*początek wiosny*
Jeżyk powłóczyła łapami podążając za ciotką i siostrą.Jej babcia od kilku dni nie przychodziła na ich treningi. Obowiązek nauki ich obu przejęła więc na pewien czas Deszcz. Czekoladowa widziała, w jakim stanie była najstarsza członkini grupy. Po śmierci Fiołka dawna burzaczka straciła cały swój wigor i energię, poświęcając cały swój czas na spanie i smutne wgapianie się w sufit, albo przekładanie słomy. Raz na jakiś czas ciotki i matka Jeżyk próbowały wyciągać Bylicę na zewnątrz, by spróbować ją pocieszyć. Jednak mimo tego, iż kotka rzadko kiedy się o to sprzeczała, nie dawało to żadnych efektów. Na każdym takim wymuszonym spacerze błękitna staruszka wydawała się jakby nieobecna, zamyślona. Po jakimś czasie od śmierci syna stara kocica zaczęła również sama wychodzić na spacery, choć nie za często i nie wydawało się, by to jej w jakikolwiek sposób pomagało. Jeż martwiła się o babcię i to bardzo. Co mogła zrobić, by jej jakoś pomóc…
I wtedy właśnie przez swoje zamyślenie wyrżnęła o glebę. Niezadowolona prychnęła, widząc na sobie zdziwione a zarazem zmartwione spojrzenie Deszcz oraz wbity w nią oceniający wzrok Sroki. Szybko wstała, ścierając niedbale błoto z pyska.
- Nie zatrzymujcie się – warknęła. Deszcz od razu na jej słowa wznowiła marsz.
- Dzisiaj poćwiczymy… - zaczęła kotka, jakby zastanawiając się. Nawet planu nie miała? Jeżyk miała ochotę prychnąć pod nosem. Czemu takie drobnostki ją tak drażniły? – dzisiaj nauczymy się wspinać na drzewa – miauknęła Deszcz.
Słysząc to Jeżyk przyspieszyła, bo oznaczało to, że wyjdą poza tereny Złotych Traw. Zrównała krok z Sroką, a od razu gdy przekroczyły płot oddzielający teren wewnątrz od tego na zewnątrz, zaczęła wypatrywać najbliższego drzewa.
- Tam jest jedno – usłyszała pomruk Sroki, która wskazała swym białym ogonem na samotną roślinę.
- Dobrze. Nada się do poćwiczenia – miauknęła Deszcz, zmieniając kurs na drzewo.
Siostry wraz z ciotką stanęły pod drzewem.
- Musicie się podciągać, wbić pazury w korę, wyczuć jak macie chodzić… - miauknęła kotka.
Nie było to…za wiele informacji. Jeż spojrzała z niepewnością na najniższy konar drzewa.
Gdy cisza zaczęła się przeciągać i przeciągać, normalnie wlec jak flaki z olejem, jednolita powiedziała cicho:
- Spróbujcie…spróbujcie się wspiąć.
Jeż skinęła jej głową. Następnie odwróciła się w stronę drzewa, po czym wbiła w nie swe pazury. Zaczęła się podciągać. Gdy była już blisko pierwszej gałęzi, źle stanęła na niej pierwszą łapą, przez co poślizgnęła się gdy oparła na niej większy ciężar i runęła w dół. Na szczęście, odległość od ziemi była niewielka, więc upadek nie bolał tak bardzo. Ale nie mogła nazwać go przyjemnym.
Kotka zirytowana syknęła, po czym znów z determinacją wskoczyła na drzewo, zatapiając w nim jeszcze bardziej swe pazury. Tym razem jednak wybiła się wręcz od pnia przy konarze i… przeskoczyła nad nim. Ból rozniósł się po jej ciele, gdy ponownie uderzyła o ziemię, rozpryskując na około błoto.
No i znowu będzie musiała myć swe długie futro…eh…
- M-może…wystarczy… - mruknęła Deszcz cicho.
- Jak to wystarczy?! – spytała Jeżyk, gwałtownie podnosząc się z ziemi. – przecież spróbowałam dopiero dwa razy! Na pewno się u- mruknęła Jeżyk, ale zatrzymała się w trakcie, widząc, jak…jej siostra wchodzi na drugi Konar tuż za plecami Deszcz.
Ta odwróciła się, widząc, gdzie lądowało spojrzenie jej siostrzenicy. Gdy dostrzegła, gdzie znajdowała się Sroka, miauknęła:
- Bardzo do-dobrze…
Jeżyk skrzywiła się tylko, po czym odwróciła się na pięcie, dalej z ubłoconym futrem, i ruszyła w losowym kierunku.
- G-gdzie idziesz? – spytała ją ciotka.
- Na polowanie – odparła zdawkowo i chłodno szylkretka.
- D-dobrze… - to było jedyne co dostała w odpowiedzi.
Ruszyła gdzieś dalej. Po jakimś czasie zatrzymała się. Futro posklejane błotem strasznie jej ciążyło. Postanowiła więc się wymyć. Zaczęła wylizywać swą sierść.
Dopiero po jakimś czasie udało jej się ją doprowadzić do względnego ładu. Wtedy właśnie zaczęła szukać zwierzyny. Gdy dostrzegła nornicę, zakradła się do niej. Odczekała chwilę i wyskoczyła, po czym zabiła zwierzę szybkim kłapnięciem szczęk. Spojrzała na swą zdobycz zadowolona, a jej kąciki ust lekko się uniosły. Zaczynała mieć wprawę w polowaniu.
Przynajmniej jedna rzecz jej tego dnia wyszła.
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz