Walka Klan Klifu vs. Klan Wilka - część pierwsza
- Spokojnie, spokojnie.
Cichy i miły głos. Zbyt cichy i zbyt miły. Odepchnęła go na bok, z furią, godną prawdziwej wojowniczki. Pani gniewu i buntu. Ktokolwiek to był nie miał takiej mocy, by przywrócić jej brata do świata żywych. Sprawić, by Makowy Pazur powrócił, wstał, uśmiechnął się i podszedł do swojej siostry. Do Liliowej Sadzawki.
- Z drogi - warknęła do pierwszego kota jakiego napotkała. Oczy Cyprysowego Gaju napełniły się łzami, ale starsza wojowniczka nic nie powiedziała. Jej łzami też nikt się nie przejmował. Odwróciła się, na dźwięk głosu Lisiej Gwiazdy.
- KLANIE KLIFU! KLAN WILKA PRZEKROCZYŁ DZISIAJ WSZELKIE GRANICE!
Lilia od razu poczuła się lepiej. Mogła jakoś spożytkować swoją energię. jej krzyk przebił się ponad inne.
- Tak!
- PORYWANIE KOCIĄT! NIEWYBACZALNE.
Liliowa Sadzawka spuściła głowę. Na kogo miała być zła? Cieszyła się szczęściem Lawendy, która urodziła kociaki. Cieszyli ją nowi członkowie Klanu Klifu. Jednocześnie gdyby nie przyszli na świat jej cudowny, rudy brat, wciąż by żył...
- ZAATAKUJEMY ICH I ODBIERZEMY KOCIĘTA! A TAKŻE POMŚCIMY ŚMIEĆ MAKOWEGO PAZURA!
- Tak!- krzyknęła Lilia, a za nią kilka innych kotów.
Uniosła głowę na dźwięk swojego imienia. Lisia Gwiazda wiedział co robi, wybierając ją do składu głównego. Zdecydowanie chciała pomścić śmierć brata. Ruszyli z początku cicho. Z wściekłości Lilia wyrywała darń pazurami i nie schowała ich do momentu, gdy Gronostajowy Krok nie zwróciła jej uwagi, że powinna mieć je dobrze naostrzone. Rudy kocur wskoczył na spory kamień, wydając bitewny okrzyk.
- Do boju, Klanie Klifu!
Liliowa Sadzawka wbiegła do obozu Klanu Klifu, z okrzykiem na pyszczku. Niegdyś zastanawiałaby się co robić. Jak atakować? Pod jakim kątem wyskoczyć? Teraz jednak gnała ją czyta chęć zemsty za śmierć Maczka. Pierwszym co zauważyła była niewielka uczennica. Płowo-biała pointka, mająca na oko około sześć, siedem księżyców. Podbiegła do niej i tylko siłą rozpędu przewróciła ją na ziemię. Łatwy kąsek, aż zbyt łatwy. Lepiej poczekać, aż ktoś się nimi zainteresuje. No, proszę. Idzie jakaś frajerka. Liliowa Sadzawka nawet nie zadrasnęła terminatorki i rzuciła się w kierunku burej wojowniczki.
- Zostaw moją uczennicę! - wydarła się tamta, a Lilia stuliła uszy.
- Jak sobie życzysz - syknęła i skoczyła na kocicę. Szczepiły się w walce, ale pomimo kilku niegroźnych ranek, córce Potokowej Gwiazdy niewiele udało się zdziałać. Zaatakowała prawy bok wojowniczki, a kiedy ta marnowała cenne uderzenia serca, by schylić łeb i odgryźć się klifowiczce, ta przeturlała się pod jej brzuchem i rozorała pazurami prawy. Nie zbyt głęboko, czego bardzo żałowała. Odsunęła się na moment od rywalki, a wtedy skoczyła na nią Gronostajowy Krok. Liliowa Sadzawka odeszła, zła, bo wciąż nie skończyła z burą. Rozejrzała się uważnie dookoła i w pełnym pędzie ruszyła do Lisiej Gwiazdy, atakowanego przez zastępcę Klanu Wilka. Mocno odbiła się od ziemi i rzuciła się na Płonący Grzbiet, odciągając go od lidera Klanu Klifu. Lisek podziękował mruknięciem, ale po chwili szczepił się w walce z jakąś kotką.
- Za Makowego Pazura! - ryknęła szylkretka i przeorała pierś rudego zastępcy. Kierowała nią czysta wściekłość. Na łapach każdego mijanego kota z Klanu Wilka widziała krew swojego brata. Tak, dokładnie tak! Gdyby nie te lisie łajna Maczek, wciąż by żył! Ból rozrywał ją na malutkie kawałeczki, ale też motywował do walki. Kopnęła w odsłonięty na jedno uderzenie serca brzuch Płonącego Grzbietu, który jęknął z wściekłością. Jej biała sierść pokryła się krwią. Lilia warknęła z bólu, gdy zastępca przeorał jej skórę tuż pod okiem. Odruchowo zacisnęła powieki i wykonała rozpaczliwy gest, usiłując po omacku sięgnąć syna Milczącej Gwiazdy, jednak ten odepchnął jej łapy, powalając klifowiczkę na ziemię. Liliowa Sadzawka od turlała się dalej, nim kocur zdążył zadać kolejny cios. Wpadła na jakąś brązową kocicę i zwaliła ją z nóg, jednym celnym kopniakiem. Niebieskie oczy przeciwniczki zmrużyły się ze złości i przejechała pazurami pod łapą kocicy. Lilia zaskowyczała z bólu i żądzy mordu. Zdała sobie sprawę jak bardzo była słaba. Wytrenowała Rubinowy Kamyk, a tak naprawdę nie potrafiła nic... Odsunęła się od czekoladowej i przysiadłą w pewnej odległości, warcząc i zamiatając ogonem po ziemi. Niebieskooka zbliżyła się nieco, na co Liliowa Sadzawka odparła mocnym wyskokiem w przód i rozcięciem na nosie starszej kotki. Czekoladowa syknęła ostro i rzuciła się na szylkretową, przyciskając ją do ziemi. Gdy miała zadać ostateczny cios Muchomorowe Serce wyskoczył i ściągnął ją z córki Potokowej Gwiazdy.
Lilia stanęła na środku obozu wrogiego klanu, dysząc ciężko. Jej boki unosiły się i opadały w nierównym tempie. Cała drżała od adrenaliny i wstrzymywanego gniewu. Nie udało się jej nikogo zabić i była z tego powodu bardzo niezadowolona. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że brakuje znacznej części Klanu Klifu. Ogon przywódcy niknął w wejściu do obozu, gdy opuszczał go w pośpiechu. Niektórzy biegli za nim, śpiesząc się, inni przystawali, by schwycić ciała poległych. Wzięła kolejny spazmatyczny wdech. Dwa, może trzy królicze skoki od niej leżała Wietrzna Łapa. Piach i kurz zdeformowały kolor jej sierści, a liczne blizny zatuszowały wyraz mordki. Lilia zdusiła w sobie płacz i potoczyła wzrokiem po wilczakach. W jej kierunku skradało się kilka wojowników, najwyraźniej, chcących ją odpędzić. Wyszczerzyła się nienawistnie do szylkretki, z zaschniętą krwią na łapach. Była świecie przekonana, że to właśnie ta kocica zabiła jej małą, niewinną niczemu siostrzyczkę. Liliowy point po jej lewej zasyczał, córka Potokowej Gwiazdy odpowiedziała tym samym.
- Odejdę, pozwólcie mi tylko ją zabrać.
Point wyglądał jakby miał się nie zgodzić, Liliowa Sadzawka nie czekała jednak na pozwolenie. Złapała bezwładne ciało terminatorki i ruszyła do wyjścia.
- Zemszczę się! - wysyczała, stając pyszczkiem do wilczaków. - Za to co zrobiliście Makowemu Pazurowi i Wietrznej Łapie!
Na wspomnienie zwłok brata, wstrząsnęła się ze współczucia. Zacisnęła szczęki na karku siostry, jakby tym mogła przywrócić jej życie. Odwróciła się i spuszczając ogon, wyszła. Brnęła przez krzewy, starając się dogonić swój klan, poruszać się w miarę prędko i nie wypuścić z pyszczka ciała Wietrzyk. Nie czuła emocji... jeszcze nie. Ból miał dopiero nadejść.
- To ty!
Odwróciła głowę i dostrzegła pointkę o niebieskich oczach. Stała o długość lisa dalej, ale sukcesywnie zmniejszała odległość. Będzie atakować? Wojowniczka wypuściła zwłoki siostry, rzucając je lekko na trawę. Podbiegła do niebieskookiej i trzasnęła ja łapą w pysk. Tamta odsunęła się o kilka kroków, potrząsając głową.
- Jestem medyczką, idiotko!
Lilia wzruszyła ramionami, cofając się i zasłaniając ciało Wietrznej Łapy.
- To ty! - pointce rozszerzyły się źrenice.
- Co ja?
- Zaatakowałaś Różane Pole, Cętkowany Liść i Miedzianą Łapę - stęknęła tamta, prostując ogon. Lilia westchnęła. Zauważyła, że kocica utyka na prawą łapę, ale mimo to w jej oczach błyszczał ogień. Wnuczka Spadającego Liścia nie miała zamiaru tłumaczyć czekoladowej o co chodzi w konfliktach.
- To jest wojna - burknęła, mimo iż kilkadziesiąt uderzeń serca temu wygrażała Klanowi Wilka.
- Och, naprawdę? - zapytała pointka. - Nie zauważyłam.
Z rany na jej głowie ciekła krew. Liliowa Sadzawka trwała w niezdecydowaniu. Powinna ją zaatakować. Czekoladowa była medyczką, czyli kimś ważnym dla klanu. A Klan Wilka zabił Omszoną Skórę, zastępcę. Zawarczała głucho i rzuciła się do przodu. Usiłowała zadrapać pysk medyczki i dosięgnęła celu. Jej uderzenia nie były jednak zbyt mocno. Nie teraz, nie gdy straciła tyle energii podczas bitwy. Kocica z Klanu Wilka, usiłując się bronić wysunęła pazury i z trudem przeorała gardło wojowniczki. Może zrobiła to przypadkiem, z pomocą intuicji? Grunt, że zadziałało. Lilia zakrztusiła się śliną, zmieszaną z krwią. Splunęła na mokry śnieg, ale to nie wiele pomogło. Ostatnim rozpaczliwym ruchem schwyciła zębami białą łapę medyczki. Kocica krzyknęła z bólu i zmniejszyła napór na krtań klifowiczki. Liliowa Sadzawka przeturlała się po śniegu, pozostawiając na nim szkarłatny ślad. Medyczka rozcierała obolałą łapę, ale znieruchomiała na dźwięk cudzych kroków.
- Liliowa Sadzawko! Jesteś tu?
Na moment niebieskie i zielone oczy skrzyżowały się. Czekoladowa fuknęła i oddaliła się niezgrabnie, na trzech łapach. Nie, nie, nie! Ucieka!
- Tutaj jestem - wydyszała Lilia.
Po kilku uderzeniach serca nad jej głową ukazały się pyszczki Pylistego Czoła i Gronostajowego Kroku. Ta druga rozciągnęła pyszczek w szerokim uśmiechu.
- Bałam się, że dołączyłaś do grona poległych - zamruczała, podnosząc lekko kuzynkę i podpierając ją barkiem. - Kto ci to zrobił? - zapytała zdziwiona, na widok długiej szramy, ciągnącej się przez gardło córki Wschodzącej Fali. Liliowa Sadzawka usiłowała odpowiedzieć, jej głos był jednak zbyt chrapliwy, by mówić cokolwiek. Po kilku próbach wyrzuciła z siebie tylko jedno słowo.
- Wietrzyk...
- Jest tutaj - uspokoił ją Pyliste Czoło, materializując się u boku wojowniczek. Cała trójka była pokryta wieloma ranami i niewielkimi zadrapaniami. Oprócz tego posiadali kilka poważniejszych ran, na szczęście ta na szyi Lilii zaczynała się już zasklepiać. Z pomocą Pyłka wstała, na lekko chwiejących się łapach i potoczyła nieobecnym wzrokiem po ziemi. Gronostaj schwyciła mocno Wietrzną Łapę, ale Liliowa Sadzawka potrząsnęła szybko głową.
- Ja ją wezmę - wydyszała, a widząc powątpiewający wzrok kocura dodała. - Proszę...
Gronostajowy Krok skinęła głową i podała jej ciało terminatorki. Lilia wsparła się na jej barku, obserwując jak krew ścieka z jej podbródka i spada gdzieś na śnieg. Ruszyli w kierunku obozu, a po niedługim czasie dołączyli do lidera i reszty klifowiczów. Wszyscy byli zmęczeni, zbyt zmęczeni by mówić cokolwiek. Weszli do obozu i Liliowa Sadzawka poczuła, że napiera na nich tłum kotów. Potknęła się o niewielką skałę i upadła na ziemię. Bardziej wyczuła, niż usłyszała zamieszanie i pytania. "Wygraliśmy?". " Jak poszło?". Oblizała nos i skupiła uwagę na głowie tuż nad sobą. Rozpoznała w niej Żurawinową Łapą, a tuż za nim Lśniące Słońce.
- To był dopiero początek - wypaliła, zanim poczuła, że ogarnia ją ciemność.
***
Ocknęła się może godzinę później w legowisku medyków. Przez kilka uderzeń serca leżała, bezmyślnie wpatrując się w sklepienie. Poczuła, że ktoś napiera na jej bark, drugą łapą, owijając drobną ranę, pozostawioną tam przez Różane Pole.
- O, Lilia, obudziłaś się? - usłyszała retoryczne pytanie zadane jej przez Sokole Skrzydło. Niebieski asystent medyka, niespokojnie rozwijał pajęczynę i wplątywał jej nitki w sierść wojowniczki. Liliowa Sadzawka pokręciła energicznie łbem, czując lekkie zawroty głowy. Wstała, wbijając pazury w legowisko i unosząc wyżej brodę. Sokolik zajął się raną na jej szyi, podczas, gdy ona uważnie obejrzała wnętrze legowiska. Tuż przy swoim posłaniu dostrzegła Cyprysowy Gaj. Dawna uczennica lidera, zakręciła się niespokojnie, czując wzrok siostry.
- Wietrzna Łapa nie żyje - wypaliła ze łzami w oczach, a szylkretka z powagą skinęła głową.
- Ktoś jeszcze?
- Makowy Pazur - Cyprys zamrugała szybko, a Lilia dostrzegła łzy, zbierające się pod jej powiekami.- Żądlący Język...
Wojowniczka zaklęła cicho. Nie chciała tego dłużej słuchać, nie jeżeli w spisie miała znaleźć się całą jej rodzina.
- Długo to jeszcze potrwa? - zwróciła się do bicolora.
- Zaraz, kończę - mruknął medyk, mocując się z pajęczyną. - O już! Jesteś pewna, że nie chcesz czegoś na uspokojenie?
Lilia zaprzeczyła energicznie. Wstała i opuściła legowisko, nawet nie dziękując za okazaną pomoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz