Czarna leżała w cieniu skalnego obozowego poddasza. Jej uszy wirowały na lewo i prawo, gdy słyszała okropne wrzaski. Poród właśnie był odbierany.
Były tylko dwie sytuacje, gdzie poród kotek budził w niej takie emocje. Po raz pierwszy, gdy rodziło się jej rodzeństwo - i poraz drugi, teraz, gdy rodziła Wilcza Zamieć.
Po tych chwilach od pogodzenia się, czarna czuła na sobie wręcz obowiązek dopilnowania, by Wilcza Zamieć nie umarła kiedyś z psychicznego wyczerpania. Obowiązek opiekowania się nią i czuwania nad nią. Takie jęki bólu były okropne w obliczu tego, iż zaraz na świat miało urodzić się potomstwo, które chcąc, nie chcąc, nie było zbyt chciane. Przynajmniej przez ich matkę.
* * *
Jakiś czas po porodzie i odpisie do Wilczej
Trochę czasu od porodu już minęło. Czarna z każdą sekundą coraz bardziej chciała spotkać po raz kolejny Węgielka. Teraz kocięta zdawały się dla niej mniej plugawe, niż wcześniej. Przynajmniej on.
Ten jedyny nierudy.
Ten jedyny kocurek, który przypominał jej mentora.
Zobaczyła, jak wyszedł ze żłobka z Czajką. Rozmawiali między sobą i pogryzali siebie nawzajem jak kocięta.
Też kiedyś to robiła, gdy była mała.
Obserwowała czarnego malucha do czasu, gdy jego siostra wróciła do żłobka. Ten niemal od razu chciał iść za nią, jednak zastępczyni uniosła się na nogach i podeszła do niego z ciepłym wyrazem pyska. Gdy brązowe oczka spojrzały się na nią, ta odwzajemniła delikatne spojrzenie.
- Zwęglone Futro? - zapytała z iskierką nadziei w głosie. Tak bardzo chciała, by to był on.
Jednak jedyne, co jej odpowiedziało, to zaciekawione spojrzenie malca. Miała ochotę prychnąć. Na co ona liczyła? To tylko kociak. Nie Zwęglone Futro. Po prostu kociak.
- Jaki Zwęglone Futro? - miauknął brązowooki z promiennym uśmiechem.
- to był mój mentor - miauknęła czarna, nachylając się do niego i liżąc go po łebku bezceremonialnie. - jesteś do niego bardzo podobny, wiesz? Niedawno przychodziłam do kociarni. A ty nie byłeś zdolny nawet mówić. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale to nieważne.
Przerwała na chwilę i oddaliła od niego swój pysk. Był taki kochany. Tak bardzo go kochała, bo był jak mentor. Nie mogła się napatrzeć na to podobieństwo. Nie mogła uwierzyć, że to nie był ten sam kot.
- jak podoba ci się w Klanie Burzy, Węgielku? - zapytała.
Chciała usłyszeć od niego wszystko, co najlepsze. Był wyjątkowy. Nie spodziewała się, że mimowolnie czuła do niego taką sympatię. Ale nie mogła jej powstrzymać. Nie mogła powiedzieć sobie, że to tylko głupi kociak, który i tak powinien wylądować martwy w krzakach. Kociak Wilczej. Wilczej, która urodziła przez gwałt.
Jednak gdy patrzyła w jego oczy, widziała tylko mentora.
Nie mogła tego zmienić.
Nie potrafiła.
<Węgielku? Wykorzystaj dobrze miłość Kamień>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz