Nie mógł znieść siostry, która wiecznie truła mu tyłek. Miał dość jej miauczeń. Wiedząc, że zostało mu tak niewiele życia, nie miał zamiaru i chęci umrzeć w ten sposób! Nie przy niej, nie przy jej trajkotaniu pyska! Przecież to haniebna śmierć. No i sam fakt, że się bał odchodzić na tamten świat, nie pomagał. Nie chciał jeszcze umierać. Był na to za młody! Ale jak na złość Skalny Szczyt musiała go zarazić! Tkwił więc zamknięty w sobie, dość długo z nadzieją, że kotkę to znudzi. Ta jednak wyglądała na pełną energii, co wskazywało na to, że jej stan się poprawia albo była tak bardzo głupia, że chciała umrzeć z otwartym pyskiem. A co jeśli już nie żyła, a jej ciało nieprzyzwyczajone do zamilknięcia na wieki, jeszcze się nie otrząsnęło i nawijało dalej? Ah... ta wizja była okropna...
Ale było, minęło. Okazało się, że martwił się na próżno. Miał bardzo silne ciało, które przetrwało księżyce plucia krwią i teraz mógł wyjść z tego piekła. Musiał pobyć w ciszy. Po prostu musiał, bo czuł, że jeszcze chwila i oszaleję.
- Jak się czujesz z tym że już nie będziemy spędzać ze sobą całych dni? – zagadnęła go siostra. – Pewnie jest ci smutno, ale nie martw się! Jak mnie ładnie poprosisz, to możemy razem chodzić na polowania. – Uśmiechnęła się głupawo w jego stronę.
- Za nic na Klan Gwiazdy! - oburzył się. Naprawdę swoim trajkotaniem zniszczyła mu umysł. Czuł się przeżarty, zmielony i wypluty. Teraz musiał poskładać się na nowo, co będzie go pewnie kosztowało kilka księżyców.
- Muszę od ciebie odpocząć, idź dręczyć kogoś innego - fuknął, pierwszy raz w życiu, chyba nie panując nad emocjami. Co też ta choroba z nim zrobiła?! Widząc jak na pysku siostry wkrada się wielki uśmiech, syknął tylko i odszedł w las. Wygrała. Musiał jej to przyznać.
Wygrała.
***
Zgromadzenie było... cóż... gorące. Lecz pomimo tego katastrofalnego finału, dowiedział się wiele rzeczy od dawnego mentora Kamiennej Agonii. Naprawdę kusiło go wybranie się nad granicę z Klanem Burzy, aby móc zadręczać Pyskatkę. Jednak już dawno odzyskał swój zdrowy rozsądek, a umysł uleczył się po chorobie, więc rozumiał, że kotka była zapewnie chroniona w żłobku niczym kocię i nie było szans na to. Musiał więc czekać z nadzieją, aż jej kara dobiegnie końca, a oni znów spotkają się na zgromadzeniu...
- Co cię tak ciągnie do tych burzaków? - rozległ się za nim głos siostry. - Przynajmniej twój podryw się udał?
Odwrócił się, mrużąc oczy. O co jej chodziło? Naprawdę sądziła, że na zgromadzeniu to robił? Wyrywał burzaków? Jej umysł był prostolinijny. Że też musieli być spokrewnieni...
- Nie podrywałem tego kocura - uświadomił jej to. - Zbierałem informację, a nie jak ty, niańczyłem jakiegoś ucznia z naszego klanu. To robi prawdziwy wojownik, ale co ty o tym wiesz... szykujesz się pewnie do roli karmicielki. A mogłabyś się chociaż na coś przydać. Skoro uważasz się za taką wielką wojowniczkę, godną Płonącej Waśni, to czemu kisisz tyłek na ziemi, kiedy nasi wrogowie są osłabieni?
Widział jak na jej pysk wkrada się to znane mu skupienie. Próbowała pewnie zrozumieć co miał na myśli i o jakichś wrogów mu chodzi. Nie miał zamiaru jednak jej niczego ułatwiać. Nie za te bezczelne plotki, które rozpowiada na jego temat. No... przynajmniej kieruję je tylko w jego stronę. Jeszcze brakuje tego, aby cały klan zaczął skupiać na nim uwagę i uważać, że coś kombinuję z Klanem Burzy.
- Już rozumiesz? Wujek będzie mi wdzięczny; mi a nie tobie. Ty nie masz żadnych informacji o klanach, nie wiesz co w nich się naprawdę dzieję. Żałosne... - Skrzywił pysk w geście odrazy do jej osoby.
<Skało?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz