- Jesteś wojownikiem czy bachorem Marchewkowego Grzbietu?
Najeżył sierść w gniewie, a krew zagotowała się w chudym ciele.
- Jesteś wojownikiem czy bachorem Piaskowej Gwiazdy?
Nie dane mu było dokończyć zdania, bo pysk zamknęła mu szarża Żara i przewalenie na bok. Rudy wbił nienawistnie pazury w cienką skórę Jałowego, który prychnął cicho z bólu.
- A żebyś wiedział, że nie.
Zagłębił szpony w ciele niebieskiego, który warknął i szybko się podniósł, przez co mała rana zamieniła się w duży ślad po ostrych jak brzytwa pazurach młodszego wojownika.
Zamachnął się łapą i przydzwonił nią w policzek Żara, który cofnął łeb i się lekko odsunął, jednak nie na długo. Rudy wojownik skoczył oraz bez problemu dobił Jałowego do ziemi. Niebieski syczał, warczał, kopał w brzuch, jednak nie potrafił go odepchnąć. Nie miał na to siły, był zbyt zmęczony ostatnio by dobrze walczyć.
- Co tam Pyłku? A może jednak?
Zwężyły mu się źrenice gdy ten próbował ugryźć jego gardło.
On jest niepoważny czy właśnie próbuje go zabić?
Zebrał w sobie resztki siły, przestrachu i odwagi by kopnąć mocniej przeciwnika oraz wyrwać się z uścisku.
Spojrzał krwawym wzrokiem na rudasa przygotowanego do ataku. Skoczył na niego nim ten mógł zaatakował pierwszy. Zamienili się w zlepioną kulę z futer, z szczyptą nienawiści. Kopali się nawzajem po brzuchach, rozdzierali sierść pazurami i gryźli to, co im się podwinęło pod pyski. Poczuł smak krwi na języku, gdy wgryzł się w szyję przeciwnika. Zaraz po tym dostał w nos łapą.
Warknął z bólu, gdy rozdzielili się i zanurkował w trawie na suchej i twardej ziemi. Poczuł gruchotanie w kościach. Nie miał sił na dalszą walkę.
- Co, słabizno? Umarłeś?
- Zamknij dupę Żar.
Zanim rudy kocur zdążył przekalkulować coś w mózgu niebieski zastrzygł uszami. Jakiś burzak się zbliżał.
Wzdrygnął się, próbując wstać. Jego przednia łapa okropnie bolała. Podniósł się chwiejnie. Rozżarzony Płomień również poczuł, że ktoś idzie.
Na horyzoncie pojawiły się błękitne i białe futra, a po gruncie przeturlała się niedawno złapana zdobycz w postaci jakiegoś ptaka.
- Na Klan Gwiazdy, co was poturbowało? - miauknął Wrzos.
- Nie twój interes.
- Jesteśmy w tym samym Klanie, więc to chyba oczywiste..
- Zamknij mordę!
- Zamknij pysk! - prychnęli prawie w tym samym momencie wrogowie.
- Pobiliście się?
Przewrócił oczami.
- Ten gość.. - zaczął Jałowek.
- Ten gość stwierdził, że przeprowadzimy drobny trening walki, aby polepszyć nasze umiejętności...
- ..I się wymknęło spod kontroli. Nic nadzwyczajnego.
Obaj nie wyglądali na specjalnie przekonanych, jednak nie dopytywali o szczegóły. Na szczęście, bo Jałowy nie był mistrzem w wymyślaniu bujd.
Stanął na sprawnej nodze i podniósł się chwiejnie z ziemi. To samo zrobił Żar, który miał coś nie ten teges z tylnią łapą. Wrzos zaproponował mu pomoc, jednak bez wahania ją odrzucił. Szary domyślił się, że to przez nierudą barwę sierści kocurka.
- Wszystko dobrze? - spytał Ostrzeń.
- Tak, dam sobie radę. - mruknął Jałowek, po czym niemal się wywrócił próbując wstać. Cholera.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście.
Mimo wszystko biały podszedł do rannego, tak, by ten mógł się o niego oprzeć. Czuł się jak dzieciak prowadzony za rączkę, ale przynajmniej się nie wywracał co drugi krok. Niepewnym krokiem powrócili do obozu, spiekając się w świetle słońca. Nie marzył o niczym innym niż zioła, które go naprawią. A ziół nienawidził w każdej postaci.
***
- A wam co się stało? - miauknęła z wręcz znudzeniem Wiśniowa Iskra, witając w swoich progach nowych gości.
- Trening walki wyrwał się spod kontroli.
- Jeżowa Ścieżko!
Czekoladowy wyłonił się z ciemności legowiska medyków, z garścią białych i żółtych kwiatków w pysku.
Jego matka wychodziła akurat z opatrzoną łapą, patrząc się na niego z zaciekawieniem, jednak nic nie powiedziała.
- Zajmij się Żarem, Wiśniowa Iskro. - miauknął spokojnie stary uzdrowiciel, po czym zwrócił się do zielonookiego. - Skręcona łapa?
- Chyba.
Kocur szybko nastawił w bólu młodziakowi skręconą łapę, opatrzył rany skrzypem oraz nawłocią, a potem za pomocą powoju, liści bzu i patyka unieruchomił nogę. Nie żeby wiedział, co to za zioła. Dla niego wszystko było pokręcone, bez sensu. Podziwiał medyków za to, że potrafili spamiętać wszystkie rodzaje roślin, kwiatów, chwastów, liści czy jeszcze innych wytworów natury. A potem co leczy co, jak się aplikuje, gdzie znaleźć, o mieszankach nie wspominając. To było.. imponujące.
- Będziesz musiał spędzić jakiś czas w legowisku medyka.
- Jak długo?
- Póki się nie zrośnie. Coś koło księżyca.
Spędzanie księżyca w tym miejscu. O nie. On już miał dość tego smrodu i widoku kaszlących kotów.
Robiło się już ciemno. Powoli kładł się do spania w tym obskórnym miejscu. Jego szczere nadzieje na spokój zaburzyła wpadająca do legowiska z prędkością światła Marchewa, szukająca swojego partnera po dowiedzeniu się co się stało.
- Tu jesteś, Pyłku! - miauknęła stykając się nosami z niebieskim. - Wszystko dobrze? Źle się czujesz?
- Wszystko ze mną dobrze. Nie musisz mnie niańczyć.
- Chyba niedobrze, skoro jakimś cudem tu trafiłeś. - powiedziała, patrząc na opatrzoną łapę.
- Skręcona, czy jakoś tak. Życie.
Rozżarzony Płomień kaszlnął, odwracając wzrok od pary.
- Nie podoba ci się coś? - warknęła ruda, a Jałowy już wiedział że ani szybko nie zaśnie, ani ona stąd szybko nie wyjdzie. - Połamałeś Jałowego Pyła! Mam uwierzyć, że to było przez przypadek? - bicolorka podeszła do rudasa z wrogością.
<Rozżarzony Płomieniu? Przepraszam za babę>
Wyleczeni: Szemrzące Szuwary, Rozżarzony Płomień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz