Szept westchnął jakoś przeciągle, a w jego oczach błysnęło coś na wzór zrozumienia, na krótko, bardzo krótko również żalu, jednak wątpił, by kotka teraz tego potrzebowała. Pewnie rozjuszyłoby ją to jeszcze bardziej, szczególnie iż wiedział to z własnego doświadczenia.
- Najlepiej dla ciebie będzie, jak się pogodzisz z nową rzeczywistością i dostosujesz do otoczenia, jeśli, jak już wspomniałem, chcesz przetrwać. Wrzaskiem i bólem dupy ich nie wskrzesisz, a jak się wpakujesz w kłopoty i zginiesz, to tylko zmarnujesz ich poświęcenie - rzekł bez grama miękkości w głosie, po czym jego pysk na nowo przybrał cukierkową otoczkę idiotycznego uśmieszku - A tego chyba twoja puchata mordka by nie chciała~ Prawda, prawda? Panienka musi dbać o siebie, w końcu złość piękności szkodzi~ - gderał melodyjnie - Patrz jak ci się pyszczek brzydko wykrzywił... albo, huh, to chyba normalny wyraz twarzy - ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie z głębokim zamyśleniem.
- Ale nie chcę się pogodzić! Nie chcę przegrać w tej grze! Nie rozumiesz! - Warknęła zła kocica, chociaż Szept jej nie słuchał, wzruszając obojętnie ramionami i bezceremonialnie chwycił szylkretowego demona za kark, unosząc nad ziemię, wywołując atak miotania łapami w powietrzu
- Puść mnie! Posiadam własne łapy, na których chcę stać! - Widząc, że to nie pomaga, przestała. - Postaw mnie mnie na ziemi, proszę. - Ostatnie zdanie wypowiedziała milszym głosem, chociaż wątpił, by było to to dla niej najłatwiejsze zadanie.
- Jahieh snou hsze - wymamrotał niewyraźnie przez futro kociaka, zaraz zaciskając mocniej zęby na jej skórze, nie chcąc jej jednak jakoś za bardzo uszkodzić, kiedy ta postanowiła się wić jak dotknięta larwa. Zamiast tego z zadowoleniem zrobił kilka kroków w stronę żłobka, stawiając długie kroki. Dopiero ostatnie słowa cokolwiek zdziałały.. Kocur przystanął po czasie, dosłownie dwa kroki od pnia, po czym wypluł szylkretkę na ziemię, zagradzając jej zaraz drogę możliwej ucieczki.
- Ale na tych patykach masz skierować się w stronę żłobka. - rzekł jak jakiś nauczyciel - Rozumiem twoje chęci zwiedzania, ale szczerze nie mam ochoty dostać po uszach przez twoje przypadkowe być może wyjście z obozu, kiedy już niektórzy zdołali przedstawienie zobaczyć - pod otoczką zobojętnienia patrząc uważnie na ruchy kociaka, który to pokazał mu swój język i odszedł od lilowegona taką odległość, aby ten tego nie powtórzył.
- Dlaczego miałabym wracać do tego więzienia? Nic tam nie ma prócz mojej głupiej siostry i zabawek, które nie mają żadnego pożytku. - Rzuciła kocica.
- Bo się będziemy o ciebie potykać, kłodo -wyjaśnił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem - Pluus, nikt ci tu na tyle nie ufa, by puścić cię samą, kiedy w każdej chwili możesz wypaść poza obóz w poszukiwaniu świetlanej przyszłości czy co tam innego możesz szukać.
- Nie nazywaj mnie tak! - Syknęła. Podeszła do ucznia zła, po czym skoczyła na jego ogon. Łapami przytrzymała go, aby kocur nie mógł zabrać go, a później wbiła w niego swe małe kły. - Nie jesteś moimi rodzicami ani starszym rodzeństwem, aby kazać mi coś robić! Powinieneś mnie zostawić w spokoju, a do niczego by nie doszło!
- Ajaj, już nie będę kropelko.
W jego oczach rozbłysnęło rozbawienie, kiedy dwumiesięczne kocię wbiło swoje kły w lilowy ogon, większej szkody nie robiąc.
- Oj, ał, jaki ból, umieram, cóż za jad płynie teraz w moich żyłach - rzucił nawet się nie starając - Tak, tak. A jakbym cię zostawił to na pewno nie sprawiłabyś kłopotu, szczególnie patrząc po twoim aktualnym zachowaniu - rzekł przekręcając się w bok i łapą popychając kociaka w stronę żłobka.
- Nie sprawiałabym kłopotu tobie, a ty mi. Każdy by był zadowolony, jednak ty musisz dalej stać przy tym, aby mnie zamknąć w żłobku wraz z moją okropną siostrą! Zanudzę się tam na śmierć!
- Ale że tak na rodzeństwo? Słuchaj, jak na moje to powinnaś bardziej się cieszyć, że takowe posiadasz, bo nie wiesz, kiedy może zniknąć. - odparł z jakimś "ojcowskim" tonem, pomieszanym z powagą - A jak ci się nudzi, to wystarczyło powiedzieć! Bym cię oprowadził, wiesz, jak fajnie wszystko ze skruszonego drzewa widać?- Kocica przewróciła oczami na słowa o rodzeństwie.
- Da się tam wejść na górę? - Spytała zaciekawiona, jakby kilka chwil temu nie syczała na liliowego kocura. - Z pewnością będzie widać dużo, bo jest to wysokie i to nawet bardzo!
- No jasne. W końcu najlepsze miejsce do czerpania przyjemności ze słońca. Mmm, te promienie grzejące ci futro~ - mruknął rozmarzony.
- Zabierz mnie tam! Ja chcę być na górze zamiast nudzić się tutaj. Bardzo ładnie proszę!
- Hmm, no nie wiem, takie wysokie, pełne słońca miejsce… może się przegrzejesz? Z takiej wysokości naprawdę wiele widać, jeszcze ci się w głowie zakręci, spadniesz albo postanowisz mnie zrzucić… no nie wiem czy mogę ci ufać - pokręcił smutno głową, wpierw z zamyśleniem przykładając łapę do brody, drażniąc się z kociakiem. Chciał zobaczyć reakcję.
- Najlepiej dla ciebie będzie, jak się pogodzisz z nową rzeczywistością i dostosujesz do otoczenia, jeśli, jak już wspomniałem, chcesz przetrwać. Wrzaskiem i bólem dupy ich nie wskrzesisz, a jak się wpakujesz w kłopoty i zginiesz, to tylko zmarnujesz ich poświęcenie - rzekł bez grama miękkości w głosie, po czym jego pysk na nowo przybrał cukierkową otoczkę idiotycznego uśmieszku - A tego chyba twoja puchata mordka by nie chciała~ Prawda, prawda? Panienka musi dbać o siebie, w końcu złość piękności szkodzi~ - gderał melodyjnie - Patrz jak ci się pyszczek brzydko wykrzywił... albo, huh, to chyba normalny wyraz twarzy - ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie z głębokim zamyśleniem.
- Ale nie chcę się pogodzić! Nie chcę przegrać w tej grze! Nie rozumiesz! - Warknęła zła kocica, chociaż Szept jej nie słuchał, wzruszając obojętnie ramionami i bezceremonialnie chwycił szylkretowego demona za kark, unosząc nad ziemię, wywołując atak miotania łapami w powietrzu
- Puść mnie! Posiadam własne łapy, na których chcę stać! - Widząc, że to nie pomaga, przestała. - Postaw mnie mnie na ziemi, proszę. - Ostatnie zdanie wypowiedziała milszym głosem, chociaż wątpił, by było to to dla niej najłatwiejsze zadanie.
- Jahieh snou hsze - wymamrotał niewyraźnie przez futro kociaka, zaraz zaciskając mocniej zęby na jej skórze, nie chcąc jej jednak jakoś za bardzo uszkodzić, kiedy ta postanowiła się wić jak dotknięta larwa. Zamiast tego z zadowoleniem zrobił kilka kroków w stronę żłobka, stawiając długie kroki. Dopiero ostatnie słowa cokolwiek zdziałały.. Kocur przystanął po czasie, dosłownie dwa kroki od pnia, po czym wypluł szylkretkę na ziemię, zagradzając jej zaraz drogę możliwej ucieczki.
- Ale na tych patykach masz skierować się w stronę żłobka. - rzekł jak jakiś nauczyciel - Rozumiem twoje chęci zwiedzania, ale szczerze nie mam ochoty dostać po uszach przez twoje przypadkowe być może wyjście z obozu, kiedy już niektórzy zdołali przedstawienie zobaczyć - pod otoczką zobojętnienia patrząc uważnie na ruchy kociaka, który to pokazał mu swój język i odszedł od lilowegona taką odległość, aby ten tego nie powtórzył.
- Dlaczego miałabym wracać do tego więzienia? Nic tam nie ma prócz mojej głupiej siostry i zabawek, które nie mają żadnego pożytku. - Rzuciła kocica.
- Bo się będziemy o ciebie potykać, kłodo -wyjaśnił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem - Pluus, nikt ci tu na tyle nie ufa, by puścić cię samą, kiedy w każdej chwili możesz wypaść poza obóz w poszukiwaniu świetlanej przyszłości czy co tam innego możesz szukać.
- Nie nazywaj mnie tak! - Syknęła. Podeszła do ucznia zła, po czym skoczyła na jego ogon. Łapami przytrzymała go, aby kocur nie mógł zabrać go, a później wbiła w niego swe małe kły. - Nie jesteś moimi rodzicami ani starszym rodzeństwem, aby kazać mi coś robić! Powinieneś mnie zostawić w spokoju, a do niczego by nie doszło!
- Ajaj, już nie będę kropelko.
W jego oczach rozbłysnęło rozbawienie, kiedy dwumiesięczne kocię wbiło swoje kły w lilowy ogon, większej szkody nie robiąc.
- Oj, ał, jaki ból, umieram, cóż za jad płynie teraz w moich żyłach - rzucił nawet się nie starając - Tak, tak. A jakbym cię zostawił to na pewno nie sprawiłabyś kłopotu, szczególnie patrząc po twoim aktualnym zachowaniu - rzekł przekręcając się w bok i łapą popychając kociaka w stronę żłobka.
- Nie sprawiałabym kłopotu tobie, a ty mi. Każdy by był zadowolony, jednak ty musisz dalej stać przy tym, aby mnie zamknąć w żłobku wraz z moją okropną siostrą! Zanudzę się tam na śmierć!
- Ale że tak na rodzeństwo? Słuchaj, jak na moje to powinnaś bardziej się cieszyć, że takowe posiadasz, bo nie wiesz, kiedy może zniknąć. - odparł z jakimś "ojcowskim" tonem, pomieszanym z powagą - A jak ci się nudzi, to wystarczyło powiedzieć! Bym cię oprowadził, wiesz, jak fajnie wszystko ze skruszonego drzewa widać?- Kocica przewróciła oczami na słowa o rodzeństwie.
- Da się tam wejść na górę? - Spytała zaciekawiona, jakby kilka chwil temu nie syczała na liliowego kocura. - Z pewnością będzie widać dużo, bo jest to wysokie i to nawet bardzo!
- No jasne. W końcu najlepsze miejsce do czerpania przyjemności ze słońca. Mmm, te promienie grzejące ci futro~ - mruknął rozmarzony.
- Zabierz mnie tam! Ja chcę być na górze zamiast nudzić się tutaj. Bardzo ładnie proszę!
- Hmm, no nie wiem, takie wysokie, pełne słońca miejsce… może się przegrzejesz? Z takiej wysokości naprawdę wiele widać, jeszcze ci się w głowie zakręci, spadniesz albo postanowisz mnie zrzucić… no nie wiem czy mogę ci ufać - pokręcił smutno głową, wpierw z zamyśleniem przykładając łapę do brody, drażniąc się z kociakiem. Chciał zobaczyć reakcję.
<Cisza? :3>
[755 słów]
[755 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz