Przycupnęła, jak zwykle przepełniona optymistycznymi myślami. Ofiara w zasięgu jej wzroku poruszała się bardzo powoli, dziwnie kołysząc się na boki. Z początku czarna nie zwróciła na to uwagi, mając w głowie tylko jeden cel, jakim było zaimponowanie bratu swoimi zdolnościami łowieckimi. Sunęła do przodu, niemalże czując wilgoć ziemi na brzuchu. Stawiała swe łapy wyjątkowo cicho, byleby nie zwrócić na siebie uwagi. Ogon ciągnęła za sobą po ziemi, coraz bardziej napinając mięśnie i szykując się do skoku. W pełni skupiona lekko zmrużyła oczy.
Wtem usłyszała z prawej strony cichy szelest. Rozproszyła się, spoglądając na wylatującego spomiędzy koron drzew ptaka. Powstrzymała się od wydania warkotu, dostrzegając w oddali brata, skrytego wśród liści. Siedział na gałęzi i obserwował ją z góry. Jak zwykle jego wyraz pyska nie wykazywał żadnych konkretnych emocji. Skała nie mogła stwierdzić, czy jest w ogóle zainteresowany jej poczynaniami. Wydawał się niewzruszony, jakby miał totalnie gdzieś to, co się zaraz stanie.
Kotkę poniekąd to zmotywowało. Czuła, że może go zaskoczyć swoimi umiejętnościami, to też pochyliła się i z triumfem na mordce zrobiła krok do przodu, znajdując się blisko „przyszłej” zdobyczy. I to wystarczająco blisko, by załapać, że ze zwierzęciem było coś nie tak. Już wcześniej jego chwiejna postawa wydawała jej się dziwna, ale teraz mogła ze spokojem rzecz, że naprawdę było coś na rzeczy. Może jakaś chora jednostka?
- O cholera – wykrztusiła, gwałtownie cofając się. Jak mogła zapomnieć o tym, że panowała wścieklizna? Przecież jeszcze niedawno miała na żywo pokaz śmierci zarażonych nią kotów. Rozejrzała się za bratem, od razu rzucając się pędem w jego kierunku. Z pewnością wiedział, że stworzonko nie było zdrowe, dlatego tak jej się przyglądał, zaciekawiony, czy ona o tym chociaż pamięta.
Wdrapała się na drzewo. Przez moment poczuła porażkę, a kiedy zatrzymała się przy nim, na jego pysku zauważyła cień zawiedzenia. Czyżby liczył na to, że jak głupia da się ugryźć?
No cóż, niestety była tego blisko.
- Nie masz co robić? – warknęła, zatrzymując się. Uniknęła kontaktu wzrokowego, bo wiedziała, że w oczach Jastrzębia będzie tylko pogarda i rozbawienie.
- Chciałem zobaczyć, jak moja niebywale silna siostrzyczka radzi sobie na polowaniu – odparł spokojnie. – Czyżbyś o czymś zapomniała? - zagadnął.
- O czym? – prychnęła. – O wściekliźnie? Oczywiście, że pamiętałam! – zapewniła go, pusząc się dumnie. Usłyszała z jego strony ciche westchnięcie. Skalnemu Szczytowi różnie przychodziły kłamstwa. Raz ciężko było je wyczuć, innym razem nie była w stanie schować braku szczerości. Jednak przed Jastrzębim Cieniem nigdy nie potrafiła czegoś ukryć. Zapewne zdradzało ją wszystko, począwszy od głupich zachowań, a kończąc na zmarkotniałym wyrazie mordki.
- Nie wydaję mi się. Byłaś bardzo blisko, mógł cię ugryźć – stwierdził. W jego głosie nie było jednak zmartwienia, a tylko żal, że nie stało się tak, jak się spodziewał. – I byś umarła.
- Proszę cię! Taka wojowniczka jak ja nie da się zarazić od byle jakiegoś króliczka! Po prostu… po prostu chciałam mu się przyjrzeć z bliska, kumasz? Musiałam zobaczyć, jak wygląda taki chory dzikus, przez co teraz wiem lepiej od ciebie, czego unikać.
- Gdybyś słuchała Wróblowej Gwiazdy, to byś od razu wiedziała, że królików trzeba teraz unikać.
Obróciła się do niego tyłem, spinając ze złości mięśnie. Wiedziała o wściekliźnie, ale akurat teraz jej się zapomniało. Była w szale emocji, chcąc jak najbardziej zaimponować bratu i pokazać, że jest w czymś lepsza.
- Mieliśmy polować, a nie prowadzić pogawędki o tym, co sobie lider gadał – burknęła, zmieniając temat. Jastrząb wiedział zapewne, że do niej nie da się przemówić, bo głupia i tak będzie upierała się przy swoim. Zeskoczył z drzewa i odszedł, szukając czegoś do złapania.
Czarna ruszyła w zupełnie przeciwnym kierunku od królika, gdzie na swej drodze zastała zdrową wiewiórkę, którą bez problemu uśmierciła. Następnie zadowolona poszła szukać burego, aby wrócić z nim do obozu. Chciała zapomnieć o całym incydencie i miała nadzieję, że Jastrzębi Cień nie będzie jej tego wypominał.
*****
Spoglądała z zainteresowaniem na zebrany tłum kotów. Dzisiaj trójka kociąt Raniuszkowego Dziobu miała przejść mianowanie na uczniów. Jak zwykle siadła blisko brata, na którego wciąż była obrażona. Nie zmieniało to faktu, że i tak spędzała z nim dużo czasu. Poza tym latała jeszcze za Płomień, próbując jej wmówić, jak złe jest wysługiwanie się innymi, oraz „bawiła” się z Mleczykiem, kociakiem Jastrzębiego Podmuchu. W pozostałych chwilach albo chodziła na patrole, albo po prostu ćwiczyła swoją siłę i wytrzymałość, by stać się jeszcze lepszą wojowniczką.
Wróblowa Gwiazda przywołał do siebie trójkę kociąt, a na pierwszy ogień do przodu wystąpiła biała kotka. Wyglądała na radosną z powodu nastającego dnia. Skale od razu przypomniał się dzień, w którym to ona tam stała, zadowolona ze zmiany w życiu. Wtedy właśnie opuściła ten żałośnie ciasny żłobek i mogła bezkarnie chodzić po obozie.
- Światełko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Świetlista Łapa. Twoim mentorem będzie Skalny Szczyt.
W tym momencie czarna osłupiała. Czy właśnie padło jej imię? Od razu napotkała spojrzenie wujka, który przywoływał ją z uśmiechem na pysku do siebie. A ona wciąż niedowierzająca stała w miejscu i zapewne nie ruszyłaby się, gdyby brat nie pacnął ją łapą po grzbiecie.
Dopiero wtedy oprzytomniała i szybkimi krokami znalazła się przy swojej pierwszej uczennicy.
- Skalny Szczycie, jesteś gotowa do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Pierzastej Mordki, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją determinację i optymizm. Będziesz mentorem Świetlistej Łapy. Mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę. – Po jego słowach kotka pochyliła się do młodszej i dotknęły się noskami. Czarną rozpierała duma, ale zaraz z niej wyparowała, kiedy usłyszała, że jej brat także dostaje ucznia.
Nie dość, że byli mianowani w tym samym czasie, to jeszcze tego samego dnia zostają mentorami! Lekko oburzona, starała się nie wybuchnąć gniewem na oczach wszystkich. Po prostu czekała, aż ceremonia dobiegnie końca, a kiedy kocięta pobiegły pochwalić się rodzicom, zaczepiła Jastrzębia.
- Dostałam ucznia szybciej od ciebie o parę chwil – rzuciła, na co w odpowiedzi kocur posłał jej spojrzenie pełne niezrozumienia.
- To ma jakiekolwiek znaczenie? – spytał znudzony siostrą, która we wszystkim widziała rywalizację.
- Wróblowa Gwiazda najpierw pomyślał o mnie jako o dobrym mentorze, potem dopiero o tobie! – Uśmiechnęła się triumfalnie, na co Jastrząb tylko przekręcił oczami i westchnął.
- To tak nie działa. Poza tym jestem zaskoczony, że w ogóle dał ci ucznia. Obyś pamiętała o królikach, bo inaczej coś ci szybko ją zagryzie. - Wypomniał jej, na co ta znowu warknęła i uderzyła ogonem o ziemię.
- Nic jej się nie stanie! Będę wspaniałą mentorką i nauczę ją wszystkiego, czego tylko można! – oświadczyła, prostując się z dumą.
<Jastrzębi Cieniu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz