***
- Dzień dobry.
Pointka uniosła głowę i zerknęła na Świetlikową Łapę.
- Um, cześć. Proszę, wejdź!
Kocica przestąpiła próg, rozglądając się na wszystkie strony i kulejąc na jedną łapę, co przypominało córce Odyseusza, jej własny, nierówny chód.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytała, nie ruszając się zza górki ziół.
Terminatorka opadła na ziemię, unosząc w górę poduszkę łapy.
- Właściwie, to mogłabyś to opatrzyć - ruchem głowy wskazała rankę.
Turkawka zbliżyła się do uczennicy i wyciągnęła szyję w kierunku kotki. Uważnie obejrzała zranione miejsce i oceniła stan pacjentki.
- To kolec z maliny - oceniła fachowo, odsuwając się i ruszając po potrzebne jej medykamenty.
- A więc to tak nazywały się te kujące krzewy! - parsknęła Świetlikowa Łapa, odwracając wzrok. - Głupia wiewiórka!
Turkawka uśmiechnęła się delikatnie, po czym wróciła do pacjentki na powrót, z kamiennym wyrazem pyszczka. Owinęła język wokół kolca i szarpnęła głową w tył, wyrywając go z łapy kotki. Ta pisnęła z zaskoczeniem i oceniła stan swojej kończyny.
- Poczekaj chwilę, to ci ją opatrzę - mruknęła kocica, widząc cienką strużkę krwi, spływającą z rany uczennicy. Podniosła trochę mchu i przycisnęła ją do łapy. Obie zastygły na kilka uderzeń serca, w niezręcznej ciszy.
- A, więc - zaczęła dawna uczennica Burzowego Futra, z nerwów przesuwając ogonem p ziemi. - Jak idzie ci trening z Iglastym Krzewem?
<Świetlikowa Łapo? Przepraszam, że tyle czasu czekałaś na mój odpis :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz