Silny i przeszywający skurcz przeszedł przez ciało kotki. Zdezorientowana Wilcza pisnęła. Spojrzała przerażona na brata, który szybko zerwał się na łapy.
— Zaczęło się. — miauknął Zajęcza Gwiazda.
Jego zielone ślipia przepełnione były strachem. Siwa także się bała. Reakcja brata nie pomagała. Czuł, że coś jest nie tak. Wiedział, że to się nie skończy dobrze. Wszyscy wiedzieli. Trzymali ją w niepewności niczym krowę na rzeź. Łapy kotki zaczęły się telepać. Nie przeżyje tego. Nie przeżyje. Zdechnie. Zdechnie, gdy wszystko zaczęło nabierać kolorów. Może to wszystko było z litości. Nieszczere poświęcenie i przemęczanie się z nią. Dwa księżyce fałszywego uśmiechu dla reszty życia w spokoju i bez niej.
Wilcza zapowietrzyła się. Nie potrafiła oddychać. Przerażone pomarańczowe ślepię spojrzało na brata zrozpaczone.
— Będzie dobrze, Wilcza. Nie martw się. Zaraz pójdę po Jeżową Ścieżkę. Będzie dobrze. — miauczał spanikowany kocur, uciekając spojrzeniem od cierpiącej siostry.
Siwa pokręciła łbem. Nie będzie. Nie będzie. Kłamał. Łgał jej prosto w oczy.
— N-nie... nie... — syczała, trzymając kurczowo łapę brata.
Nie pozwoli mu odejść. Będzie patrzył na to. Na jej cierpienie.
— Zajączku, co się dzieje? — do kociarni wpadł Glinka.
Niebieski spojrzał na rodzeństwo, by następnie zrobić wielkie oczy.
— Zaczęło się?
— Tak! Leć po Jeżową Ścieżkę. — rozkazał biały, próbując przekonać samego siebie, że będzie dobrze. — Prędko. — ponaglił kocura.
Wilcza widziała na jego pysku, że okłamywał samego siebie. Łzy leciały po jej posiwiałych polikach. Nie chciała umierać. Nawet jeśli to wszystko było kłamstwem.
Kolejny skurcz. Gorszy. Mocniejszy. Przerażający. Krzyk wydobył się z jej pyska. Nie krzyczała od tamtej nocy. Wbiła pazury w łapa brata, który miauczał coś do niej. Zacisnęła mocniej ślipia, licząc, że to pomoże. Nie pomagało. Potworny ból znów rozchodził się po jej ciele. I znów. I znów. Jęki i wrzaski wypełniły na nowo kociarnie zupełnie jak tamtego dnia. Płakała. Jedynie to mogła zrobić. Płakała, krzycząc.
— Wilcza, posłuchaj mnie... — ciepły ton głosu brata był niedoniesienia.
— Z-zamknij się... Zamknij się... Z-zamknij się... — jęczała, wyginając się z bólu.
Ból nie odpuszczał. Nie chciał odejść. Uwił sobie wygodnie gniazdko w jej ciele i nie zamierzał odpuścić.
— Wilcza Zamiecio, weź ten patyk. — szorstki głos pojawił się znikąd.
Otworzyła ślepię, by ujrzeć szylkretowe futro. Nie na nie liczyła. Trąciła łapą kija, prychając wściekle.
— Przetrzymajcie ją. To będzie długi dzień. — stwierdziła medyczka.
Wilcza zapowietrzyła się. Nie potrafiła oddychać. Przerażone pomarańczowe ślepię spojrzało na brata zrozpaczone.
— Będzie dobrze, Wilcza. Nie martw się. Zaraz pójdę po Jeżową Ścieżkę. Będzie dobrze. — miauczał spanikowany kocur, uciekając spojrzeniem od cierpiącej siostry.
Siwa pokręciła łbem. Nie będzie. Nie będzie. Kłamał. Łgał jej prosto w oczy.
— N-nie... nie... — syczała, trzymając kurczowo łapę brata.
Nie pozwoli mu odejść. Będzie patrzył na to. Na jej cierpienie.
— Zajączku, co się dzieje? — do kociarni wpadł Glinka.
Niebieski spojrzał na rodzeństwo, by następnie zrobić wielkie oczy.
— Zaczęło się?
— Tak! Leć po Jeżową Ścieżkę. — rozkazał biały, próbując przekonać samego siebie, że będzie dobrze. — Prędko. — ponaglił kocura.
Wilcza widziała na jego pysku, że okłamywał samego siebie. Łzy leciały po jej posiwiałych polikach. Nie chciała umierać. Nawet jeśli to wszystko było kłamstwem.
Kolejny skurcz. Gorszy. Mocniejszy. Przerażający. Krzyk wydobył się z jej pyska. Nie krzyczała od tamtej nocy. Wbiła pazury w łapa brata, który miauczał coś do niej. Zacisnęła mocniej ślipia, licząc, że to pomoże. Nie pomagało. Potworny ból znów rozchodził się po jej ciele. I znów. I znów. Jęki i wrzaski wypełniły na nowo kociarnie zupełnie jak tamtego dnia. Płakała. Jedynie to mogła zrobić. Płakała, krzycząc.
— Wilcza, posłuchaj mnie... — ciepły ton głosu brata był niedoniesienia.
— Z-zamknij się... Zamknij się... Z-zamknij się... — jęczała, wyginając się z bólu.
Ból nie odpuszczał. Nie chciał odejść. Uwił sobie wygodnie gniazdko w jej ciele i nie zamierzał odpuścić.
— Wilcza Zamiecio, weź ten patyk. — szorstki głos pojawił się znikąd.
Otworzyła ślepię, by ujrzeć szylkretowe futro. Nie na nie liczyła. Trąciła łapą kija, prychając wściekle.
— Przetrzymajcie ją. To będzie długi dzień. — stwierdziła medyczka.
* * *
Zapach mleka uderzył w jej nozdrze. Prawie zapomniała jak pachniał. Niewyraźne wspomnienia pojawiły się w jej łbie. Ona i Zajączek. I ich mama. Rozmazana, szylkretowa sylwetka uśmiechająca się do nich ciepło. Niemal całkowicie jej zapomniała. Otworzyła niepewnie ślepię.
Kociarnia.
Znów to przeklęte miejsce. Białe futro. Brat spał. Spokojnie. Jego klatka unosiła się i opadała. Wilcza chciała wstać. Lecz obolałe ciało nie pozwoliło na to. Coś poruszyło się koło niej.
Nie.
Nie. Nie. Nie.
Pomarańczowe ślepie niechętnie spojrzało w tamtą stronę.
Cztery.
Cztery rudawo-czarne kształty wiły się obok niej.
Zerwała się na łapy, ignorując ból.
Nie.
— Wilcza...? Wilcza, spokojnie. — odezwał się zaspany głos brata.
Spojrzała przerażona w jego stronę. Łzy spływały jej po poliku. Kocur podszedł do niej. Niepewnie i lekko otulił ją ogonem.
— Nie są takie straszne. Spójrz. — wskazał malce, które ruszały się po legowisku, piszcząc. — Szukają cię.
Siwa pokręciła łbem.
— N-nie... n-nie c-chce... — wydusiła z bólem. — W-weź... w-weź j-je...
Gardło piekło przy każdym słowie. Dotknęła łapą się niepewnie szyi. Zajęcz Gwiazda cicho westchnął.
— Nie przeżyją bez ciebie. Nie teraz. Bez mleka umrą, Wilcza. Jesteś jedynym kotem, który może je wykarmić. — wyjaśnił jej brat.
Kotka pokręciła łbem. Nie obchodziło jej to. Nie chciała ich. Na sam widok rudego futra przechodziły ją ciarki. Nie były jej. Były JEGO. Ich futro, ich zapach, ich pędzelki na uszach. Wszystko tego dowodziły. Były przeklęte.
Były kociętami Lisiej Gwiazdy.
— Wilcza. Wilcza, spokojnie. Posłuchaj mnie, proszę. — zaczął brat, próbując uspokoić trzęsącą się kotkę. — Nie myśl o tym. Wiem, że jest trudno, ale postaraj się. One są niewinne. Zupełnie niezbrukane nim. To od nas zależy na jakie koty wyrosną, Wilcza.
Podszedł powoli do piszczących coraz głośniej maluchów. Jedno z kociąt, złapało jego łapę, wtulając się w nią.
— Spójrz. Wygląda zupełnie jak ty. — stwierdził cicho, przyglądając się powoli uspokajanemu kocięciu. — Jak go nazwiesz?
Wilcza spuściła łeb. Nie chciała nadawać imion. Nie zasługiwały na nie.
— G-glista.
Kociarnia.
Znów to przeklęte miejsce. Białe futro. Brat spał. Spokojnie. Jego klatka unosiła się i opadała. Wilcza chciała wstać. Lecz obolałe ciało nie pozwoliło na to. Coś poruszyło się koło niej.
Nie.
Nie. Nie. Nie.
Pomarańczowe ślepie niechętnie spojrzało w tamtą stronę.
Cztery.
Cztery rudawo-czarne kształty wiły się obok niej.
Zerwała się na łapy, ignorując ból.
Nie.
— Wilcza...? Wilcza, spokojnie. — odezwał się zaspany głos brata.
Spojrzała przerażona w jego stronę. Łzy spływały jej po poliku. Kocur podszedł do niej. Niepewnie i lekko otulił ją ogonem.
— Nie są takie straszne. Spójrz. — wskazał malce, które ruszały się po legowisku, piszcząc. — Szukają cię.
Siwa pokręciła łbem.
— N-nie... n-nie c-chce... — wydusiła z bólem. — W-weź... w-weź j-je...
Gardło piekło przy każdym słowie. Dotknęła łapą się niepewnie szyi. Zajęcz Gwiazda cicho westchnął.
— Nie przeżyją bez ciebie. Nie teraz. Bez mleka umrą, Wilcza. Jesteś jedynym kotem, który może je wykarmić. — wyjaśnił jej brat.
Kotka pokręciła łbem. Nie obchodziło jej to. Nie chciała ich. Na sam widok rudego futra przechodziły ją ciarki. Nie były jej. Były JEGO. Ich futro, ich zapach, ich pędzelki na uszach. Wszystko tego dowodziły. Były przeklęte.
Były kociętami Lisiej Gwiazdy.
— Wilcza. Wilcza, spokojnie. Posłuchaj mnie, proszę. — zaczął brat, próbując uspokoić trzęsącą się kotkę. — Nie myśl o tym. Wiem, że jest trudno, ale postaraj się. One są niewinne. Zupełnie niezbrukane nim. To od nas zależy na jakie koty wyrosną, Wilcza.
Podszedł powoli do piszczących coraz głośniej maluchów. Jedno z kociąt, złapało jego łapę, wtulając się w nią.
— Spójrz. Wygląda zupełnie jak ty. — stwierdził cicho, przyglądając się powoli uspokajanemu kocięciu. — Jak go nazwiesz?
Wilcza spuściła łeb. Nie chciała nadawać imion. Nie zasługiwały na nie.
— G-glista.
Zajęcza Gwiazda spojrzał na nią z krzywym uśmiechem.
— Wygląda ci na Glistę? — zapytał, przyglądając się uważnie kociakowi.
Siwa niepewnie podeszła do brata. Usiadła za nim, starając nie zbliżać się do nich. Czarne kocie miało inne plany. Zaczęło znów piszczeć, sprawiając, że reszta maluchów starała się podążyć za jego głosem. Wilcza obserwowała to z przerażeniem. To nie było normalne. Nikt jej tego nie powie.
— Wygląda ci na Glistę? — zapytał, przyglądając się uważnie kociakowi.
Siwa niepewnie podeszła do brata. Usiadła za nim, starając nie zbliżać się do nich. Czarne kocie miało inne plany. Zaczęło znów piszczeć, sprawiając, że reszta maluchów starała się podążyć za jego głosem. Wilcza obserwowała to z przerażeniem. To nie było normalne. Nikt jej tego nie powie.
Były przeklęte.
— Może... Maczek? — zaproponował brat.
Wilcza zmarszczyła brwi. Nie. Nikt nie chciał się nazywać od chwastu z pola. Spojrzała niechętnie na kocię. Imię musiało coś znaczyć.
"Oni wszyscy liczyli, że będę silna! Króliczy Sus, nadając mi takie imię, Świerszczowy Skok oczekując należnego im wsparcia! Gliniane Ucho, dla którego musiałam być oparciem, gdy nasza matka ginęła w męczarniach! - przypomniała sobie słowa zastępczyni.
Imiona niosły ze sobą moc i przeznaczenie. Jeśli miał szansę zostać dobrym kotem, jak uważał Zajęcza Gwiazda, musiał mieć odpowiednie imię. Wilcza nie była całkowicie do tego przekonana, lecz wolała już kierować się tym niż znajomością kwiatów z polany.
"Wiesz co nie doceniłam cię. Zwęglone Futro też mi się wydawał słaby, ale..."
Zwęglone Futro. Wojownik, którego nigdy nie poznała. Który zdobył tak dużą aprobatę Kamiennej Agonii.
— Węgielek. — miauknęła cicho.
Zajęcza Gwiazda uśmiechnął się lekko. Jego zielone ślipia wydawały się takie spokojne. Zupełnie jakby wszystko co złe było zupełnie za nimi. Wilcza chciała w to wierzyć. Ale wiedziała, że to kłamstwo.
— Śliczne imię. Pasuje do niego. Spójrz, jemu też się podoba. — miauknął, wskazując na wiercącego się malca.
Siwa położyła uszy. Nie chciała się zbliżać do nich bliżej niż to konieczne. Mogła pobawić się w głupie nadawanie imion skoro bratu tak na tym zależało, lecz to nie zmieniało faktu, że nie mogła na nie patrzeć.
— A ta? — wskazał na malca z rudą plamą na grzbiecie. — A może ona wygląda ci na Maczka? A może Pszczółka?
Wilcza drgnęła na dźwięk tego imienia. Dobrze pamiętała rudą. Zbyt dobrze. Trzepnęła lekko ogonem ze spuszczonym wzrokiem.
— Nie? No dobrze, to może Jeżynka? A może Rudzik? Choć nie to bardziej męskie imię. — stwierdził brat, drapiąc się po łbie. — A może Czajka? Ładnie brzmi. Wiesz, że te ptaki zwiastują nadejście pory nowych liści?
Wilcza kiwnęła łbem, byle mieć już za sobą. Chciała wyjść z tego miejsca. Zapomnieć o tym wszystkim. Uciec gdzieś daleko pozostawiając te kreatury za sobą.
— A ona? — wskazał kolejne kocie. — Rozumiem, że Maczek nie przejdzie, więc może Żonkil? O, albo Róża. Co powiesz na Róże? Wspaniałą, śliczną, delikatną... — rozczulał się nad kocięciem
Wilcza wbiła pazury w ziemię.
— J-jak c-chcesz... — wydusiła cicho, wpatrując się w świat poza kociarnią.
Niektóre koty zaciekawione zaglądały. Inne szeptały na widok Wilczej. Drwiące uśmiechy na rudych pyskach. Zaniepokojone spojrzenia. Wilcza spuściła wzrok. Poza kociarnią nie czekało ją nic dobrego. Niechętnie zawróciła wzrokiem do brata. Jedno z kociąt wydostało się z legowiska. Niezgrabnie pełzało w jej stronę.
Nerwowy dreszcz przeszedł przez grzbiet siwej.
— W-weź j-je... — słaba prośba wypadła z jej pyska.
Zajęcza Gwiazda spojrzał smutno na kocie i złapał je lekko za kark. Włożył je z powrotem do legowiska. Wilcza niepewnie podążyła za nim. Cała czwórka wiła i piszczała w posłaniu.
— Są głodne. — stwierdził smutno biały.
Wilcza położyła uszy. Odwróciła wzrok od kociąt.
— A ona? — miauknął brat, wskazując uciekinierkę. — Musisz ty ją nazwać. Wybrała ciebie. — miauknął, lekko się uśmiechając.
Wilcza zacisnęła ślepię. Nie chciała tu być. Chciała, żeby Kamień się tu zjawiła i zabrała ją stąd. Żeby kotka kazała jej bratu i Glince zająć się kociakami, a Wilcza mogła znów powrócić do swojego szarego i beznadziejnego życia.
— Wilcza?
Spojrzała na tą pokraczną istotę. Na jej skalane bielą i rudym futro. Łzy spłynęły po poliku kotki.
Imię.
Zaczęła wymieniać wszystkie znane jej koty, które zasługiwały. Jałowca, Orlika, Zająca, Glinkę, Królika, Jelonka, Kozę, Niebo... Świerszcza. Zatrzymała się na tym imieniu.
Wpatrywała się w pokraczną istotę. Jelenie Kopytko kiedyś jej powiedział, że pasikoniki są symbolem szczęścia. Radości. Że zapowiadają zmiany w życiu. Silne i szybkie.
— P-pasi... P-pasikonik... — wydusiła z siebie, wtulając się w futro brata.
Miała dość.
Imiona niosły ze sobą moc i przeznaczenie. Jeśli miał szansę zostać dobrym kotem, jak uważał Zajęcza Gwiazda, musiał mieć odpowiednie imię. Wilcza nie była całkowicie do tego przekonana, lecz wolała już kierować się tym niż znajomością kwiatów z polany.
"Wiesz co nie doceniłam cię. Zwęglone Futro też mi się wydawał słaby, ale..."
Zwęglone Futro. Wojownik, którego nigdy nie poznała. Który zdobył tak dużą aprobatę Kamiennej Agonii.
— Węgielek. — miauknęła cicho.
Zajęcza Gwiazda uśmiechnął się lekko. Jego zielone ślipia wydawały się takie spokojne. Zupełnie jakby wszystko co złe było zupełnie za nimi. Wilcza chciała w to wierzyć. Ale wiedziała, że to kłamstwo.
— Śliczne imię. Pasuje do niego. Spójrz, jemu też się podoba. — miauknął, wskazując na wiercącego się malca.
Siwa położyła uszy. Nie chciała się zbliżać do nich bliżej niż to konieczne. Mogła pobawić się w głupie nadawanie imion skoro bratu tak na tym zależało, lecz to nie zmieniało faktu, że nie mogła na nie patrzeć.
— A ta? — wskazał na malca z rudą plamą na grzbiecie. — A może ona wygląda ci na Maczka? A może Pszczółka?
Wilcza drgnęła na dźwięk tego imienia. Dobrze pamiętała rudą. Zbyt dobrze. Trzepnęła lekko ogonem ze spuszczonym wzrokiem.
— Nie? No dobrze, to może Jeżynka? A może Rudzik? Choć nie to bardziej męskie imię. — stwierdził brat, drapiąc się po łbie. — A może Czajka? Ładnie brzmi. Wiesz, że te ptaki zwiastują nadejście pory nowych liści?
Wilcza kiwnęła łbem, byle mieć już za sobą. Chciała wyjść z tego miejsca. Zapomnieć o tym wszystkim. Uciec gdzieś daleko pozostawiając te kreatury za sobą.
— A ona? — wskazał kolejne kocie. — Rozumiem, że Maczek nie przejdzie, więc może Żonkil? O, albo Róża. Co powiesz na Róże? Wspaniałą, śliczną, delikatną... — rozczulał się nad kocięciem
Wilcza wbiła pazury w ziemię.
— J-jak c-chcesz... — wydusiła cicho, wpatrując się w świat poza kociarnią.
Niektóre koty zaciekawione zaglądały. Inne szeptały na widok Wilczej. Drwiące uśmiechy na rudych pyskach. Zaniepokojone spojrzenia. Wilcza spuściła wzrok. Poza kociarnią nie czekało ją nic dobrego. Niechętnie zawróciła wzrokiem do brata. Jedno z kociąt wydostało się z legowiska. Niezgrabnie pełzało w jej stronę.
Nerwowy dreszcz przeszedł przez grzbiet siwej.
— W-weź j-je... — słaba prośba wypadła z jej pyska.
Zajęcza Gwiazda spojrzał smutno na kocie i złapał je lekko za kark. Włożył je z powrotem do legowiska. Wilcza niepewnie podążyła za nim. Cała czwórka wiła i piszczała w posłaniu.
— Są głodne. — stwierdził smutno biały.
Wilcza położyła uszy. Odwróciła wzrok od kociąt.
— A ona? — miauknął brat, wskazując uciekinierkę. — Musisz ty ją nazwać. Wybrała ciebie. — miauknął, lekko się uśmiechając.
Wilcza zacisnęła ślepię. Nie chciała tu być. Chciała, żeby Kamień się tu zjawiła i zabrała ją stąd. Żeby kotka kazała jej bratu i Glince zająć się kociakami, a Wilcza mogła znów powrócić do swojego szarego i beznadziejnego życia.
— Wilcza?
Spojrzała na tą pokraczną istotę. Na jej skalane bielą i rudym futro. Łzy spłynęły po poliku kotki.
Imię.
Zaczęła wymieniać wszystkie znane jej koty, które zasługiwały. Jałowca, Orlika, Zająca, Glinkę, Królika, Jelonka, Kozę, Niebo... Świerszcza. Zatrzymała się na tym imieniu.
Wpatrywała się w pokraczną istotę. Jelenie Kopytko kiedyś jej powiedział, że pasikoniki są symbolem szczęścia. Radości. Że zapowiadają zmiany w życiu. Silne i szybkie.
— P-pasi... P-pasikonik... — wydusiła z siebie, wtulając się w futro brata.
Miała dość.
O wow, świetne opo
OdpowiedzUsuń