*straszliwie dawno temu*
— Nie. On nie może — rzekła od razu Krokus. Nie chciała brać tego… ugh… na szukanie jedzenia z nimi. Mógł wszystko zepsuć. Pomijając już jego charakter i krnąbrność nic nie umiał i mógł im w trymiga przepłoszyć ewentualną kolację. Dostrzegła, jak przybrany członek rodzeństwa spuszcza ogon ze smutnym pomrukiem. Szkoda jej było Skazy, lubiła go, ale musiała im to powiedzieć.
— Oh… no dobrze. To gdzie idziemy?
Starsza kotka ruchem ogona zaprosiła pytającą do podążania za sobą. Weszły na ulice, a po krótkim czasie jej towarzyszka znów się odezwała:
— Mogę poprosić jakichś dwunożnych o jedzenie? — zaproponowała.
— Każde jedzenie się przyda — stwierdziła Krokus, skinąwszy głową. Jednak i tak nawet gdyby się z tym nie zgadzała, nie zatrzymałaby już burej, nawet mimo tego, że mogła. Podobał jej się zapał, z jakim ta chciała im pomóc. Gdyby tylko Wypłosz taki był…
Sama nie podeszła bliżej, tylko obserwowała syna Luny. Za bardzo bała się dwunogów. Nie miała do tych istot zaufania. Nie miała zamiaru się do nich zbliżać, poza tym, nie wiedziała, jak się zachować. Nie potrafiłaby rozróżnić normalnego zachowania od podejrzanego, w kontakcie z taką istotą.
Skaza trochę się połasiło do dwunoga, a ten po chwili głaskania kota wyjął coś z kieszeni. Następnie z białego pakunku ukazała się tak zwana kanapka – jeden z egzotycznych rodzajów pożywienia nieomal łysych istot. Wyprostowany wyjął z kanapki soczysty skrawek szynki, po czym dał go Skazie, a następnie wołany przez innego osobnika ze swojego gatunku ruszył w swoją stronę.
Krokus po chwili postanowiła podejść do Skazy.
— Dobra robota — stwierdziła, przylegając lekko do ich boku. Musieli się w końcu nawzajem wspierać w tych trudnych czasach. — Możesz to zjeść — stwierdziła nieco niepewnie. W końcu… Skaza też potrzebowali pożywienia… a skoro mogli je zapewnić w taki sposób, w który inni spośród nich nie byliby w stanie… to mama nie będzie zła… prawda?
Skaza zaczęło pałaszować mięso po chwili milczenia.
Musieli się najeść, póki mogli.
***
*przed rozpoczęciem treningu wnucząt Krokus*
Znów panował głód. Przypominały jej się tamte czasy. Wspomnienia zalewały jej umysł, gdy budziła się ze snu, będącego częściowo projekcją dawnych wspomnień. Po chwili wstała, po czym zaczęła się wylizywać. Szybko omiotła spojrzeniem ich kryjówkę. Od razu dostrzegła puste miejsce, w którym ostatnio widziała Skazę. Przybrane dziecko Bylicy ostatnimi czasy wychodziło bardzo wcześnie i wracało późno. Krokus cieszyła się z ich powrotu, ale szczerze, w tamtym momencie złapało ją zmartwienie. Tak, wywierała dużą presję na siebie, a także na swoje dzieci, ale Skaza było jej sercu bliskie i wiedziała, jak bardzo chciało im pomóc. Pamiętała jego starania, to, jak zdobywało jedzenie od dwunogów i to doceniała.Po wyjściu spod kontenera na śmieci dostrzegła znikający za rogiem znajomy ogon. Czyli dopiero co wyszli? Szybko poszła za nimi, a już po chwili stała tuż za plecami rodzeństwa.
— Skazo — kot obrócił się ze zdziwionym pyskiem, dając też wrażenie… przestraszonego? Krokus położyła łapę na ich barku, chcąc ich uspokoić. — Ostatnio często wychodzisz. Chodź ze mną — miauknęła łagodnie, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie.
Skaza poszło za nią. Nie oglądała się na niego, słysząc jego kroki. Po jakimś czasie, ni to krótkim, ni to długim, podeszła do ogrodzonego miejsca, w którym znajdował się śmietnik – było ono przyłączone do ceglanego murku, otaczającego ten i pobliskie domy, stanowiących jedno osiedle. Śmietnik był w przestrzeni wrzynającej się jakby w przestrzeń ukazującą granice terytorium dwunożnych i był ogrodzony kratą ze wszystkich stron, w tym w miejscu, w którym winien być mur prostą logiką idąc. Krokus wsunęła się tam.
Chwilę poszperała, a potem wróciła do arlekina z małą myszką w pysku.
— To dla ciebie — stwierdziła, kładąc ją pod łapami Skazy, po czym westchnęła. — Wiesz, jesteśmy ostatni — stwierdziła, aby po momencie kontynuować — Ostatni z żywych dzieci Bylicy. Ty, ja i Skowronek. Musimy się wspierać nawzajem — miauknęła, uśmiechając się lekko. — Może ci tego nie mówiłam, ale tęskniłam za tobą. Za tym, jakie jesteś miłe i uczynne. Jedyne w swoim rodzaju — rzadko tak miłe słowa padały z jej pyska, musiała to przyznać. Od księżycy była tą Krokus i tylko kilka kotów doświadczało jej miłej strony. Byli to Błotniste Ziele i właśnie Skaza. Potem urodziły się dzieci Błota i z nimi też miała dobre stosunki. Ze swoimi wnukami… miała jednak mało kontaktu, przez swą córkę, Jeżyk. Ta nie lubiła, gdy cętkowana przychodziła ich odwiedzić. A chciała sprawdzić, na kogo młode wyrastają. Czy będą przydatne Sekcie. Widziała się z nimi nie raz, prawda, ale za mało razy by je lepiej znać.
Po chwili wróciła do rzeczywistości, wpatrując się w Skazę swymi miodowymi oczyma.
<Skazo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz