*końcówka ostatniego lata*
Do Gniazda Dwunożnych.
Została zamknięta w jakiejś mniejszej części całego miejsca tuż po przybyciu. Przerażało ją to co widziała w środku. Dziwne coś, przypominające potwora dwunożnych, tyle że znacznie mniejszych rozmiarów i z długą… trąbą? Ogonem? Wystającym z jednej strony… Kolorowe coś z dziurą w środku, w której wnętrzu znajdowała się zastała woda i… długi patyk z białymi, puszystymi, dżdżownico-podobnymi rzeczami na końcu.
W środku było ciemno, a ona przerażona schowała się gdzieś w kącie tego jaskiniopodobonego tworu, w którym się znajdowała, z dala od tych wszystkich stworów. Drżała na całym ciele, rozglądając się na boki.
Co ona tu robiła? Skoro nie dali jej psu na pożarcie, to co chcieli z nią zrobić? Chyba nie mieli zamiaru… nie… nie, na pewno nie przerobią jej na…
Nagle dziwna, ruchoma część ściany powoli zaczęła się poruszać, a ona jeszcze bardziej skuliła się w kącie. Nagle oślepiające światło wypełniło przestrzeń, a ona musiała aż zamknąć oczy od tego blasku. Przez oślepnięcie nie zdążyła uciec, nim nie została ponownie pochwycona przez wyprostowanego.
Gdy tylko zorientowała się, co miało miejsce, zaczęła się wyrywać, ale okazało się, iż na łapach łysolca znajdowały się dziwne, czarne otoczki, które nie pozwalały jej na dostanie się do jego wrażliwej skóry zębami.
Dwunożny zaczął wchodzić na górę, do wyższej części gniazda.
A już niedługo byli tam.
Została włożona do przestrzeni otoczonej białymi ściankami. Takiego jakby dołu, tylko bez stałej ziemi wokół. A potem…
Potem woda zaczęła wylewać się z srebrnego czegoś po jednej ze stron.
Chcieli ją utopić?!
Nie, ona już raz się prawie utopiła, nie chciała powtórki!
Przerażona zaczęła skakać po ścianach i mimo wyrobionych w tylnych łapach mięśni, nie była wstanie się wydostać, bo nawet, jak już dosięgała brzegu, dwunożni wpychali ją z powrotem do środka. Było ich czterech, jeden duży i te trzy mniejsze, wszyscy przyglądali się jej cierpieniu.
Jedno z tych mniejszych wzięło na do ręki dziwne, owalne coś, z czego potem wylała się kleista substancja. Największy z dwunożnych chwycił przerażoną, zdesperowaną Skoczek, aby przytrzymać ją w jednym miejscu, a mniejszy dwunóg nałożył na jej futro kleistą maź.
— Nie, zostawcie! ZOSTAWCIE MNIE! — wrzeszczała, jej nos drażniony był przez dziwny, ostry zapach. — PUSZCZAJCIE! — Cała została obklejona, a potem ten sam z trójki identycznych wyprostowanych, zaczął oblewać ją delikatnie ciepłą wodą. Skoczek łkała już ciszej, zaczynając godzić się ze swym losem. Gdy już była cała przemoczona, a klejąca substancja, która zaczęła się pienić, została zmyta z jej futra, wyjęli ją z białego czegoś. A srebrna po prostu dała się nieść, całkowicie poddana, nie mając już siły na walkę. Zginie, zginie tak samo jak jej matka i ojciec.
Ale zamiast tego wytarli ją dziwnym, jakby zdjętymi z innej istoty futrem, opatulając ją nim szczelnie. W tym kokonie została uniesiona przez jednego z dwunogów, który usiadł na dziwnym, miękkim miejscu, po czym zaczął nią delikatnie kołysać.
Skoczek nie wiedziała co robić, ale po wielu takich kołysaniu na zmianę przez trzy identyczne istoty, w końcu oddała się snu, nie mając już siły na dalsze utrzymywanie świadomości.
***
Następnego ranka obudziła się z dziwnym, jaskrawym czymś wokół szyi. Było to w kolorze czerwono-pomarańczowym i miało dziwne, lśniące, złote brzęczące coś przyczepione z przodu.I nawet Skoczek wiedziała, co to było.
— Obroża?! — wrzasnęła przerażona. Jak na zawołanie z pomieszczenia obok wypadł jeden z małych dwunogów i podszedł bliżej.
Chcieli… Z NIEJ ZROBIĆ PIESZCZOCHA?!
Kocię wyprostowanych podeszło bliżej niej. Całe było w dziwnym, różowym czymś. Jakby… skórze? Imitacji skóry? Czy dwunodzy zrzucali ją jak węże, tylko że codziennie?! Nie myśląc wiele więcej, Skoczek syknęła, ale młode już po chwili znów ruszyło w jej stronę i wyciągnęło swe łapy, więc Skacząca Fala szybko umknęła na swych dwóch nóżkach najdalej, jak mogła, wywalając się przy tym parę razy.
Po chwili mogła usłyszeć dwa, identyczne głosy dwunogów, rozbrzmiewające jednocześnie. Coś pomiauczeli, a potem sobie poszli. Resztę dnia spędziła w tym samym kącie, nie dając się skusić dziwnym kulkom rzucanym w jej stronę.
***
*dalej końcówka ostatniego lata*
Minął już z tydzień. A ona dalej była zamknięta w jednej przestrzeni z tymi istotami i wielkim, czarno białym kundlem. O dziwo nie atakował jej, więc mimo przemożnego instynktu ucieczki i czerwonej lampki zapalającej się w umyśle niebieskiej na jego widok, ta nie uciekała od razu. Zwierzak był niegroźny, mimo że ogromny i strasznie wyglądający. Bardziej bała się tych trzech wyprostowanych kociąt.Wychodziły na kilka godzin z gniazda, a potem wracały z tymi dziwnymi rzeczami na plecach. Skoczek zaczynała powoli dostrzegać pewne schematy w ich zachowaniach, ale dalej to były nieprzewidywalne monstra, wyciągające do niej swe łapska.
No, poza jednym.
Bowiem kocię, które często miało na sobie białe skóry, nie naprzykrzało się tak bardzo. Dlatego też, ulubionym miejscem do przesiadywania Skoczek stała się część tego miejsca, w której głównie to owe kocię przesiadywało.
A była to przestrzeń na wyższej kondygnacji, cała biała, z jakimiś szpargałami porozstawianymi gdzieniegdzie…
I roślinami.
Masą roślin.
Może i nie rosły w ziemi, a w dziwnych pojemnikach, ale Skoczek miała to gdzieś. Przypominały jej dom i dawały miejsce, gdzie mogła się skryć. Tak też korzystała z tego i siedziała tam przez większość czasu, jednocześnie zastanawiając się, jak zwiać z tego przedziwnego a zarazem strasznego miejsca.
Od jakiegoś czasu, zaczęła się także posilać. Bądź co bądź, musiała coś jeść. Tak więc jadła te dziwne kulki, które nie smakowały nawet tak źle. Raz na jakiś czas dostawała też bardziej normalne posiłki, bowiem złożone z mięsa otoczonego dziwną galaretą. Ale smakowało dobrze, więc nie mogła narzekać. Inaczej niż myszy, ptaki czy inne, ale dobrze.
Gdy tym razem podeszła do kolorowego pojemnika na jedzenie, stało się coś dziwnego.
Bowiem nie usłyszała, gdy do pokoju weszło jedno z pozostałych kociąt, a następnie podbiegło do niej i chwyciło ją w ramiona. Zasyczała, wściekła. Jakim cudem go nie usłyszała?! Prawda, ostatnio jej słuch w jednym uchu się pogorszył, ale to było jej najmniejsze zmartwienie w obliczu tej sytuacji. I tak nie miała dostępu do medyka, więc co mogła zrobić?
Kocię, do którego należała ta część gniazda, podeszło bliżej, po czym zaczęło coś miauczeć do drugiego. A potem została zniesiona na dół.
Po chwili dotarli do największego z dwunogów. Skoczek szczerze nie wiedziała, co o nim myśleć. Poza tym, że to on był chyba rodzicem trójki bliźniąt niewiele o nim wiedziała. Nie naprzykrzał się jej, czasem tylko rzucił kulkami w jej stronę, więc mało co zwracała na niego uwagę.
Jakie więc było jej zdziwienie, gdy po chwili rozmowy między istotami została załadowana do dziwnego czegoś ze srebrnymi patykami z jednej strony, a potem dwunogi zaczęły się ubierać w swe „skóry do wyjścia”, jak to je określała Skoczek.
Potem wynieśli miauczącą z przerażenia kotkę, a następnie władowali do potwora. Ten po chwili zamruczał i ruszył.
***
Po drodze kilka razy prawie zwymiotowała ze stresu i dziwnych ruchów monstrum, w którego trzewiach się znajdowała. Gdy zatrzymali się odetchnęła z ulgą. Może chcieli ją odstawić do domu – taka oto nadzieja zatliła się w jej umyśle, ale szybko została stłamszona, gdy dostrzegła, że dalej byli w Siedlisku Dwunogów.
Gdyby tylko wiedziała, co miało nastąpić później…
***
Postawili ją w dziwnym miejscu, na białej, śliskiej powierzchni oświetlonej nienaturalnym światłem. Próbowała z niej zeskoczyć, ale gdy tylko podchodziła blisko krawędzi, dwunożny chwytał ją i wciągał na środek. To było bardzo irytujące, jak i stresujące. Dlaczego w końcu zależało im na tym, by siedziała w jednym miejscu? Nagle usłyszała kroki, a do środka wszedł dwunożny w białej, długiej skórze. Podszedł do niej bliżej, po czym zaczął ją dotykać. Od razu szczęka poszła w ruch, a Skoczek w samoobronie ugryzła go. Jednakże znowu, ten był przygotowany. Miał na sobie podobną otoczkę, co wtedy, gdy mieli ją myć. O nie, czyżby znowu chcieli ją oblewać wodą?!
Ale nie chcieli.
Było znacznie, znacznie gorzej.
Niespodziewanie obcy dwunóg odszedł od stołu, a wrócił trzymając w łapie dziwny, srebrno-czarny patyk z wybulwieniem na końcu. Podszedł bliżej, a ona została mocniej pochwycona przez znajomego ojca trójki kociąt, który wziął ją w ramiona i nie chciał dać jej się ruszyć. Syczała i prychała w proteście, ale gdy do jej ucha została włożona końcówka patyka, a nieprzyjemne uczucie rozlało się po nim, wydarła się tak jak chyba nigdy dotąd.
Już po chwili dwunożny odsunął się, ale ona dalej była trzymana.
Czy to były jakieś tortury czy co?! Jak to, dlaczego wrzucili ją do wody trochę zrozumiała po czasie, pewnie chcieli ją wyczyścić, tak to?!
Po chwili dwunożny wrócił do nich z kolejną, dziwną mazią na ręce, po czym zaczął jej smarować nią ucho.
— PUSZCZAJCIE MNIE WY CHOLERNE, ŁYSE WĘŻE! — wydarła się miotając, i o dziwo, udało jej się wydostać. Tyle że od razu gruchnęła o podłogę. Szybko się jednak pozbierała, zaczynając szukać wyjścia z tej dziwnej białej jaskini. Wszystkie dwunogi chyba wpadły w panikę, bo zaczęły nieporadnie gonić Skaczącą Falę po całym gabinecie weterynaryjnym.
***
Ostatecznie została złapana i kilka razy ukłuta dziwną, srebrną igłą. Bolało jak diabli przez kilka dni po incydencie była do tego stopnia wściekła, że wywróciła miskę z wodą w pomieszczeniu od jedzenia, rozlewając całą jej zawartość na podłogę. To była zemsta za to, jakie tortury musiała znieść.Tego dnia znów planowała swoją ucieczkę, bo jeśli znowu mieli zrobić taką akcję, to już wolała się pod potwora wpakować, niżeli to znosić.
Podeszła do ogromnej, przezroczystej ściany, wychodzącej na ogrodzony trawiasty teren. I wtedy właśnie dostrzegła białego kota, młodszego od niej, który łaził po owej przestrzeni. Wokół szyi też miał obrożę. Inny pieszczoch?
Zaraz…
Może będzie wiedział, jak ją uwolnić?!
Zaczęła desperacko walić łbem w ścianę, by ten ją zauważył. Niestety nie dawało to większego efektu, więc zaczęła łazić w te i we wtę rozedrgana. Dopiero wtedy została zauważona przez obcego.
Noi wszystko szlag trafił, bo niespodziewanie do ogrodu innym wejściem wbiegło jedno z kociąt wyprostowanych i pochwyciło białego w ramiona.
NO NIE! JEJ PLAN!
— AAAAAAAA — sfrustrowana zaczęła skakać po pokoju i przewracać wszelkie przedmioty na podłodze. Czemu, czemu, czemu! Czemu akurat ten różowy demon musiał wrócić! Wszystko wzięło w łeb!
***
Ostatecznie skończyło się na tym, że kocurek tak jak ona został wymyty i dostał nowy dzwoneczek. Nie wiedziała, czemu, ale mało co ją to obchodziło. Okazało się, iż kocur szukał swojego dawnego domu i tak oto trafił do nich i został przywłaszczony przez wyprostowanych. Był znacznie bardziej do nich przyjazny — łasił się o nogi i prosił o smakołyki. Skoczek jednak udało się go przekonać, by siedział z nią przez większość czasu w pokoju z roślinami, ukrywając się przed łysolcami. Nie chciała w końcu, by jej kompan też był torturowany. Wolała nie zostawać ponownie sama. Teraz przynajmniej miała do kogo pysk otworzyć i z kim zastanawiać się, jak zwiać… choć szybko dostrzegła, że jej kompan był przygłuchy.Któryś już raz z kolei tego dnia wpatrywała się w świat za przezroczystą ścianą. Tak bardzo chciałaby stąd uciec… mimo że w Klanie Klifu rządził Srokoszowa Gwiazda, potencjalny morderca jej ojca i reszty starszych, to… to to był jej dom. I nie wyobrażała sobie pozostać w gnieździe dwunogów na zawsze. To nie był jej świat, to nie było jej życie.
Wtedy właśnie dostrzegła, że ktoś wszedł do ogrodu. Jakiś kot. I praktycznie od razu rozpoznała tę niebieską głowę.
Mniszek zaczął pić wodę z miski psa znajdującej się na zewnątrz, a ona w tym czasie na swych dwóch łapkach podeszła bliżej. Przycisnęła nos do szyby, obserwując kocura, który o dziwo miał na sobie różową obrożę. No ale nie tak jak ona czy Skarb, bo tak nazywał się jej współlokator, był cały brudny.
Parsknęła, gdy kocur nieomal nie zakrztusił się wodą dostrzegając jej obecność. Ha! Cóż za piękny widok.
Może i raz uratował jej życie, wyławiając z wody, ale i tak nie miała o nim dobrego zdania. A o tym, że go polizała na zgromadzeniu… wolała zapomnieć.
Kocur po dłużącej się chwili, w trakcie której Skoczek wgapiała się w niego zza szyby, zbliżył się do niej nie spuszczając z niej spojrzenia. Van pokręcił kolorowym łbem.
— Ze wszystkich kotów, które przyszło mi wcześniej poznać musiałem trafić właśnie na ciebie... Klan Klifu w końcu przejrzał na oczy i cię wygnał czy sama zrozumiałaś, że jesteś balastem i zdecydowałaś zostać pieszczochem? — zagadał, a ją od środka krew zalała — Mniejsza. Widziałaś w okolicy może...
Dawny owocniak od razu urwał, gdy u boku Skoczek stanął jej kompan. Na pysku Skarbu zaraz pojawił się ogromny uśmiech na widok syna Fretki. Przylgnął do boku Skoczek, a ona skojarzyła fakty i zrozumiała, że najwyraźniej… to był ten „brat” o którym przygłuchy jej opowiadał. Innej opcji nie widziała.
— Mówiłem ci, że braciszek po mnie przyjdzie!
Skoczek zerknęła ponownie na Mniszka, a na jej pysku zagościł drwiący uśmiech. A to się złożyło… Mniszunio musiał być bardzo niepocieszony…
— Oh, to twój starszy brat? Jak miło, że już się z nim znam. Co tam Mniszku, a ty, od kiedy nie jesteś już członkiem Owocowego Lasu? Stylowa obróżka. — miauknęła z wrednym uśmieszkiem na pysku.
— Tak, zawsze sądziłem, że bardzo ładnie na nim leży! — wykrzyczał Skarb, dalej stykając się z nią bokiem — Różowy mu pasuje — kocur uśmiechnął się promiennie, nie wyczuwając kompletnie napięcia między tą dwójką.
Zirytowany niebieski zerkał to na kotkę, to na kocura. Jego zdenerwowanie sprawiało jej mało co ukrywaną satysfakcję.
— Nie powinno cię to interesować. — prychnął kocur, siadając naprzeciw przezroczystej ściany — Dasz radę sam się prześlizgnąć przez ten otwór? — zwrócił się do białego wskazując pyskiem na uchyloną część szyby.
Skarb pokręcił głową przecząco.
— Już próbowałem. Wiele razy. Za wysoko.
Skoczek skinęła głową twierdząco. Jej też to się nie udało.
Mniszek wbił spojrzenie w szparę.
Kocur przygotował się do skoku, po czym odbił się od ziemi. Nie zdołał się jednak zaczepić łapami o nic, odbił się od przezroczystej ściany. Widocznie niezadowolony, że brakowało mu dosłownie parę długości ogona, aby wślizgnąć się do gniazda dwunożnych ponawiał raz za razem skok uderzając bokiem o szybę.
Skarb zakrywał łapkami swe oczy.
— Nie mogę na to patrzeć… — miauknął.
Skoczek przyglądała się tymczasem próbom niebieskiego z kamiennym wyrazem pyska. Bądź co bądź, chciała, by mu się udało, bo wtedy może uda jej się uciec.
— Co to u licha jest... — prychnął van.
Wtem do ogrodu wbiegło jedno z identycznych kociąt dwunożnych. — Uważaj! — zdążyła jedynie powiedzieć.
Sam niebieski niestety również zareagował za późno. Zdołał tylko syknąć na wyprostowaną, gdy wtem został nakryty plastikowym pojemnikiem otworami.
Z pyska Skoczek wydał się stłumiony okrzyk.
— Nie znowu! Mniszek walcz! — wrzasnęła.
— Nie mów mi co mam robić! — odkrzyknął van, a ona miała ochotę rozpocząć z nim kłótnie, jednak do tego nie doszło.
Dwunożna przez chwilę przyciskała pojemnik do ziemi, zastanawiając się, co robić dalej, gdy do ogrodu wbiegł również pies rodziny. Stworzenie od razu podeszło do więzienia potencjalnego wybawcy porwanych, po czym zaczęło je obwąchiwać.
— Nie bój się go, on ci nic nie zrobi. Ten akurat jest niegroźny, nie zjadł mnie przez czas jak tu jestem. Martw się bardziej o to różowe kocię dwunogów. — postanowiła od razu uspokoić obawy kocura — O, okej, ona chyba.... kładzie na tym coś? ONA CIĘ TAM CHCE UWIĘZIĆ! — wrzasnęła, widząc jak mała chce położyć swój plecak na koszu na pranie.
— Co się dzieje? Co ona robi?
— Położyła to coś na pudle. Za ciężkie. Nie dasz rady wyjść — rzekła zrezygnowanym głosem Skacząca Fala, po tym, jak młoda położyła różowy przedmiot na koszu na pranie. Zaczęła rozmasowywać sobie jedyną sprawną przednią łapą czoło — To nie tak miało być...
Dostrzegła przez wygięcie plastiku, że niebieskogłowy próbował się wydostać, ale na próżno. Po chwili zaprzestał, najwyraźniej widząc, że Skoczek miała rację.
Usłyszała otwierane drzwi frontowe domu, jednak nie pobiegła tam. W końcu drzwi do przedsionka były specjalnie zawsze zamknięte, gdy drzwi wyjściowe były otwarte i na odwrót. Nie było więc szans na ucieczkę, dwunożni o to zadbali.
Po chwili jakichś rozmów tych dziwnych stworzeń, dwa z nich wyszły na zewnątrz, a potem ojciec i córka zanieśli Mniszka do środka.
Następnie weszli na piętro, więc Skoczek podążyła za nimi, Skacząc po schodkach z pewną pomocą Skarbu.
Ostatecznie udało im się dotrzeć na górę, a potem skierowali się do białego pomieszczenia, w którym dwunodzy ostatnio myli Skarba.
Skoczek podeszła bliżej. Znów powstało zgromadzenie czwórki dwunogów nad biedną ofiarą tortury, zwanej myciem.
Gdy jedno z dwunogów zauważyło Skoczek i Skarba, postawili ich na pobliskiej pralce – pewnie by dodać Mniszkowi otuchy, że inne koty są obecne. To jednak raczej nie pomogło.
— Spokojnie, nie utopią cię… raczej — mruknęła, by się z nim trochę podroczyć.
<Mniszek?>
Wyleczeni: Skacząca Fala (Kangurek)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz