Zamknął ślepia i gdy się obudził, jego żołądek znów domagał się jedzenia. Przeciągnął się i rozejrzał. Nie, Dwunożnych faktycznie nie było. No cóż, zawsze warto sprawdzić.
Podszedł do miski i zajrzał do środka. Przynajmniej zostawili jedzenie. Zjadł trochę, ale raczej z konieczności. Właśnie sobie przypomniał, dlaczego nie lubił, że wychodzili. No, i byli jego kumplami.
Przeszedł się po domu, szukając jakiegoś zajęcia. Gadające pudełko mówiło coś monotonnym głosem. Nic ciekawego. Westchnął, machając na boki ogonem. Potrzebował jakiegoś zajęcia.
Mógł odwiedzić Ozziego. Na samo wspomnienie jego Dwunożnej przeszedł go dreszcz. Nie, żeby się jej bał, jasne, że nie, po prostu… Była dziwna. Prawie tak samo jak jego brat albo jeszcze bardziej (co w pyszczku Belzebuba było prawdziwą obelgą).
Jego wzrok powędrował za okno. Dlaczego nie… Tam na pewno znajdzie coś ciekawego. W ostateczności pójdzie pośmiać się z mieszkającego niedaleko psa. Chociaż samemu nie było tak zabawnie jak z kimś.
Zręcznie przecisnął się przez klapę w drzwiach i momentalnie pożałował decyzji o wyjściu. Chyba sam słodki Szatan zstąpił do jego ogródka. W pakiecie z piekielną pogodą.
Kątem oka dostrzegł czarno-białą kitę. Jakaś potępiona dusza pałętała się po jego terenie w ten piekielny upał. Podszedł do kocura akurat, gdy ten obwąchiwał pozostałe po wczorajszej imprezie puszki.
- Nie kradnij napojów moich właścicieli - miauknął do niego pół-żartem, szczerząc się.
- Że to? Za nic nie tknę tego, a co dopiero ukraść! Śmierdzi jakby coś w tym umarło. - Bengal zaśmiał się na jego słowa. - Ukrywam się tu tylko przed słońcem. Loki jestem, a ty to kto?
- Belzebub - odparł kocur, uśmiechając się. - Jesteś jednym z tych nowych, o których opowiadał Ozzy?
- Możliwe - miauknął czarno-biały. - A kto to?
- Mój brat. Taki czubek. - Zaśmiał się cicho.
<Loki? Obgadywańsko rodzeństwa? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz