Nadeszła Pora Zielonych Liści, wytchnienie od wiatrów pozostałych po Porze Nagich Drzew. Słońce jednak rzucało rozgotowane promienie na ziemię. Kamień siedziała przy jednej ze skał okalających obóz, chłodząc się jej cieniem, chociaż i to nie pomagało. Glina rozmawiał z ojcem, ale kotka ich nie słuchała. Była zbyt zajęta odpoczynkiem. Żar słońca ciążył na jej grzbiecie, gdy leżała u stóp głazu.
Odwróciła powoli głowę, gdy zobaczyła zbliżającego się do niej brata.
- Czego chcesz? -Syknęła.
- To nie mogę już towarzyszyć mojej siostrze? - Błysk rozbawienia w jego oczach nie uszedł uwadze Kamienia.
- Zamknij się. - Warknęła i schowała pysk w łapy. - Jesteś tak samo irytujący, jak...
- Jak wszystkie koty na świecie? - Podsunął z rozbawieniem.
- Tak, dokładnie tak.
- Nic dziwnego. - Mruknął.
- Skoro już tu jesteś, to mógłbyś choć raz powiedzieć coś pożytecznego. Zawsze wpychasz ten swój głupi nos wszędzie, gdzie nie trzeba.
- A co jest według ciebie pożyteczne?
- Nie wiem. To, o czym rozmawiałeś ze Świerszczowym Skokiem.
- Nic wielkiego. Tylko powiedział do mnie parę miłych słów i... poszedł męczyć inne koty.
Kamień nie mogła powstrzymać drgnięcia wąsów. Jej ojciec był nazbyt towarzyski. Mogłaby się założyć, że koty modlą się do Gwiezdnych, żeby przestał gadać.
Kamień sama uwielbiała chełpić się swoimi osiągnięciami przed małym towarzystwem, ale co innego w upalne dni, gdzie więcej ciał to mniej powietrza.
- Współczuję tym kotom, które muszą znosić jego towarzystwo.
- To ty komukolwiek współczujesz?
- Daruj sobie, półgłówku. - Warknęła Kamień.
Położyła po sobie uszy, gdy Świerszczowy Skok przeszedł obok nich z kilkoma innymi wojownikami, rozmawiając głośno i optymistycznie. Miała ochotę przeciąć pazurem ojca na pół, a ciało zostawić krukom, żeby w końu się uciszył.
- Masz minę, jakbyś planowała morderstwo. - Zauważył Glina.
- Gdyby ojciec przestał się tak drzeć, nie musiałabym tego robić. - Syknęła, jednak jej wąsy zadrgały z rozbawienia. - Nawet nas nie zauważył. Musi być pochłonięty tą rozmową.
- Jasne.
Kamień miała ochotę zamoczyć się po pysk w zimnej wodzie, a rozmowa z Gliną tylko sprawiła, że bardziej uschło jej w gardle. Była głodna, jednak stos zwierzyny był żałośnie pusty, nie licząc może kilku myszy i drozda. Była boleśnie świadoma panoszącej się po terenie Klanu Burzy wścieklizny.
- Gorąco jak diabli. - Fuknęła cicho, a Glina nastawił uszu.
- Racja. - Mruknął. - Ale da się wytrzymać.
- Dopóki będziesz stał tu jak ostatni idiota i dmuchał we mnie ciepłym powietrzem, to będzie nieznośnie.
Glina parsknął śmiechem.
- Widzę, że bardzo przepadasz za moim towarzystwem.
- Chyba będę musiała zaplanować więcej niż jedno morderstwo. - Zażartowała pusto, a Glina drgnął z rozbawienia.
- Żeby mnie zabić, musiałabyś umieć to zrobić. - Glina ciągnął prowokację.
- Nie musiałabym się męczyć, żeby przetnąć ci pazurem tętnicę.
- Skąd wiesz, że nie zrobiłbym tego przed tobą?
- Głupi. - Prychnęła Kamień.
- A ja jestem Glina. - Podsunął brat, a Kamień długo się siliła nad powstrzymaniem śmiechu. Z jej pyska wyrwał się cichy chichot.
- Jesteś Wyjątkowo Głupim Kotem o Mysim Móżdżku, tępaku. - Syknęła Kamień. - To powinno być twoje wojownicze imię w przyszłości.
- A twoje? - Uśmiechnął się. - Wszechwiedząca Najszanowniejsza Kotka Wszechczasów.
- Wiem. - Błysk arogancji przebiegł po oczach Kamienia. - Nigdy się ze mną nie zrównasz, mysi móżdżku.
Glina skoczył na nią, jednak Kamień była szybsza. Przeturlała się, zanim kocurek zdążył ją dosięgnąć.
- Przestań, to idiotyczne. Tak zachowują się małe kocięta. My jesteśmy już duzi.
- Marudzisz.
- Owszem, i mam powody. - Burknęła cicho.
- Bardzo obchodzi cię zdanie innych. - Zauważył Glina.
- A czemu ma mnie nie obchodzić? - Warknęła Kamień. - Koty liczą na dumną, silną kotkę, która kiedyś stanie w szeregach dorosłych kotów i będzie pełnić klanowi służbę, w jakiejkolwiek możliwej formie, którą przygotuje dla mnie Klan Gwiazdy. A nie na małego, słabego kociaka, który nie wyrósł jeszcze z zabaw.
Jakim jestem - dodała w myślach.
- Nie powinnaś o tym myśleć. Póki mieszkamy w kamiennych ścianach żłobka, niczego się od nas nie wymaga.
- i co z tego? Czuję się jak idiotka, gdy się bawię. To dla małych kociaków. My mamy już sześć księżyców.
- No dobrze. - Glina ustąpił, a Kamień stłumiła odetchnięcie ulgi. Nie chciała o tym rozmawiać. Nie chciała ryzykować, że Glina dojrzy w niej słabość.
- Skoro już się nagadaliśmy, to może w końcu sobie pójdziesz, półgłówku? - Warknęła Kamień, czując, jak pewność siebie powraca do niej plagą. - Tylko odbierasz mi powietrze do oddychania. W dodatku okropnie cuchniesz.
Glina przewrócił oczami.
- No, jasne. Wróciła prawdziwa Kamień.
Z pewną satysfakcją i aroganckim uśmieszkem Kamień odprowadziła wzrokiem Glinę, aż do momentu, w którym zniknął za ścianami żłobka. Kamień miała wielką ochotę na to, by znaleźć sobie towarzystwo i móc nieco pochwalić się przed nim, jak mistrzowsko zbyła brata, ale nie miała na to siły. Słońce dalej unosiło się wysoko na niebie i dalej niemiłosiernie prażyło, choć teraz już z mniejszym zapałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz