Próbował przestać jeść. Z jedzeniem nie wiązały się żadne przykrości, ale Orzeł nie odczuwał potrzeby zanurzenia zębów w mięsie. Był głodny, doskonale znał uczucie burczącego brzucha, ale nigdy mu nie ulegał. Nawet gdy jakiś miły pobratymiec przynosił mu świeżo złapaną zdobycz, Orzeł odmawiał bezgłośnie, zwijając w ciasną kulkę. To mogłoby trwać wiecznie - mógł nie spać i nie jeść. Egzystować w Owocowym Lesie. Powodem dla którego nie było mu to dane, okazała się jego jedyna córka, Mrówka. I to nie tak, że ze względu na nią Orzeł chciał wyzdrowieć. Mrówka nie potrzebowała jego wyjaśnień. Wiedziała, że stan ojca jest tragiczny i pragnęła mu pomóc. Orzeł to wiedział. Czasami chciał się do niej odezwać, podziękować, przeprosić. Chciał, żeby zostawiła go w spokoju, zajęła się sobą, była przecież młoda i nie powinna marnować na niego energii. Zamiast tego milczał. Odwracał się do niej tyłem, burczał pod nosem, niekiedy pozwalał sobie na płacz. Mrówka znosiła to cierpliwie. W takich momentach przypominała Kostkę i Orłowi zbierało się na jeszcze większą rozpacz. Mrówka sprzątała po nim, gdy nie zdążył iść w krzaki. Wpychała mu (dosłownie) jedzenie do pyska. Namawiała do spacerów i zdarzało się, że wyciągała go siłą z legowiska. Cierpliwie czekała aż będzie na tyle zmęczony, że podda się i zaśnie. Mrówka opowiadała mu o życiu w Owocowym Lesie, chociaż jej nie odpowiadał. Właściwie Orzeł przestał być zainteresowany funkcjonowaniem ich grupy. To od Mrówki dowiedział się o śmierci Krzemienia, Brzoskwinki i czekającej przeprowadzce.
Wiele kotów go opuściło. Żałoba wbiła sobie pazury głęboko w jego serce. Nigdy się nie skończyła. Stał się jej wiernym sługą. Wszystko zaczęło się od tragedii, która pewnego dnia spotkała Owocowy Las. Atak Dwunożnych. Wtedy stracili dom, zginęło jego rodzeństwo i Kostka. Tamtego dnia widział więcej śmierci niż kiedykolwiek wcześniej. Nadal nawiedzał go obraz krwawego pola bitwy, przerażające pyski Dwunożnych, zapach śmierci i zakrwawione ciała najbliższych. Znienawidził Dwunożnych. Znienawidził również siebie, że nie potrafił uratować Kostki. Uważał, że to on powinien tamtego dnia zginąć. Jego partnerka była dużo silniejsza. Na pewno przydałaby się grupie. On po wszystkim zamknął się w sobie. Stał się wycofany, cichy, pogrążony w rozpaczy. Nadal był wojownikiem, ale wykonywał obowiązki od niechcenia. Polował, bo musiał. Patrolował, bo kazali. Dymny kocur stał się cieniem dawnego siebie. Wraz ze śmiercią Kostki, umarł również Orzeł.
Stracił świadomość upływających księżyców. Mijały zbyt szybko. Zanim się obejrzał osiągnął wiek stu trzech księżyców. To był dobry wiek. Pozwolił mu przenieść się do legowiska starszyzny, gdzie już nikt nie zmuszał go do pełnienia obowiązków. Mógł całymi dniami wpatrywać się w ścianę bez konsekwencji. Ponieważ nie przyjmował gości, mógł oddawać się zadumie i milczeniu. Obecna Pora Zielonych Liści była inna niż poprzednie. Przeprowadzali się na nowe tereny. Orzeł przyjął tą nowinę z chłodnym niezadowoleniem. Obóz w Owocowym Lesie wiązał się z jego dzieciństwem i dorosłością. To tutaj przyszedł na świat i został wojownikiem. Na tych terenach poznał swoją partnerkę i doczekał narodzin dwójki wspaniałych kociąt. Czy teraz miał opuścić swój dom? Nie znał innego miejsca. Chociaż już od dawna nie czuł się tutaj bezpiecznie, to nie chciał zostawić ostatniej cząstki, która łączyła go ze zmarłymi bliskimi. Ale był zbyt słaby, żeby się sprzeciwić. Posłusznie udał się w wędrówkę, drepcząc na końcu grupy, na ile pozwalał mu ból stawów. Starość miała swoje warunki. Ból stawów dawał mu się mocno we znaki. Wbrew pozorom trzymał się lepiej niż większość kotów w jego wieku. Nie narzekał, nie potrzebował szybkiego odpoczynku, szedł przed siebie bez pytań i nadziei. Najczęściej płakał. Nie było to nic nowego, od zawsze był wrażliwy. Powodem jego łez była rozpacz, czysta i okrutna w swojej formie. Gdy płakał czuł malutką ulgę. Całe życie Orła stało się rutyną, której motywem była bolesna tęsknota i ciągła rozpaczliwa żałoba.
— Jestem ciekawa nowego obozu. Może dostaniemy większe legowisko. — zwróciła się do niego Bielik. Kotka opierała się o bok brata, próbując zachować równowagę i odpowiednie tempo marszu.
— W najlepszym wypadku każdy będzie miał własne gniazdo. — dobiegło go mruczenie Mrówki. Kotka specjalnie zwolniła, żeby iść obok ojca i ciotki. Orzeł czuł się winny, że nie pozwala jej w pełni zużyć energii i pochwalić się zwinnością.
— A ty, Orzełku, jakie chciałbyś legowisko? — zapytała łagodnie Bielik, posyłając mu jeden ze swoich serdecznych uśmiechów. Orzeł zmrużył ślepia. Udawała. Odkąd zmarła Owieczka, jego siostra przestała się w pełni angażować w życie społeczności. Przez to zaniedbała swój stan zdrowia i straciła jedną z łap.
Nie lubił gdy nazywali go Orzełkiem. Był Orłem, tak lubiła na niego mówić Kostka i tak miało pozostać. Nie odpowiedział siostrze, skupiając się jedynie na trasie ich wędrówki. Nawet trochę przyspieszył, przez co Mrówka musiała pomóc utrzymać się Bielik. Orzeł chciałby poświęcić więcej czasu rodzinie, ale nie potrafił, podobnie jak przestał się troszczyć o ich bezpieczeństwo.
Czas mijał i ich podróż również dobiegła końca. Owocowy Las znalazł się na nowych terenach, dzikich i niebezpiecznych. Nieprzewidywalnych w swojej istocie. Orzeł czuł się dziwnie w nowym miejscu i w legowisku. Nie było jego. W poprzednim obozie mógł czuć się jak w domu, znał je odkąd pamiętał i chciał właśnie tam doczekać śmierci. Tutaj wszystko było nowe, a on na starość nie chciał poznawać i odkrywać. Chciał popaść w rutynę. Przez pierwsze księżyce nie było mu to dane ze względu na przeprowadzkę i urządzanie się w nowym obozie. Nie integrował się z owocniakami, nie rozmawiał z nimi, usunął się w cień. Przynajmniej zachowali nazwę, o wiele gorzej by się czuł, gdyby nie mógł nazwać się członkiem Owocowego Lasu. Również w tamtym okresie zaczął zbierać ziarenka maku. Nie było to trudne. Jego stan był na tyle ciężki, choćby w marnych próbach zaśnięcia, że zdobycie ziarenek mających "poprawić jego sytuację" było nie takie trudne. Zwłaszcza w tak napiętym czasie jak nowe miejsce do życia. Zbierane ziarenka maku starannie ukrywał w dołku pod posłaniem. W starszyźnie był tylko on i Bielik. Łatwo było ukryć przed siostrą swoje małe zapasy i tajemnicę, dlaczego je zbiera. Bielik troszczyła się o niego, ale miała również własne problemy i nie zawsze mogła go obserwować. Orzeł powrócił do swoich czynności, coraz bardziej chudnąc w oczach i słabnąc z każdym dniem. Nie dało się mu pomóc. Nikt nie mógł cofnąć czasu.
Zatracił się w swoich wspomnieniach. Urodził się i wychował w Owocowym Lesie. Jego matka była przywódczynią, jego ojciec szanowanym wojownikiem. Dorastał w atmosferze pełnej miłości. Zawsze czuł, że był ważny i kochany przez swoją rodzinę. Szyszka była czuła i wspierająca, zawsze mógł na nią liczyć i cenił wiedzę matki. Przy Sokole zawsze starał się dobrze wypaść, czuł się bezpiecznie i dobrze w jego obecności. Rodzeństwo również miał wspaniałe, ich miot był liczny i ze względu na pozycję matki mogli cieszyć się uwagą całej społeczności. Daglezja, Płomykówka i Głóg już dawno odeszli, natomiast Bielik wciąż przy nim była, krocząc wybraną przez siebie ścieżką. Pamiętał ich wesołe, beztroskie zabawy w kociarni. Zatęsknił za tymi czasami. Chciałby się z nimi znowu pobawić, miło spędzić czas z rodzeństwem, poczuć ciepło i troskę rodziców. Gdy zakończył się okres dzieciństwa, Orzełek został uczniem. Ze swoim mentorem miał owocną współpracę. Pamiętał dumę Jabłka po tym, jak dymny kocur został wojownikiem. To był ważny etap w życiu kocurka. Jego relacja z Kostką zaczęła się rozwijać, dwójka kotów coraz bardziej się do siebie zbliżała i z wrogów stali się przyjaciółmi. Na pewno ich znajomość różniła się od większości znanych w lesie, ale im pasował taki podział, gdzie to Kostka była dominująca, a Orzełek wykonywał jej polecenia i traktował uwagi kotki jak najważniejsze. Zmienił swoje zdanie o kotce, którą wcześniej uważał za irytującą i unikał jej jak tylko mógł, choć ona go obserwowała. To jednak dzięki Kostce pokonał swój strach przed wspinaczką na drzewa i to ona została matką jego kociąt. Partnerka namówiła go do zmiany imienia i tak z Orzełka stał się Orłem. Kostka i on stanowili zgrany duet. Uzupełniali się w wychowaniu kociąt. Orzeł był nadopiekuńczym rodzicem. Zawsze bardzo troszczył się o dwójkę swoich dzieci. Mrówka i Słonecznik byli dla niego najważniejsi, bardzo ich kochał i wspierał. Później został wujkiem kociąt Owieczki, Perkoza i Miodku. Życie ich małej rodzinki dobrze mijało, mógł obserwować dorastanie swoich kociąt. Wkrótce jego dzieci zostały uczniami i wojownikami, mógł być jeszcze bardziej dumny. Nadal był nadopiekuńczy, gdyż dla niego dalej byli małymi kociakami, które potrzebują jego opieki i chętnie słuchają opowieści. Orzeł miał również okazję został mentorem. Szkolenie Krecik zajęło w jego życiu ważną rolę i dobrze wspominał tamten okres. Kilka kotów, które nie należały do jego rodziny, również zajęło w jego życiu ważniejsze miejsce. Wspominał Jabłko, Pioruna, Brzoskwinkę, Cichą, Krzemienia. Miał również przyjaciółkę, Owieczkę, była wspaniałą towarzyszką. Im więcej myślał o swojej przeszłości, gromadząc wspomnienia, bardziej pragnął powrócić do tamtych czasów, a że nie było to możliwe, popadał w coraz większą nostalgię.
Odsunął mchowe posłanie, przyglądając się ziarenkom maku. Była już całkiem spora ilość. Miał szczęście, że ostatnio Mrówka znalazła więcej na ich nowych terenach i mu przyniosła. Nie była świadoma jego planów. Orzeł wahałam się. Posmutniał. Przecież córka i siostra będą musiały żyć z jego stratą. Orła zabraknie, one jednak będą nosić po nim wspomnienia, będą go pamiętać i za nim tęsknić. Czy naprawdę mógł to zrobić ukochanym kotkom? Wahał się długo, ale wiedział, że nie może wiecznie żył w takim stanie. Już nie potrafił cieszyć się życiem, jeść, spać, czuł jakby zabierał wolność swojemu dziecku. Westchnął, wypuszczając ciężko powietrze. Nie było odwrotu. Musiał to zrobić. Dla dobra jego i bliskich, którzy mu jeszcze pozostali. W tamtym momencie Orzeł przestał myśleć o konsekwencjach swojej decyzji. Zrobił to, co chodziło mu po głowie od dawna.
Dymny z bielą kocur rozejrzał się wokół dla pewności, że nikt go nie widzi. Była noc, wszyscy spali, łącznie z Bielik. Pochylił się i w ciągu uderzenia serca zaczął połykać ziarenka maku. Jedno czy dwa ziarenka nic nie mogły zrobić dorosłemu kotu, ale tak ogromna ilość jaką zażył kocur, była śmiertelna. Podjął tą decyzję świadomie. Chciał pożegnać swoje życie, odejść na własnych zasadach, zapomnieć o wszystkich wspomnieniach. Nie chciał dłużej żyć bez Kostki, rodziców, rodzeństwa, przyjaciół. Nawet jego synka nie było już przy nim. Miał dość nowego miejsca, którego nie mógł nazwać domem. Starszy poczuł napływające do jego żółtych ślepi łzy. Było ich coraz więcej, spływały po jego policzkach, utrudniały widoczność. Musiał wierzyć w słuszność swojej decyzji, chociaż teraz nie był już taki przekonany. Przyzwyczaił się jednak do swoich zmian nastrojów. Pierwszy raz od bardzo dawna uśmiechnął się, witając koniec swojej ścieżki. Orzeł ułożył głowę delikatnie na swoich łapach. Zjadł wszystkie ziarenka maku, jeszcze nigdy nie czuł się tak spokojnie. Odetchnął świeżym powietrzem Pory Nowych Liści. Przeżył długie życie i zostanie zapamiętany przez tych, których tutaj zostawi. Będzie żył w krwi Mrówki i opowieściach pobratymców. Otuliły go spokój i senność, witając jak starego przyjaciela. Orzeł zamknął żółte ślepia. Ostatni raz usłyszał szelest liści na wietrze. Wziął ostatni ciężki oddech, zanim jego bok przestał się unosić. Orzeł odszedł i zakończył swoją historię.
Żegnaj, Orzełku [*]
Zmarły w wieku 114 księżyców
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz