"Powinnaś na siebie bardziej uważać, Iskrzący Kroku"
Mimowolnie zignorowała kolejne pouczenie, które padło z pyska, tym razem nie Bluszczowego Pnącza a Cichej Kołysanki. Kotka krzątała się blisko niej, wymieniając zużyte legowiska dla pacjentów, co jakiś czas kręcąc nosem z niezadowolenia, gdy mech nie układał się po jej myśli.
Cisza i spokój.
Czego mogła chcieć więcej? Iskrzący Krok spuściła głowę a cisza zadzwoniła boleśnie w jej uszach. Cały czas analizowała w głowie to wszystko, co z tak diabelskim pośpiechem się wokół niej działo; czasem miała wrażenie, że zmiany zachodząc zbyt szybko aby mogła się do nich dostosować.
Radość mieszała się ze smutkiem kiedy patrzyła na swój brzuch. Już rozumiała miłość, jaką Kwaśny Język darzył Orle Pióro, nim ten przepadł bez śladu.
Właśnie... Kwaśny...
W oczach kotki zatańczyły łzy gdy tylko przypomniała sobie o bracie, którego bestialsko zamordowała. Pewnie by się cieszył jej szczęściem, mogła tylko sobie wyobrazić jak bardzo czarny kocur skakałby z radości. Byłby ukochanym wujkiem kociąt, które lada dzień miały się pojawić na świecie.
— ...imionami?
Drgnęła na dźwięk głosu Cichej Kołysanki, pełnoprawna asystentka medyka wpatrywała się w nią swoimi ognistymi ślepiami, zaś końcówka jej ogona drgała w zniecierpliwieniu. Na uderzenie serca odwróciła się, poprawiając najbardziej kłopotliwe legowisko, nim powróciła do Iskrzącego Kroku, siadając tuż obok szylkretki.
— P-przepraszam. Zamyśliłam się. Mogła... mogłabyś powtórzyć proszę?
Calico zerknęła na swoje łapy, spomiędzy pazurów wystawał mech, pióra oraz miękka, pożółkła trawa. Tak naprawdę mech robił tylko za izolację, faktyczną częścią posłania były pióra oraz trawa zebrana w porze zielonych liści, a którą medycy składowali u siebie w schowku.
— Pytałam czy... myśleliście nad... imionami — mruknęła, co rusz przerywając swoją higienę osobistą. Łypnęła ukradkiem na ciężarną, liżąc łapę by umyć swój pyszczek.
Jej pytanie ścięło Iskrzącą z łap, zdawało się, że mieli mnóstwo czasu do ich pojawienia się na świecie, dlatego jeszcze nie rozmawiali na ten temat. No i każde z nich miało swoje zajęcia... Nie bez powodu obecnie przekazała obowiązki lidera Jaśminowemu Snu.
— Nie, jeszcze nie.
Uśmiechnęła się smutno. Jedno było pewne - jeśli przyjdzie ta chwila były imiona, których chciała uniknąć i które przywoływały smętne wspomnienia.
Kwaśny, Barwinek, Olcha, Gorzki.
Zacisnęła ślepia na myśl o bliskich jej sercu kotach, chciała aby byli tuż przy niej, by jej tata mógł poznać swoje wnuki... żeby Kwaśny z Zimorodkiem mogli odegrać rolę cudownych wujków... Żeby... żeby za nikim nie tęskniła...
— H-hej! Ej, sorry no. Nie wiedziałam- T-to aż takie potworne? — Cicha szturchnęła królową łapą w bark a ta podniosła łeb. Żółte ślepia napotkały te pomarańczowe, rozszerzające się w szoku — Ej, no nie rycz no — bąknęła, marszcząc nos.
Calico otworzyła szerzej ślepia.
Płakała?
Odruchowo dotknęła łapą swojego policzka nie potrafiąc uwierzyć, że na opuszkach właśnie wyczuła słone łzy.
— To nic takiego, Cicha Kołysanko. Wiesz... ciąża i te hormony... — miauknęła spokojnie. Jej pyszczek rozjaśnił słaby uśmiech. Młodsza kotka wywróciła ślepiami, mamrocząc coś pokroju "Ach te baby i gówniaki", nim jej ogon zniknął wejściu do kolejnej części legowiska, pozostawiając Iskrzący Krok samą ze swoimi gorzkimi myślami.
* * *
Woń mleka w kociarni stawała się z każdym dniem trudniejsza do zniesienia. Iskrząca pamiętała jak przy każdej wizycie w żłobku rozkoszowała się tym zapachem, przypominającym jej dzieciństwo, jednak tym razem było inaczej. Musiała, co nie oznaczało, że jej to przeszkadzało, częściej przebywać na zewnątrz aniżeli w środku aby nie zwymiotować.
— Iskrzący Kroku, uśmiechnij się, nie cieszysz się? — Zgubiona Dusza, jej przyrodnia bratanica a zarazem towarzyszka w tej całej ciążowej szopce. Szylkretka odruchowo zerknęła na brzuch starszej. Wyglądał niczym nadmuchana ropucha, która ma zaraz pęknąć i uwalić swoimi wnętrznościami wszystko dookoła. Szczerze mówiąc - martwiło ją to, kotka już dawno miała wydać na świat potomstwo swoje jak i Koguciego Krzyku, heroicznie zmarłego wojownika, jednak ten dzień jakby nie chciał nadejść.
Liderka nie znała się aż tak świetnie na medycynie jak sam Bluszcz, jednak obawiała się, że kocięta urodzą się już martwe gdy nadejdzie ta chwila. Zguba jednak sprawiała wrażenie spokojnej, jakby ktoś wepchnął jej do pyska kępek melisy.
— Ja tylko... tylko się denerwuję. To nic takiego, Zgubo, nie musisz się martwić — miauknęła cicho, przechodząc nad większym patykiem. Zielona trawa przyjemnie łaskotała je w poduszki łap podczas spaceru a słońce rozkosznie grzało w grzbiet — Ja tylko się troszkę... denerwuję. Ty już miałaś to za sobą a to mój pierwszy miot i... i jestem jeszcze liderką i... i Brzask. O-on...
Nabrała powietrza w płuca, spinając mięśnie na całym ciele gdy niebieska pacnęła ją w nos.
— Już się uspokój, Pierwszy Brzask będzie świetnym ojcem, widać to po nim. Poza tym... Jaśminowy Sen bardzo dobrze sobie poradzą aż nie wrócisz do dawnych obowiązków. Sama ich wybrałaś na zastępcę, więc w czym problem?
Kocica przylgnęła do jej boku, pozwalając Iskrzącej oprzeć się o nią, co z chęcią szylkretka zrobiła. Serce nadal biło jej niczym oszalałe a oddech nie chciał się unormować, jednak ciepło bliskiego jej kota zadziałał na swój sposób kojąco.
— Tak w razie czego... jestem pewna, że Firletka również chętnie udzieli ci pomocy czy rad co ja. Bo wyjścia nie masz, zobaczysz, jeszcze maluchy będą wołać do nas ciociu.
Na jej słowa pyszczek córki Lisiej Gwiazdy rozjaśnił szczery, ogromny uśmiech. Podobał jej się ten pomysł.
Ironią losu gdy tylko Iskrzący Krok poczuła, że wszystko zaczyna się układać - przeszył ją bolesny skurcz a sama kotka zakwiliła niczym ranne zwierzę, kuląc się. Żółte ślepia zaszły łzami, gdy tylko zrozumiała, co się właśnie zaczęło.
* * *
Smród krwi, mleka i czegoś, czego nie potrafiła zidentyfikować uderzyły ją w nos przyprawiając o mdłości. Nie miała pojęcia jak dostała się do legowiska medyka. Pamiętała tylko urywki.
Koperkowe Futro pomagający jej dotrzeć na miejsce mimo kontuzji.
Zguba i Firletka dotrzymujące jej towarzystwa nim Brzask wpadł zziajany, trzymając w pysku wiewiórkę o czerwonawym truskawkowym futrze, którą zapomniał odłożyć na stos.
Załzawionymi i zamglonymi od bólu ślepiami wodziła po otoczeniu, wyłapując kolejne znane jej koty.
Cicha Kołysanka wyganiała wszystkich zaciekawionych a Zguba wraz z Koperkiem pilnowali, aby nikt nie próbował wcisnąć do wnętrza nawet wąsa.
Widziała pochylającego się nad nią Bluszczowe Pnącze oraz Firletkowy Płatek przynoszącą duże połacie mchu.
Ból rozdzierał jej ciało niczym dzikie zwierzę atakujące w amoku. Nie mogła się skupić, nie, gdy zewsząd docierało do niej tyle bodźców.
— Z-zamknijcie się! — krzyknęła, wbijając pazury w stwardniałą glebę. Nawet szepty między dwoma medykami i byłą medyczką stały się nieznośne.
Gorąco zalało całe jej ciało gdy kolejne spazmy bólu przychodziły częściej i z każdym uderzeniem serca mocniejsze.
Krzyczała, płakała, drżała, obwiniała swojego ukochanego za to, co musi przechodzić, choć robiła to nieświadomie.
W tym momencie dosłownie całe życie przebiegło jej przed ślepiami a sama kotka zaczęła kwestionować niemalże każdą swoją decyzję. Głównie posiadanie kociąt.
Zacisnęła szczęki na patyku, który podała jej Firletka, wierzgając tylnymi łapami. Ktoś krzyknął, że coś wyszło. Pisk bezbronnego kocięcia jaki rozległ się po legowisku medyków odwrócił na moment jej uwagę od bólu, jednak za kilka uderzeń serca ten wrócił ze zdwojoną siłą, zmuszając kotkę praktycznie do rozdzierającego wrzasku.
Zamachnęła się łapami, rozrzucając mech i medykamenty dookoła. Przez chwilę próbowała się podnieść, wybiec jak najdalej od tego wszystkiego, zapomnieć co się dzieje. Cała ta sytuacja była dla niej najgorszym koszmarem, który właśnie się rozgrywał i to ona grała w nim główną rolę.
Sapnęła, nawet nie mając siły by zetrzeć kolejne łzy płynące po jej policzkach.
Jeden krzyk gonił drugi a skurcze sprawiały, że odechciewało się jej żyć.
Tego wszystkiego było zbyt wiele.
Opadła ciężko głową na posłanie, gdy tylko poczuła rosnące osłabienie. Miała wrażenie, jakby padła na legowisko po ciężkim dniu treningu. Wypuściła z pyszczka kij, gdy tylko zamknęła ślepia.
< Brzask? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz