o mnie i swojego syna. — miauknął poważnie, chwytając kocie lekko za kark i podnosząc.
— I tak zamierzam. Będziemy najlepszymi rodzicami w całym Klanie Klifu i drzewa dadzą nam jeszcze więcej kociąt.
Czarny uśmiechnął się lekko. Chciałby, żeby tak faktycznie było. Cichutko na paluszkach zakradli się do kociarni. Trzy kotki wraz ze swoimi kociętami spały jak zabite. Kwaśny uważnie stawiając łapy, starał się o nikogo nie potknąć. W kącie dostrzegł stare i opuszczone legowisko. Idealne. Jutro zrobią z nim porządek. Ułożył się na nim, kładąc kociaka koło siebie. Maluch nieprzytomnie wtulił się w niego, mamrocząc coś cicho pod nosem. Wyglądał rozkosznie. I tak spokojnie. Jego goły i różowy brzuszek unosił się rytmicznie, a ślipia poruszały się pod powiekami. Pewnie śnił o polowaniu. Kwaśny był przekonany, że wyrośnie na wspaniałego wojownika. Lub medyka.
— Przynieś coś wam? — szepnął Zimorodkowy Blask.
Kwaśny pokręcił łebkiem. Otulił kocie ogonem.
— Dobranoc Zimorodku. — szepnął szczęśliwy, wpatrując się w kocie.
Przyjaciel uśmiechnął się.
— Dobranoc Kwaśny Języku i Mały Słodki Bąbelku Zimorodku Juniorze.
Następnego dnia wraz z paniką niektórych młodych matek Kwaśny i Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior zostali powitani. Berberysowa Gwiazda nie była zadowolona jak miauczał mu Zimorodek, ale zdaniem niebieskiego kotka tylko przeszczęśliwa zgrywała zrzęde. Wylądował z Mały Słodkim Bąbelkiem pierw u medyka, a potem na parę wschodów słońca do starszyzny. Kwaśnemu Językowi pękało serce, że ich kocie nie może się bawić z rówieśnikami i zostali tak potraktowani przez teściową. Zimorodkowi na szczęście udało się uprosić matkę, by mógł tam zamieszkać z potomkiem.
Kwaśny Język zaśmiał się cicho.
— Musisz teraz zadbać o mnie i swojego syna. — miauknął poważnie, chwytając kocie lekko za kark i podnosząc.
— I tak zamierzam. Będziemy najlepszymi rodzicami w całym Klanie Klifu i drzewa dadzą nam jeszcze więcej kociąt.
Czarny uśmiechnął się lekko. Chciałby, żeby tak faktycznie było. Cichutko na paluszkach zakradli się do kociarni. Trzy kotki wraz ze swoimi kociętami spały jak zabite. Kwaśny uważnie stawiając łapy, starał się o nikogo nie potknąć. W kącie dostrzegł stare i opuszczone legowisko. Idealne. Jutro zrobią z nim porządek. Ułożył się na nim, kładąc kociaka koło siebie. Maluch nieprzytomnie wtulił się w niego, mamrocząc coś cicho pod nosem. Wyglądał rozkosznie. I tak spokojnie. Jego goły i różowy brzuszek unosił się rytmicznie, a ślipia poruszały się pod powiekami. Pewnie śnił o polowaniu. Kwaśny był przekonany, że wyrośnie na wspaniałego wojownika. Lub medyka.
— Przynieś coś wam? — szepnął Zimorodkowy Blask.
Kwaśny pokręcił łebkiem. Otulił kocie ogonem.
— Dobranoc Zimorodku. — szepnął szczęśliwy, wpatrując się w kocie.
Przyjaciel uśmiechnął się.
— Dobranoc Kwaśny Języku i Mały Słodki Bąbelku Zimorodku Juniorze.
Następnego dnia wraz z paniką niektórych młodych matek Kwaśny i Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior zostali powitani. Berberysowa Gwiazda nie była zadowolona jak miauczał mu Zimorodek, ale zdaniem niebieskiego kotka tylko przeszczęśliwa zgrywała zrzęde. Wylądował z Mały Słodkim Bąbelkiem pierw u medyka, a potem na parę wschodów słońca do starszyzny. Kwaśnemu Językowi pękało serce, że ich kocie nie może się bawić z rówieśnikami i zostali tak potraktowani przez teściową. Zimorodkowi na szczęście udało się uprosić matkę, by mógł tam zamieszkać z potomkiem.
* * *
Leżał na posłaniu obserwując jak Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior bawi się z Kalinką. Kociaki wesoło się ganiały, krzycząc coś do siebie. Kwaśny Język uwielbiał obserwować jak maluch bawił się z pozostałymi mieszkańcami żłobka. Był wtedy taki rozkoszny.
— Nie złapiesz mnie! — pisnął wesoło maluch, przyspieszając.
Niefortunnie potknął się i wpadł na Mroźny Oddech. Biała kotka zjeżyła się i syknęła.
— Zjeżdżaj bachorze babochłopa. — prychnęła, wysuwając pazury.
Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior z piskiem uciekł od białej kotki nim Kwaśny zdążył zareagować. Nie umknęło mu, że kotka, z niezrozumiałych dla niego powodów, pała do niego i jego kociaka nienawiścią.
— Mamo, mamo. — podbiegł do niego. — Straszna pani... — zaczął, ale ślipka już wypełniały mu łzy.
Kwaśny poczuł jak pęka mu serce.
— Ciii... Nie przejmuj się nią. Zazdrości ci.
— Naprawdę? Jak? — miauknął kociak żałośnie.
— Ona nie ma tu mamy ani taty. — wytłumaczył dymnemu. — Pewnie bardzo za nimi tęskni.
Mroźnej najwidoczniej nie spodobało się co mówił kociakowi.
— Jeszcze słowo, a sama zadbam, żeby zrobiono z tobą porządek, ułomna cioto. — syknęła biała.
Kwaśnym jedynie zakrył uszka Małemu Słodkiemu Bąbelkowi Zimorodkowi Juniorze. Kotka mierzyła go jeszcze uderzenie serca chłodnym wzrokiem, aż w końcu usiadła, mamrocząc coś do siebie.
— Mamo?
Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior próbował sam stracić jego łapki z uszu. Kwaśny zabrał je i westchnął cicho. Z Mroźnym Oddechem były same problemy.
— Tak?
— Czemu mam takie długie i dziwne imię? — zapytało kocie.
Kwaśny Język uśmiechnął się lekko.
— Bo jesteś wyjątkowy.
— Czyli?
— Drzewa nam cię zesłały. Klan Gwiazd sam wybrał cię, żebyś pojawił się na tym świecie.
Kociak niewiele z tego rozumiał, bo jego pyszczek pozostał szeroko rozwarty.
— Kiedyś zrozumiesz. Jak będziesz duży to ci to wytłumaczymy z tatą.
Zimorodkowy Blask jak na zawołanie pojawił się we żłobku. W pysku niósł wróbla, którego położył przed łapami Kwaśnego.
— Proszę. Dla ciebie — miauknął liżąc na dzień dobry Kwaśnego w policzek, a ich kocię po główce. — Ale on uroczy! Nadal nie mogę uwierzyć, że drzewa dały nam dziecko! Jest grzeczny? Dużo je? Pamiętaj, aby jadł dużo! Wtedy będzie silnym wojownikiem!
Kwaśny Język kiwnął łebkiem.
— Na pewno. — mruknął z dumą. — I już ma swojego pierwszego przyjaciela! Jeszcze trochę, a sam będzie prosił drzewa o kocięta. — czarny nie mógł uwierzyć, że kociaki tak szybko dorastały.
Czas był nieubłagalny. Biegł szybciej niż najszybszy kot z Klanu Klifu. Zimorodek spojrzał na syna z nieukrytym podekscytowaniem. Uśmiechnął się do malca.
— Kogo? Kto jest takim farciarzem?
Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior uniósł zadowolony z siebie łebek wysoko.
— Kalinka. — odparł. — Jest strasznie smutna, że nie ma mamy i taty jak ja. Nie ma kto jej opowiadać bajek. — dodał.
— Zawsze my możemy. — zaproponował Zimorodek. — Zawołał ją. Tata wam zaraz opowie o jakiejś niesamowitej przygodzie!
<Zimo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz