No i stało się. Mimir padł jak długi i nie podnosił się już od kilku uderzeń serca. Zaniepokojony Heimdall zaczął go trącać łapą, miauczeć do niego słowa z nadzieją, że ten się podniesie i powie, że wszystko w porządku. Nie było go tylko dziesięć uderzeń serca, bo odprowadzał Wyprostowanego do drzwi, a jak wrócił zastał to!
- To twoja wina! - w końcu zwrócił pysk w stronę Lokiego, który jak nigdy nic wpatrywał się nagle bardzo zainteresowany w magiczne pudełko.
- Moja? To, że karma była za zimna, to też moja wina? Albo to, że deszcz nie spadł na ziemię również? - odpyskował.
Miał naprawdę dość tego, że wszystko co złego się dzieję, było jego winą. No dobrze... Może i wystraszył Mimira tak bardzo, że ten zemdlał, ale robił już to tak wiele razy, że zazwyczaj ten się budził i nawet nie pamiętał co się stało. Teraz rzeczywiście trochę długo to trwało, ale pewnie się z nich zgrywał. Dobrze wiedział, że ten nie jest w stanie od tak sobie umrzeć. Nie bez umoralniającej gadki.
Z Wyprostowanych, którzy kręcili dziwnym kołem, zerknął na ledwie hamującego wściekłość brata. Nie spodziewał się, że ten ruszy swoje cztery litery na kanapę i zacznie mu chuchać w pysk. Było to bardzo nieprzyjemne, a zapach był po prostu odrażający.
- Słyszałeś o tym, aby inwestować w chrupki miętowe? - zapytał, rozpędzając odór ogonem.
Heimdal westchnął, a on skrzywił tylko pysk. Tak... Taka tortura to i jego by zwaliła z nóg. Już teraz czuł się dziwnie wiotki.
- Loki... Powiedz co się stało. Wiem, że nie potrafisz kłamać, więc czekam na wyjaśnienia.
- A ja czekam na kolejny odcinek Wyprostowanych z kołem, ale mi przeszkadzasz - wymigał się od odpowiedzi. To było najlepsze, co mógł zrobić, by nie wkopać się bardziej. Po prostu przemilczeć temat. Wtedy ani nie skłamał, ani nic nie wyznał. Wiele razy ratowało go to z bardzo trudnych sytuacji i miał nadzieję na to, że i tym razem się uda.
- Loki! Nie baw się ze mną w te swoje gierki mów co... - przerwał, bo usłyszał cichy jęk.
Sam zerknął na Mimira, który odzyskał przytomność, teraz leżąc jak taki worek z uszami i rozglądając się na boki.
- Gdzie ja jestem?
Czyli się udało! Nic nie pamiętał, nie przyznał się, że to jego wina, więc był wolny!
- W domu. Co się stało? Czemu zemdlałeś? - dopytywał go brat.
Tak jak się spodziewał Mimir nie miał pojęcia co się stało. Nawet stwierdził, że może usnął. Nie zwracając już uwagi na tą dwójkę, ruszył do szklanej bariery i zaczął oglądać spustoszenie jakie spowodowało słońce. Nie miał ochoty wychodzić na zewnątrz, żółta trawa i to parne powietrze zniechęcały. Jeszcze by popalił sobie poduszki łap. Po Wyprostowanym nie było śladu, a nie chcąc być nękanym przez Heimdala, wskoczył na zimną półkę, która przechowywała masę smakołyków. Rozłożył się tam, delektując się chłodem.
Po jakimś czasie ich właściciel wrócił z dziwnym pudłem. Zeskoczył od razu na ziemię, udając się za tym stworzeniem do salonu, gdzie czekali już na nich bracia. Wyprostowany był bardzo czymś zadowolony. Mówił dziwne słowa, ale nauczony życia z tymi istotami, rozróżniał ich emocje. A ten był naprawdę w wyśmienitym humorze. Może przyniósł lek na wieczne naburmuszenie Heimdala? A może zapakuję go w pudło i odeśle do ojca? Ale by było cudownie! Bezwłosa łapa sięgnęła do pudła i wyciągnęła... coś dziwnego.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz