— Nie, zwierzyna chętnie zapuszcza się blisko zgniłych owoców. My korzystamy. — odpowiedziała bez wahania czarnulka. Pytanie jej nie zdziwiło. — Wiesz, Krzemieniu, jeśli ci się u nas podoba, to możesz zostać. Życie tutaj różni się od tego do którego przywykłeś, ale ma swoje plusy i nigdy nie będziesz musiał martwić się o miejsce do spania, zwierzynę i samotność. Mógłbyś przejść szkolenie na wojownika. Co ty na to?
Wpatrywała się wyczekująco w czarnego kocurka.
To... było miłe. Naprawdę. Chodząc tak po obozie, dziwił się życiem tych kotów. Wyglądało na ciche i spokojne. Nie musieli martwić się o jedzenie, o zdrowie ani nawet o atak. To miejsce było niczym oaza, raj. Coś czego poszukiwał.
- Mogę... spróbować. Obiecuję, że nie będę sprawiał problemów. Musisz mi tylko wytłumaczyć, co i jak. Nie znam waszej kultury - miauknął.
- Oczywiście. Wszystkiego się dowiesz. Na razie czeka cię przejście ceremonii na ucznia.
Zdziwiony spojrzał na czarną. Coś jak pokaz siły? Nie spodziewał się, że aby dostać wiedzę, leśne koty się biją. A może były to jakieś zawody, kto szybciej wespnie się na drzewo? Miał ochotę zadać te wszystkie pytania, lecz jego uwagę odwrócił jakiś kocur. Wbijał w niego spojrzenie, że aż poczuł się nieswojo. Wskazał go Szyszce, a ta uśmiechnęła się, uspokajając go.
- To mój syn. Orzełek.
Syn liderki? Musiał dobrze go zapamiętać i oddawać należyty szacunek. Pewnie przejmie po niej władzę nad tym miejscem...
- Masz jakieś pytania? - zapytała kotka widząc jego zagubienie.
- Mam dużo pytań. Zostawię je jednak na później. Co za dużo to niezdrowo - zadecydował.
Czarna kiwnęła głową, wskazując miejsce, gdzie powinien czekać. Sama odeszła. Martwił się jak tu się przyjmie. Czy zaakceptują go? A może wprost przeciwnie? Zamyślił się na wiele uderzeń serca, ignorując spojrzenia tutejszych. Czuł na sobie ich wzrok. Tak jakby nie widzieli nigdy kota z bliznami...
Niedługi czas później dostał jeść. Ucieszył się z darowanej mu myszy i z zawrotną prędkością ją pochłonął. Idąc tu posilał się, dzięki umiejętności polowania, jednak spożycie mięsa, zawsze u niego tak wyglądało. Tyle dni na głodzie, robiło swoje.
Potem nadeszło mianowanie. Zdziwił się tą całą ceremonią. Nie musiał nic udowadniać. Szyszka powiedziała jakąś formułkę i orzekła, że będzie go uczyć. I już. Miał stawić się następnego dnia z rana na ich pierwszy trening. Szczerze to nie narzekał. Mógł spędzić resztę czasu obserwując tutejsze życie.
***
Spanie na gałęzi w gniazdach było dziwne. Zawsze to robił bez domu ptaków pod łapami. Mimo to było mu przyjemnie. Gorzej, gdy zawiał wiatr lub spadł deszcz. Tutejsi musieli nieźle marznąć w Porze Nagich Drzew. Przez wyuczone nocne czuwanie, trudno mu było usnąć. Jego ciało było ciągle w gotowości. Tak, więc gdy nadszedł wschód słońca, nie miał problemu, aby zejść z drzewa na dół i czekać na tutejszą liderkę.
- Widzę, że jesteś gotowy - miauknęła Szyszka widząc, że na nią już czekał.
- Tak. Co będziemy robić?
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz