Piana leciała z pyska, a mięśnie wołały o pomstę do nieba, gdy Szakala Łapa próbowała złapać uciekającą mysz. Dziw nad dziwy, że ofiara nie czmychnęła jeszcze pod glebę za pomocą drobnych tuneli, które najwyraźniej nie istniały w pobliżu. Głupia istota - tak bardzo oddalać się od domu, to jak prosić się o bolesną śmierć. Pewnymi ruchami próbowała przejechać gryzoniowi po grzbiecie, lecz nie było to tak łatwe. Malutka szuja wyskakiwała w powietrze i nawet nie pozwoliła na zadrapanie łysego ogona. Bieg za tak żałosnym pożywieniem został kontynuowany przez kilka minut, aż wreszcie uczennica zamęczyła ofiarę. Szybko zacisnęła szczęki na chudziutkiej szyi - zakończyła po raz pierwszy pozytywnie swoje polowanie.
– Miałaś farta, trafiłaś na naprawdę nieudolne stworzenie. – stwierdził Gęsi Wrzask, który obserwował wszystko zza drzew. – Normalnie mysz dawno by spieprzyła przy twoim braku taktu. No ale… masz coś. Zanieś to do obozu, później przećwiczymy jeszcze raz postawę łowiecką.
Szakal podskoczyła w miejscu. Choć raz coś się jej udało! Ledwo i niezgrabnie, ale liczy się wygrana - jak to inni powiadają. Ze wszechogarniającej radości przestała zwracać uwagę na otoczenie, a tak się składało, że niedawno na tereny Klanu Wilka zawędrowali śmiecący dwunożni, pozostawiając za sobą ostre kawałki dziwnego i przezroczystego materiału, którym patrol jeszcze się nie zajął. Tuptające nogi zbliżyły się niebezpiecznie blisko do śmieciowiska. Szakala Łapa skoczyła jeszcze raz, lądując tym razem tam, gdzie nie trzeba. Ostry kawałek wbił się w poduszkę, rozdzierając ją niemalże w całości i uniemożliwiając normalne chodzenie.
– AŁ! – zawyła. – Coś mi się wbiło w łapę!
– Japierdole, co znowu? – mentor zadał pytanie retoryczne i zbliżył się do złotej, by przyjrzeć się ranie. – Szkło. Jak ty, do cholery, łazisz, że zawsze coś sobie robisz?
– N-nie wiem. – załkała, patrząc na powolnie wyciekającą strugę krwi. – Jestem przecież fajtłapą, pamiętasz?
– Racja, i to niespotykaną. Niedługo staniesz się stałą rezydentką medyków.
Jakoś doszła do obozu, kulejąc na jedną kończynę. Gęsi Wrzask ukazał wtedy niezwykłą jak dla niego cierpliwość, nie pospieszając i nie karcąc ją za wolny chód. Szakal odłożyła zdobycz i udała się do Kuniej Norki, która zaopiekowała się nią jak na uzdrowicielkę przystało. Jedyną niezadowalającą rzeczą była przerwa od treningu na trzy wschody słońca, by do szramy nie dostała się infekcja. Powód przymusowego odpoczynku był jak najbardziej zrozumiały, ale cóż… wolała, aby siostra nie stała się od niej lepsza przez ten krótki czas.
Wyleczona: Szakala Łapa
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz