Chciał sobie w końcu udowodnić, że jest cokolwiek warty.
Skoro tylko słońce wysunęło się zza horyzontu, zerwał się i po porannym treningu ze swoim nawiedzonym mentorem, postanowił sam zadbać o swoje umiejętności łowieckie. Wiedział, iż nie powinien jeszcze opuszczać obozu bez jakiegokolwiek wojownika, a Borsucza Gwiazda nieźle by mu dopiekł po dowiedzeniu się o tym, ale Rudzik zdał już sobie dawno sprawę, że Ognisty Język niczego więcej go nie nauczy.
Czarny już nawet nie starał się pokazywać swoich zdolności, które wskazywały by na jego niezwykle predyspozycje do bycia liderem. Prawdopodobnie był obrażony na obecną władze i nawet nie miał sił znęcać się nad swoim uczniem. Wszystko, co wiedział, to i tak przekazał swemu podopiecznemu, a mimo to młody dalej nie był gotowy na mianowanie.
Cętkowany nastawił ucho, dostrzegając ruch między krzakami. Masywny królik spokojnie skubał liście z krzaka, całkowicie ignorując swe otoczenie. Wydawał się rozluźniony i nieświadomy niebezpieczeństwa, jakie czyhało na niego zaledwie kilka kroków dalej.
Rudy wiedział, że to jego czas na wykazanie się. Jeśli przywlecze do obozu taki kawał zwierzyny, może przestanie być obiektem drwin? Pomyślał o nieustannie śmiejącej się z niego Łasicy, a także całej reszcie, która w niezbyt przyjemny sposób komentowała go i jego rodzinę. Z pewnością dół pyska opadł by im z wrażenia i nie byliby w stanie powiedzieć nic złego o nim przynajmniej przez parę dni.
Króliki to raczej przysmak Klanu Burzy, rzadko kiedy są one w posiadaniu innych wojowników, więc upolowanie takiego byłoby niezłym wyczynem. Lekko się oblizał i skrył za pobliskim drzewem, przyciskając brzuch do ziemi i napinając swoje wątłe mięśnie. W uszach szumiało mu, a jego wzrok wytężył się i skupił na kicającym zwierzątku. Oczami wyobraźni widział swój sukces, a zaledwie po chwili przysłoniły go szare, pesymistyczne chmurki, sugerujące mu porażkę. Otrząsnął się, powtarzając sobie jak mantrę, że skoro ostatnio udało mu się odgryźć zdrajczyni ucho i pomóc w gaszeniu pożaru na zgromadzeniu, to czasem może mu coś wyjść i wystarczy niewielka garść wiary we własne możliwości.
Bez zastanowienia skoczył do przodu, próbując zatopić zęby w jasnej sierści swej ofiary. Ta zareagowała jednak błyskawicznie, unikając ataku i pędząc w bok, w stronę granicy z Klanem Burzy. Rudzikowa Łapa wiedział, że teraz nie może się poddać. Był zbyt blisko osiągnięcia czegokolwiek dobrego w życiu, by teraz zwiesić głowę i wycofać się jak ostatni tchórz z lasu. Odbijając się na swoich chudych łapach, skoczył w pogoń za stworzeniem, które dzięki niezwykłej szybkości narobiło sobie sporą odległość. Trochę to zniechęciło ucznia, ale biegł dalej. Jego oddech stał się niemrawy, a wszystko dookoła powoli się rozmywało. Nawet królik wydawał się być jedną, wielką plamą.
Pędził, ile tylko sił miał w kończynach. Czuł, że zaraz się potknie i uderzy pyskiem w jakiś kamień, a to w najgorszym przypadku może się skończyć nawet jego śmiercią. Dech mu na moment zaparł w piersi, ale nie był nawet w stanie przemyśleć wszystkich sposobów na opuszczenie tego świata przez taką głupotę, gdyż coś rudego zastąpiło mu drogę. Zaczął gwałtownie hamować, starając się nie uderzyć w pewnego jegomościa. Spod jego łap sypnął piasek, zatapiając się w futrze znajdującego się przed nim kocura, który w odpowiedzi wydał z siebie ciche prychnięcie.
- Rudzikowa Łapo? To ty?
Cętkowany zadrżał, słysząc ten głos. Już obawiał się bury od burzaka za przekroczenie granicy, a tu na jego szczęście - ktoś, kto go raczej od razu nie rozszarpie.
- Rozżarzona Łapa? - spytał z niedowierzaniem, aczkolwiek dało się wyczuć u niego ulgę i lekką radość.
- Dokładniej już... Rozżarzony Płomień - pochwalił się przed nim swoją nową rangą. - Wybacz, że tak uciekłem... Siostra... - Przewrócił oczami. - Musiałem ją obronić przed ciotką. Ale, ale... dobrze, że jesteś! Obiecałem nauczyć cię bycia prawdziwym rudzielcem! To co? Jesteś nadal chętny?
- Czy j-jestem chętny? - powtórzył tępo. Skoro ten tutaj jest już wojownikiem, z pewnością ma większą wiedzę i mógłby mu pomóc stać się odważniejszym.
- Tak, o to cię właśnie zapytałem - mruknął, dumnie wypinając pierś do przodu. - Nie mam całego dnia, więc decyduj się szybciej. Mój czas jest cenny, i nawet dla ciebie nie mogę go nagiąć, mój drogi, rudy przyjacielu.
- O-oczywiscie, że chcę! - odparł bez zastanowienia. - Znaczy... A t-ty w ogóle umiesz p-polować? - zapytał z wątpliwością.
- Czemu o to pytasz? - Wojownik wydawał się być urażony tym pytaniem. - Oczywiście, że umiem, ale nie ja się tym zajmuję, tylko te nierude biedaki - odparł, mierząc go wzrokiem pełnym urazy.
- N-no b-bo... - zawahał się i skulił, niczym mały kociak stojący przed matką i tłumaczący się z głupiego wybryku. - Chciałbym b-być j-już m-mianowany, ale n-nie z-za b-bardzo i-idą m-mi p-polowania, a m-mój m-mentor n-nie j-jest n-najlepszy i n-nic a n-nic m-mnie j-już n-nie u-uczy - wyjaśnił, trzęsąc się. A co, jeśli Żar uzna go za zbyt słabego na bycie rudym i wycofa swoją propozycje?
- Aha, a twój mentor jest rudy? - zapytał.
- N-nie. Czarny z białym...
- No widzisz! Jest gorszy, zazdrości ci i się nie zna - rzucił. - W Klanie Burzy byłbyś już dawno mianowany, my tu szanujemy rudych. W końcu, taki kolor futra to dar! - zapewniał go dalej.
Rudzikowa Łapa jedynie skrzywił się. Oczywiście, że nie zostawi tutaj całej swej rodziny na rzecz łatwiejszego życia. Przyzwyczaił się do trudów i chociaż często bywało mu ciężko, tak otaczające go koty pozwalały mu momentami zapomnieć o wszelkich problemach. Rodzice, rodzeństwo i wujek. Oni wszyscy zajmowali kluczowe miejsca w jego życiu.
- T-to f-fajnie, a-ale w-wolę zostać w K-klanie N-nocy - mruknął, przełykając cicho ślinę. - J-jeśli jednak m-możesz mi pomóc być odważnym i szanowanym, t-to n-naprawdę chcę s-skorzystać z twojej p-pomocy - dodał, starając się uspokoić drżący głos.
Żar wydawał się kimś godnym zaufania, więc cętkowany musi się w końcu ogarnąć i przestać tak panicznie każdego bać.
<Rozżarzony Płomieniu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz