Skrzywiła się, patrząc z odrazą na ruch kociaka. Żałosne… A myślała, że wytłumaczyła już Topikowi jaką pokraką jest. Najwidoczniej to było za mało, by dojść do jego małego, pustego łebka. Mama od zawsze mówiła o tym, jak głupie były czekoladowe koty. Pozbawione rozumu, nawet nie mogły się równać z czarno-białymi. Tacy jak on, mogli jedynie się przydać do pracy niewymagającej zbytniego zasobu inteligencji. Na nich nawet nie działały jej niesamowite rady, a myślała, że były takie dobre. Już nie było co próbować naprawiać te zepsute od urodzenia istoty. Nie da się przecież nastawić ich mózgu na dobry tor. Na zawsze pozostaną tępe i nad wymiar brzydkie. Jak można było uważać ten ohydny odcień brązu za coś ładnego! Z takim futrem bałaby się wychodzić z cienia, a co dopiero komplementować swoją urodę. Biedne stworzenia, od początku skazane na straty… I słusznie.
- Odsuń się, wiesz, nie chcę się zarazić- zachichotała, chowając pyszczek za łapką. Chciała dalej iść w tej cyrk, bo przecież w końcu mogła zaistnieć wśród sióstr i zrobić coś przydatnego.- Wolę nie wiedzieć ile zarazków trzymasz na tej swojej brudnej sierści… Z tego co słyszałam, to czekoladowe koty prawie w ogóle się nie myją… Jest to dość obrzydliwe.
- Ale ja przecież myję futerko! Nie rozumiem, przecież to nie prawda…- powiedział cicho Topik, niezbyt rozumiejąc o co jej chodziło. Tak, tak, teraz miał zamiar się bronić i twierdzić, że jest inaczej. Ona znała prawdę. Nie potrzebowała wysłuchiwać tych jego żałosnych wytłumaczeń.
- Możesz się tak tłumaczyć. Strasznie jesteś biedny, taki młody, a już cierpisz na ubytki na umyśle… Wiesz, czasem to aż mi się szkoda robi takich jak ty. Ale niczego nie zmienisz. Jesteś głupiutkim i brzydkim potworkiem z bagien. Czemu nie zostałeś w tym błocie i się tam nie utopiłeś, co? Może byłoby lepiej, gdybyś pospędzał więcej czasu kąpiąc się w tej brudnej brei. I tak nie byłoby widać różnicy. Oj, Topiku, Topiku… Dla ciebie to nie ma nadziei- parsknęła, kręcąc oczami i wyciągając dalej szyję. To ona tu rządziła! To poczucie wyższości nad innymi było naprawdę niesamowite. Chciałaby częściej czuć się jak pani i władca! W szczególności, kiedy mogła sobie pożartować z szkaradnych stworzeń, które się z nią nie mogły równać.
- I pamiętaj, maseczka z błota idealnie działa na futro na pyszczku, może chociaż dzięki temu będziesz trochę lepiej wyglądać- zachichotała, nie mogąc już sie powstrzymać. Widziała łzy w oczach młodszego, ale czy ją to obchodziło? Oczywiście, że nie, nawet na litość nie zasługiwał mały mysi bobek. Najlepiej by było, gdyby skulił ogon i pobiegł do kąta płacząc. Przyniosłoby jej to pewną satysfakcję.
Nagle poczuła dotyk na plecach. Zaskoczona odwróciła się, by spojrzeć w oczy Wir. O co jej znowu chodziło? Dobrze się bawiły, a teraz chciało jej się przeszkadzać! Zmarszczyła nos, nawet jeszvze nie wiedząc o co kotce chodziło. Samo przerywanie jej było nie na miejscu.
- Dajmy mu już spokój, to bezsensowne. Koloru futra przecież zmienić nie zmieni przez to, że nie jest dobre - powiedziała jakaś dumna z siebie i odeszła spokojnym krokiem. Co to miało znaczyć?! Zdrada? Nie no, trochę ją rozumiała, bo to wszystko przestało być ciekawe. Zaczęła się trochę nudzić, powtarzając jedną i tą samą gadkę. Prychnęła, by pokazać swoją irytuację i odwróciła się z powrotem do tego bezużytecznego dziwaka.
- Pamiętaj tylko o tym, co ci mówiłam. Jak tylko będziesz próbował zachować się jak ktoś lepszy, to nie oczekuj, że będę dla ciebie miła. Wręcz przeciwnie, może nawet stracisz zęby. Więc to twój wybór- uśmiechnęła się słodko na pożegnanie, machając mu ogonem tuż przed pyskiem. Fajnie by było, gdyby każdy czekoladowy kot znał swoje miejsce. Nie musiałaby wtedy niczego tłumaczyć i się męczyć z półgłówkami. Z drugiej strony, jednak dobijanie takiego Topika było dość miłe, gdyby nie wierzył tak w to, że coś znaczy, to nie byłoby tak zabawnie.
- Odsuń się, wiesz, nie chcę się zarazić- zachichotała, chowając pyszczek za łapką. Chciała dalej iść w tej cyrk, bo przecież w końcu mogła zaistnieć wśród sióstr i zrobić coś przydatnego.- Wolę nie wiedzieć ile zarazków trzymasz na tej swojej brudnej sierści… Z tego co słyszałam, to czekoladowe koty prawie w ogóle się nie myją… Jest to dość obrzydliwe.
- Ale ja przecież myję futerko! Nie rozumiem, przecież to nie prawda…- powiedział cicho Topik, niezbyt rozumiejąc o co jej chodziło. Tak, tak, teraz miał zamiar się bronić i twierdzić, że jest inaczej. Ona znała prawdę. Nie potrzebowała wysłuchiwać tych jego żałosnych wytłumaczeń.
- Możesz się tak tłumaczyć. Strasznie jesteś biedny, taki młody, a już cierpisz na ubytki na umyśle… Wiesz, czasem to aż mi się szkoda robi takich jak ty. Ale niczego nie zmienisz. Jesteś głupiutkim i brzydkim potworkiem z bagien. Czemu nie zostałeś w tym błocie i się tam nie utopiłeś, co? Może byłoby lepiej, gdybyś pospędzał więcej czasu kąpiąc się w tej brudnej brei. I tak nie byłoby widać różnicy. Oj, Topiku, Topiku… Dla ciebie to nie ma nadziei- parsknęła, kręcąc oczami i wyciągając dalej szyję. To ona tu rządziła! To poczucie wyższości nad innymi było naprawdę niesamowite. Chciałaby częściej czuć się jak pani i władca! W szczególności, kiedy mogła sobie pożartować z szkaradnych stworzeń, które się z nią nie mogły równać.
- I pamiętaj, maseczka z błota idealnie działa na futro na pyszczku, może chociaż dzięki temu będziesz trochę lepiej wyglądać- zachichotała, nie mogąc już sie powstrzymać. Widziała łzy w oczach młodszego, ale czy ją to obchodziło? Oczywiście, że nie, nawet na litość nie zasługiwał mały mysi bobek. Najlepiej by było, gdyby skulił ogon i pobiegł do kąta płacząc. Przyniosłoby jej to pewną satysfakcję.
Nagle poczuła dotyk na plecach. Zaskoczona odwróciła się, by spojrzeć w oczy Wir. O co jej znowu chodziło? Dobrze się bawiły, a teraz chciało jej się przeszkadzać! Zmarszczyła nos, nawet jeszvze nie wiedząc o co kotce chodziło. Samo przerywanie jej było nie na miejscu.
- Dajmy mu już spokój, to bezsensowne. Koloru futra przecież zmienić nie zmieni przez to, że nie jest dobre - powiedziała jakaś dumna z siebie i odeszła spokojnym krokiem. Co to miało znaczyć?! Zdrada? Nie no, trochę ją rozumiała, bo to wszystko przestało być ciekawe. Zaczęła się trochę nudzić, powtarzając jedną i tą samą gadkę. Prychnęła, by pokazać swoją irytuację i odwróciła się z powrotem do tego bezużytecznego dziwaka.
- Pamiętaj tylko o tym, co ci mówiłam. Jak tylko będziesz próbował zachować się jak ktoś lepszy, to nie oczekuj, że będę dla ciebie miła. Wręcz przeciwnie, może nawet stracisz zęby. Więc to twój wybór- uśmiechnęła się słodko na pożegnanie, machając mu ogonem tuż przed pyskiem. Fajnie by było, gdyby każdy czekoladowy kot znał swoje miejsce. Nie musiałaby wtedy niczego tłumaczyć i się męczyć z półgłówkami. Z drugiej strony, jednak dobijanie takiego Topika było dość miłe, gdyby nie wierzył tak w to, że coś znaczy, to nie byłoby tak zabawnie.
***
Trening był o wiele trudniejszy niż myślała. Oczekiwała bułki z masłem, czegoś, co będzie prostsze od zjedzenia ryby, ale jednak ostro się przeliczyła… Te wszystkie wymagania na bycie wojownikiem ją dobijały do cna, naprawdę nie miała już nawet siły się starać. Jednak była zmotywowana rywalizacją pomiędzy nią a siostrami. To jakoś ją pchało do przodu, bo inaczej już dawno temu by walnęła na glebę i odmówiła posłuszeństwa. Z drugiej strony, może tak byłoby lepiej? W końcu przez to całe poranne wstawanie i ciągłe ćwiczenia, była wyczerpana. A ostatnio nawet działy się coraz to dziwniejsze rzeczy. Na początku były to dziwne cienie zauważane kątem oka, ale teraz była pewna, że jakieś dziwne postacie ją obserwowały. W sumie to jednak jej nie przeszkadzały. Czasem wyskakiwały i w ogóle. Takie tam pierdoły. Tak myślała…
Jej otępiałe i dziwne zachowanie w końcu po jakimś czasie zwróciło uwagę Sroczego Lotu, która była zmuszona zaciągnąć ją do legowiska medyka. Nie rozumiała w ogóle czemu. Nie lubiła tych postaci? Przecież na pewno też je widziała. Chyba, że zwariowała do reszty i to wszystko jej się wydawało? Nie, na pewno nie, przecież prowadziła super zdrowy styl życia i była we wszystkim perfekcyjna, dlaczego miałaby wariować? To nie mogły być tylko jej wyobrażenia, albo może jednak? Halucynacje, głupie halucynacje! Zaprzątały jej mózg tak, że nie potrafiła jasno myśleć. Wszystko było pogrążone w chaosie i łączyło się dobrze z jej wyczerpaniem. Mogła jedynie zmęczonymi oczami wpatrywać się w przestrzeń, gdzie raz po raz zauważała różne istoty. Najchętniej, to by walnęła łbem w jakiś konar drzewa, albo podtopiła dla jaśniejszego umysłu.
Czyjeś czekoladowe łapy pojawiły jej się przed oczami. Wydawało jej się to czy nie? To był prawdziwy kot, czy tylko wytwór jej zmęczenia? Nie, to musiało być całkowicie realne. Zmrużyła już i tak na wpół żywe ślepia, starając się dopatrzyć jakichś dziwnych rzeczy wokół siebie. Jej sierść była stale nastroszona w stanie gotowości, jakby coś miało za chwilę wyskoczyć z zasięgu jej wzroku. Będzie przygotowana na jakiekolwiek stwory! Bo kto, jak nie ona? Głosy zaczęły jej się zlewać w jedno. Ale by chciała pójść spać… To był nawet dobry pomysł, lecz jakoś po prostu… Nie dało się. Szybkie zaśnięcie było niemożliwe. Przekrwione oczy dalej funkcjonowały skanując otoczenie. Była trochę jak zombie. Tak tylko trochę.
Dopiero po chwili zareagowała widząc, że ta czekoladowa łapa podsunęła jej coś pod nos. Co to było? Próbowała się skupić na małych listkach, ale po chwili musiała szybko odwrócić łeb. Widziała coś. Albo i nie? Albo tak? Zresztą, nieważne! Teraz to ziółko wydawało się być ważne. Fajnie wyglądały… Zjadła je, po czym znowu obróciła się w tą stronę. No w cholerę, co za ustrojstwa wydawało jej się, że widzi! Miała nadzieję, że listki jakkolwiek jej pomogą powrócić do normalnego stanu, bo naprawdę była tym wszystkim zmęczona!
<Topik?>
Wyleczeni: Kotewkowa Łapa
[1084 słów]
[Przyznano 22%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz