Bawił się ze swoją siostrą, raz za razem skacząc na nią i wywracając na ziemię. Był za bardzo pochłonięty walka, by zwrócić uwagę na pewne kocię, które im się przyglądało. W końcu lada dzień mama pozwoli im rozpocząć szkolenie. A Jerzyk już się nie mógł doczekać tego dnia. Chciał pokazać matce, że jest pilny i raz dwa opanuje podstawy walki czy tropienia. Bo o ich wierzę to już dużo umiał
— No przyznaj, że przegrałaś siostrzyczko. Kotki z kocurami to żadnych szans nie mają. — wymamrotał gryząc siostrę za jej wywinięte uszko, które w przeciwieństwie do uszu kocurka było pozbawione pędzelków — Poddaj się, a cię puszczę!
Ugryzienie nie było wcale mocne, a walka w końcu była na niby. Nie mógł pozwolić, aby jego jednej z siostrzyczek coś złego się stało, a jednak chciał pokazać jej, że jako kocur i do tego sporych rozmiarów jest silniejszy.
— Nigdy! — Usłyszał w odpowiedzi.
Cynia za żadne skarby nie chciała się poddać, co nie podobało się kocurkowi. Jeszcze chwilę ją będzie tak tarmosił za ucho, to naprawdę je oderwie. Puścił ją.
Wywrócił oczami będąc rozczarowany zachowaniem siostry. Kotki. Niby delikatne stworzenia, a jednak były tak cholernie zawzięte jak chyba żadne stworzenie. Przyglądał się jak szynszylowa rozmasowuje swoje ucho, wyzywając pod nosem swego brata. A Jerzykowi z pyska nie schodził uśmiech.
— Oj Cyniu, moja siostrzyczko przekochana, musisz jeszcze sporo poćwiczyć, jak chcesz mieć ze mną szansę!
Może i się poddał, odpuścił, ale wygrał. Mama na pewno by po pochwaliła za jego umiejętności.
Pragnąc atencji i uwagi rodzicielki zaczął się rozglądać po ogródku. Nie dostrzegł jej, ale za to dostrzegł ruch źdźbeł trawy. Pliszka właśnie dawała kuksańce Goshenit, więc żadne z nich nie mogło się w niej chować.
Przyczaił się po czym powoli ruszyła w kierunku trawy, w której dostrzegł ruch. Zbliżył się na tyle, by dostrzec kociaka młodszego od siebie wylegiwującego się pośród źdźbeł. Nachylił się do niego pyskiem mrużąc oczy. No tak, jedno z tych szóstki pieszczochów. Na całe szczęście szło ich rozróżnić, bo każde było inne.
— Witaj, mój mały kolego. Widzę, że i ty też nie lubisz siedzieć w zamknięciu jak reszta twojego rodzeństwa — podjął uśmiechając się do kocurka — Nie powinieneś opuszczać swojego gniazda. Ledwo cię widziałem w tej trawie i o mały włos na tobie nie usiadłem! Zostałby z ciebie placek, a wtedy miałbym przechlapane... — Położył po sobie uszy, matka to by go chyba sprała, gdyby zgniótł tyłkiem kociaka pieszczoszki, u której mogli pomieszkiwać. — Te, głuchy jesteś, niemy czy co? Myszy ci język odgryzły? — szturchnął dość mocno kocurka wywalając go na bok będąc zirytowany, że młodsze kocię jedyne co robiło to się na niego patrzyło
Trzeba było rozruszać tę bandę pieszczochów. Bo jeszcze parę księżyców, a będą tam krągłe jak ich matka, gdy w ciąży była. Nie czekając na odpowiedź młodziaka, pochwycił w zęby patyk, którym jakiś czas wcześniej bawił się z siostrami.
— Bawimy się. Ty uciekasz, ja gonię. Żebym to ja wygrał to muszę cię uderzyć w głowę, o tym patykiem. 3... 2... 1... Start!
<Duszku? Uciekaj bo bong dostaniesz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz