*około kwadrę wcześniej*
Buck przechadzał się bez celu.Mała dokądś poszła, więc został sam ze swoimi myślami.
Przyjęli go do klanu… I co teraz?
Naiwnie wierzył, że od razu coś się zmieni - ktoś zagada do niego i powie: ,,O, to ty? Chyba widziałam twoją Rodzinę, są w lesie, kawałek stąd. Prosili, żebyś wrócił jak najszybciej, tęsknią.” Prychnął.
Włóczył się, nie trafiając na nikogo po drodze. Coś było nie tak, atmosfera tylko pozornie wskazywała na beztroskę. I chętnie dowiedziałby się, w co się wpakował tym razem.
Spojrzał na przednią łapę. Rana ciągle dawała mu się we znaki, nie chcąc się zagoić. Gdy biegał, otwierała się i wyciekał z niej dziwny płyn, pachnący tylko trochę jak krew. Słyszał, że mają tu medyka, odwiedzenie go może nie byłoby takim złym pomysłem? Tylko miło by było, gdyby jeszcze wiedział, jak wygląda...
Jego uwagę przykuł ciemny cień przemykający obok.
- Hej! Ty tam! - krzyknął w jego stronę. Cień się zawahał.
- Tak, do ciebie mówię! - ruszył w jego stronę - Szukam medyka.
Cień okazał się czekoladową kotką z ładnymi, niebieskimi oczami. W jej futrze dostrzegł resztki jakiegoś zielska, które widocznie nie przeszkadzały klanowiczce. Spojrzał na nią krytycznie. Myślał, że wszystkie koty są przewrażliwione na punkcie swojego futra, a tu proszę. To mu o czymś przypomniało… Cóż, jego sierść też nie była najczystsza…
- Medyka? - kotka postanowiła się jednak odezwać, miło z jej strony.
<Turkawie Skrzydło? Pomożesz temu pajacowi? :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz