Wszyscy jego przyjaciele byli albo na treningu, albo na patrolu, w którym zresztą brał udział także i jego mentor. Sprawiało to, że Zlepiona Łapa zwyczajnie nie miał nic do roboty, a jak nam wszystkim dobrze wiadomo - owy kocurek nie potrafił tak po prostu niczego nie robić. Tym też powodem liliowy postanowił odwiedzić Sokole Skrzydło i pomóc mu co nieco z jego codziennymi obowiązkami. Lubił medyka i bardzo szanował go za trud, jaki wkładał w to, aby członkowie jego klanu szybko zdrowieli. Jeszcze bardziej lubił jednak jego radosne usposobienie, które sprawiało, że Zlepiona Łapa sam również promieniał. Sokół był zupełnie inny od Lśniącego, który swoją drogą okropnie go przerażał. Niebieski nie rzucał mu tych okropnych, pełnych pogardy dla każdej chodzącej istoty spojrzeń, ani nie pomrukiwał na większość rzeczy. Właściwie, Zlepka nie dziwiło wcale, że Lśniący i Księżyc byli blisko - oboje byli podobnie przerażający. Nie twierdził już co prawda, że starszy z medyków zjada kociaki, jednak wciąż czuł dreszcze, gdy ten tylko się zbliżał. Wchodząc do leża medyków modlił się do gwiezdnych, aby akurat go nie było. I owszem, zastał Sokole Skrzydło samego, nucącego coś pod nosem, a na ten widok odetchnął z ulgą. Bezpieczny!
– Hej, Sokole Skrzydło! – przywitał się radośnie, wchodząc do środka. Medyk odwrócił się do niego, a jego pełne życia, pomarańczowe oczy wręcz uśmiechały się wraz z pyszczkiem. Zlepek spróbował odpowiedzieć mu tym samym, ale nie był pewny, czy w ogóle mu to wyszło. Znaczy, na pewno uśmiechnął się bardzo przyjaźnie, ale czy zrobił to tak uroczo, jak Sokół? O to jest pytanie!
– Cześć, Zlepiona Łapo! Jak ci mija dzień? Znowu się potknąłeś? – zapytał wesoło, uśmiechając się. Zlepiona Łapa przewrócił swoimi zielonymi oczami, patrząc na medyka.
– A wcale, że nie! Nie przewracam się tak często! – burknął, zaraz jednak pomyślał, że kocur przecież nie chciał go obrazić, ani nic i jego uszka od razu opadły. –Och, bardzo przepraszam! Chciałem tylko ci pomóc, jeśli oczywiście potrzebujesz i chcesz mojej pomocy, znaczy...
Sokół roześmiał się, widząc, jak terminator wpada w typowy dla siebie szał tłumaczenia się. To tylko bardziej zdezorientowało owego kociaka, a widząc to, Sokół uśmiechnął się miło i przemówił.
– Jasne, że przyda mi się twoja pomoc. Chodź, chodź, ułożymy ziółka. Robiłem pewną... Rzecz i zrobił się mały bałagan. Lśniący chyba nie będzie zadowolony, jak wróci.
Wskazał ogonem rzeczy do ułożenia. Młody kocur z entuzjamem do niego podbiegł i począł układać porozrzucane zioła. Właściwie, to ciekawiło go, co takiego robił medyk. W końcu, jakby to nie było nic dużego, po prostu powiedziałby mu co to, prawda? Zlepiona Łapa spojrzał na kocura.
– Fajna ta "rzecz"? – zapytał, trochę niepewnie. Starszy uśmiechnął się, kiwając głową.
– Tak, niezła – rzucił tylko, skupiając się na tym, co miał do zrobienia. Zlepiona Łapa spojrzał na niego. Uch, trochę wymijająca ta odpowiedź, ale jego pytanie też nie było zbyt konkretne. Położył dwa podobne zioła obok siebie, gdy do leża medyków wkroczył jego główny lokator, obarczając go zirytowanym spojrzeniem.
– Źle – mruknął, patrząc na dopasowane zioła – to zupełnie co innego. Zresztą, co on tutaj robi? I co to za bajzel? – Zlepek aż zadrżał, słysząc jego głos. Skulił się delikatnie i z paniką w oczach spojrzał na Sokole Skrzydło, który wydawał się być nadzwyczaj spokojny. Co on, w ogóle się nie bał?! Lśniący był taki straszny.
– To ja, trochę tutaj nabroiłem. Zlepek, znaczy, Zlepiona Łapa pomaga mi posprzątać – wytłumaczył, jednak syn Księżycowego Pyłu nie poczuł się ani odrobinę spokojniej. Lśniący zazwyczaj albo go ignorował, albo pofukiwał na niego. To drugie było straszne, ale robiąc to pierwsze również potrafił być przerażający. Sama świadomość, że był w pobliżu sprawiała, że Zlepek był w pełnej gotowości do ucieczki.
<Lśniący? uwu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz