Jednak rzeczywistość wołała go, a jej straszliwy krzyk ranił jego uszy. Czuł, jak przestrzeń zaciska się wokół niego, dusi go, wlewa się do jego płuc. Zachłysnął się, zakaszlał. Chciał protestować, gdy ogarnęły go ból i światło. Uchylił powiekę - ogarniały go kształty, których nie znał, głosy, których nie rozumiał. Granica normalności i abstrakcji zacierała się. Muchomorek miał wrażenie, że balansował nad rozpościerającą się pod łapami przepaścią, która w każdej chwili była gotowa, by rozerwać bezwładne ciało, wydrzeć z niego każdą resztkę życia, która pozostała. Jednak… wśród chaotycznej masy rozbłysł jasny kolor. Kształty wyostrzyły się, a uczeń poczuł, jak uderza w niego fala ulgi.
- K-kacze P-pióro? - słowa same wypłynęły z jego pyska. Medyk odwrócił się niemal natychmiast, wbijając w niego zmartwione spojrzenie.
- Wytłumaczysz mi się i to solidnie. Kto cię tak urządził na osty i ciernie? - zażądał, a niebieskiego ogarnęła panika. Ulga, którą poczuł wcześniej, zniknęła. Nie, nie, nie, nie powinien tu wrócić. Zaczął się podnosić, ale mentor powstrzymał go. - Nie wstawaj, musisz odpoczywać.
Poczucie winy ścisnęło gardło ucznia medyka. Był taką porażką. Kacze Pióro wiedział, co zrobił. Kacze Pióro go nienawidził. Powinien umrzeć niczym żałosny insekt, samotny i krzyczący z bólu. Spuścił wzrok i syknął, gdy medyk nałożył maść na jedno z jego obrażeń. Czemu go ratował? Zdradził jego, zdradził Klan Gwiazdy. Nie był lepszy niż przeklęta Smutna Cisza.
- P-przepraszam… przepraszam, przepraszam! - zaskowytał, rzucając kocurowi spojrzenie pełne żalu. - Zawiodłem cię.
- O czym ty miauczysz? - zapytał wyraźnie zdziwiony rudzielec. Muchomorek nie potrafił wydać z siebie głosu.
Kacze Pióro nie wiedział.
Poczuł, jak jego oczy wypełniają łzy. Kim mógłby być, gdyby nie wypełniały go wątpliwości? Wahał się, stał w miejscu, ale nic nie czynił. Świat zachwiał się, a on miał ponownie zaprowadzić porządek. Mógł zabić Smutną Ciszę, mógł uratować Klan Nocy, mógł powiedzieć Kaczemu Pióru prawdę.
Był jednak zbyt przestraszony.
- J-ja… szukałem ziół i przypadkowo wszedłem na teren samotniczki. Chciałem odejść, ale mi nie pozwoliła.
Kłamstwo było niczym żmija - przebijało kłami kolejne warstwy skóry, wstrzykiwało śmiercionośny jad do jego krwioobiegu. Ból - psychiczny i fizyczny zarazem - ścisnął jego serce. Tonął w własnych kłamstwach, topił się w ich lepkiej mazi, która wciągała go, unieruchomiła, napełniała przerażeniem.
Kacze Pióro westchnął, wyraźnie nieusatysfakcjonowany odpowiedzią. Uczeń zacisnął powieki. Wiedział, że jeśli mentor zapyta go o coś jeszcze, złamie się, rozpadnie na tysiące kawałków. Skrywana od księżyców prawda krzyczała, błagając o wypuszczenie.
- Już jesteś bezpieczny, Muchomorku. Jesteś bezpieczny.
Muchomorza Łapa nie wierzył w słowa Kaczego Pióra.
***
To nie powinno się stać.
Muchomorza Łapa nie potrafił nabrać oddechu. Trząsł się jak osika, nie kontrolował ruchów swojego ciała. Czemu na to pozwolił?! Czemu ich nie powstrzymał?! Kilku wojowników wyniosło ciała zabitych, jednak w legowisku medyka wciąż unosił się silny odór krwi.
Ten dzień zaczął się zupełnie normalnie - rankiem on i Kacze Pióro zajęli się problemami Ptasiego Jazgotu, przegrzaniem Kalinowego Serca i infekcją po użądleniu Jabłkowej Bryzy. Medyk wysłał ucznia po zioła, a sam obiecał zająć się chorymi. Muchomorza Łapa nie był świadkiem tragedii - przyszedł do obozu, by wpaść na martwe ciała matki, brata oraz przyjaciela.
Nie do końca pamiętał, jak znalazł się w legowisku medyka. Być może został tam zaprowadzony przez Kacze Pióro, być może sam wycofał się w cień, po upewnieniu się, że nie może pomóc swoim bliskim.
Teraz stał na środku legowiska, nie mogąc normalnie oddychać, normalnie myśleć. Gotował się, chciał krzyczeć, chciał zemsty na zabójcach rodziny, ale nie mógł nic zrobić. Był taki bezradny. Zacisnął powieki, pragnąc, by nie dane mu było ich nigdy otworzyć.
- Przepraszam… Mglisty Sen potrzebuje pomocy medyka.
Muchomorza Łapa odwrócił się niemal natychmiast. Źrenica jego zdrowego oka zwęziła się. Stała przed nim, wpatrywała się w niego z tym durnym, niezrozumiałym wyrazem pyska. Powód jego wszystkich problemów, przeklęta wronia karma, której truchło już dawno powinno być konsumowane przez robaki.
- Jak śmiesz tu przychodzić?! - wydał z siebie gniewny, niekontrolowany syk. Starsza popatrzyła na niego ze zdziwieniem, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Miał wrażenie, jakby jego dusza płonęła. Cała złość, cały ból, cały smutek znalazł wreszcie ujście. - To wszystko stało się przez ciebie! To przez ciebie nie żyją. Przez ciebie Kukułka mnie zdradziła. Jesteś przeklęta! - warknął, podchodząc krok bliżej. Była medyczka nawet się nie ruszyła. - Powinnaś już dawno nie żyć. Powinienem cię zabić, kiedy miałem szansę - oznajmił wściekle, a jego oczy wypełniły łzy. - Ale nie zrobiłem tego, ponieważ jesteś na tyle żałosna, że nawet tego nie potrafiłaś zrobić dobrze. Nawet nie potrafiłaś przekonać mnie, że jesteś warta zmarnowania mojego czasu! - zawył, upadając na ziemię. Czuł, jak po jego policzkach spływają łzy.
Nie potrafił jej skrzywdzić, nie potrafił się jej pozbyć. Był tak samo beznadziejny, jak ona.
- Powinieneś mnie zabić. - Cichy głos kotki rozniósł się echem po legowisku medyka. Muchomorza Łapa słyszał, jak kotka odchodzi powolnym krokiem.
Był za słaby.
***
*mianowanie*
- Muchomorza Łapo, mój uczniu, czy przyrzekasz przestrzegać zasad postępowania obowiązujących medyka, nie mieszać się w rywalizację między klanami i troszczyć się jednakowo o wszystkie koty, nawet za cenę życia?
Nie potrafił wydać z siebie dźwięku. Wyrzuty sumienia uderzyły go z podwójną siłą - Kacze Pióro wciąż w niego wierzył, wciąż mu ufał. Nie wiedział, że Muchomorek był porażką. Zawiódł wszystkich. Zawiódł rodzinę, mentora, Klan Gwiazdy. Czy miał wciąż prawo do godnego i szczęśliwego życia? Czy miał prawo do zapomnienia o przeszłości?
Smutna Cisza odebrała mu wszystko. Gdyby nie ona, byłby szczęśliwy. Gdyby nie ona, zadowoliłby bliskich. Gdyby nie ona, nic złego by się nie stało. Przez całe życie pozbawiała go szansy na szczęście.
Do teraz. Zamierzał wziąć przyszłość w swoje łapy.
- P-przysięgam - wydukał uczeń po chwili. Czuł dumę bijącą od Kaczego Pióra. Sam wyprostował się pewnie, wydając z siebie pomruk radości. Pierwszy raz od wielu księżyców czuł… spokój. Ciepło wypełniło jego ciało, a on uśmiechnął się szeroko.
Był szczęśliwy.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje ci imię medyka. Muchomorza Łapo, od tej pory będziesz znany jako Muchomorzy Jad.
Serce asystenta medyka stanęło. Miał wrażenie, jakby wlepiało w niego wzrok tysiące oczu. Wysysały jego duszę, karmiły się jego strachem, obserwowały każdy ruchy. Jego myśli krzyczały, były głośniejsze niż tętent kopyt setek koni. Jego świat zapadł się pod ciężarem słów Kaczego Pióra.
Oni wszyscy wiedzieli, nienawidzili go, zamierzali go skrzywdzić, zamierzali wyrzucić go z Klanu…
- Czy wszystko w porządku, Muchomorzy Jadzie? - zapytał rudzielec, zbliżając się o niego o krok. Niebieski obrzucił go panicznym spojrzeniem, cofając się.
- W-wszystko w porządku - wymamrotał asystent, wyglądając, jakby miał się zaraz popłakać. - P-po prostu… za dużo emocji? - stwierdził niepewnie, błagając w myślach, aby kocur porzucił temat. Medyk przez chwilę wpatrywał się w niego z niepewnością.
Muchomorzy Jad miał wrażenie, jakby uderzyła w niego gigantyczna fala zimnej wody. Nie mógł nikomu ufać. Oni wszyscy chcieli go skrzywdzić. Oni wszyscy spiskowali przeciwko niemu. Nie był bezpieczny.
Kacze Pióro ruchem ogona wskazał na odłamek księżycowego kamienia.
- Połóż się tutaj, a jeśli Gwiezdni pozwolą, otrzymasz swój sen - rozkazał, a niebieski na chwiejnych nogach zbliżył się we wskazanym kierunku. Czy medyk zamierzał zamordować go, kiedy spał? Czy zamierzał wrzucić mu truciznę, którą chciał skrzywdzić Smutną Ciszę, do jedzenia? Czy chciał patrzeć, jak Muchomorzy Jad umierał w cierpieniu, bo tylko na to zasługiwał? Asystent zacisnął powieki, czekając na śmierć, a sen przyszedł niemal natychmiast.
Zakaszlał, krztusząc się suchym, zanieczyszczonym powietrzem. Pod jego stopami rozkwitały się wielkie kwiaty, nad którymi unosił się czerwony pył. Pnącza, na których znajdowały się rośliny, wiły się wśród samotnymi skałami. Nie było żadnych drzew, żadnych kotów - na horyzoncie malowało się tylko kilka wielkich sylwetek.
- H-halo?! - zawołał Muchomorzy Jad. Kreatury poruszyły się, wbijając w niego spojrzenie swoich małych oczu. Asystent medyka wpatrywał się w nie, zbyt przerażony, by się poruszyć. To nie były zwykłe lisy - biła od nich czysta nienawiść, nieznana zwyczajnym dzikim zwierzętom, a z ich grzbietów wyrastały cztery pary postrzępionych, wielkich skrzydeł.
Nagle potwory wydały z siebie przeraźliwy wrzask. Zamierzały go rozszarpać. Chciały go zabić. Muchomorzy Jad skulił się. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł uciekać. Mógł tylko czekać na śmierć.
Z jego gardła wydobył się głośny krzyk. Otworzył oczy, panicznie rozglądając się dookoła.
- Muchomorku, co się stało?! - Kacze Pióro doskoczył do niego niemal natychmiast. Muchomorzy Jad wlepił w niego przerażone spojrzenie.
- T-to nie był Klan Gwiazdy - pisnął, dygocząc.
Był przeklęty. Gwiezdni go nienawidzili.
***
*teraźniejszość*
- Nie ruszaj się - wymamrotał niewyraźnie, nakładając maść na zainfekowaną ranę Przepiórczego Gniazda. Nerwowo wbiwszy pazury w ziemię, bura kotka mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi. Muchomorzy Jad odsunął się. - Powinnaś przez jakiś czas oszczędzać się. Przyjdź do mnie za kilka dni na kontrolę, chyba że coś będzie działo się z twoim ogonem lub łapą - rozkazał, a wojowniczka skinęła głową i ulotniła się niemal natychmiast.
Asystent medyka westchnął cicho, owijając ogon wokół łap. Naprawdę chciałby móc powiedzieć, że po jego mianowaniu wszystko stało się spokojniejsze. W powietrzu nadal unosiła się ta sama nuta niepokoju, która gęstniała z każdym dniem. Odkąd Kacze Pióro potwierdził ciążę Deszczowego Tańca, cały Klan wydawał się bardziej nerwowy niż zazwyczaj. Jeśli nie urodziłyby się nowe, zdrowe kocięta, Klanowi Nocy mogłoby grozić wyginięcie.
Do legowiska medyka wszedł Kacze Pióro, ziewając głośno.
- Deszczowy Taniec ma się dobrze - oznajmił, siadając obok asystenta. Niebieski zamruczał głośno z radością.
- Cieszę się - mruknął zdawkowo Muchomorzy Jad, próbując nie dopuścić rosnącego w nim niepokoju do przejęcia nad nim kontroli. Przebywanie w towarzystwie innych osób było męczące. - Zapowiada się ładny dzień - stwierdził. Miał nadzieję, że Kacze Pióro nie będzie chciał po raz kolejny rozmawiać o jego śnie. - Może pójdę popływać, jeśli nie mamy nic do roboty - oznajmił, a starszy kocur kiwnął głową z aprobatą.
Pora Zielonych Liści tego roku była wyjątkowo gorąca i mało kto był w stanie długo wytrzymać w słońcu. Ziemia była gorąca i spękana, a kilka niewielkich zbiorników wodnych wyschło na wiór. Na szczęście dzięki swoim umiejętnościom, członkowie Klanu Nocy mogli ochłodzić się pływając.
Nagle do legowiska wpadł zdyszany Kasztanowy Dół.
- Znaleźliśmy Mglisty Sen i Smutną Ciszę poza obozem - oznajmił zdyszany wojownik, a medycy popatrzyli po sobie z niepokojem. - Coś jest z nimi nie tak.
***
Ciężki, chrapliwy oddech Smutnej Ciszy niósł się po legowisku medyka. Kotka leżała na boku, a jej zakrwawiony pysk wykrzywiony był w bólu.
- Pij - rozkazał Muchomorzy Jad, podtykając jej mokry mech pod nos. Była medyczka nie zareagowała. - Proszę, nie utrudniaj mi tego - jęknął asystent, nerwowo jeżąc ogon.
Do legowiska medyków wszedł Kacze Pióro, niebieski rzucił w jego kierunku współczujące spojrzenie. Mglisty Sen umarła jeszcze zanim zaszło słońce. Muchomorek, szczerze mówiąc, nie wiedział zbyt wiele o relacji rudego kocura z jego mentorem, ale domyślał się, że musi mu być ciężko. Widział przecież smutne spojrzenia, które medyk rzucał kotce, gdy tamta wydała z siebie ostatni oddech.
- Jeśli chcesz o tym porozmawiać… - zaczął młodszy, ale Kacze Pióro przerwał mu machnięciem ogona.
- Mamy pacjentkę, musimy się skupić - rozkazał, a Muchomorzy Jad niepewnie skinął głową. Nie rozumiał, jak mentor potrafił być tak spokojny pomimo śmierci bliskiej mu osoby.
- Wciąż nie chce ze mną współpracować - poskarżył się kocur. - Próbowałem dać jej wierzbę i coś na wzmocnienie.
W tym momencie starsza zadygotała i podniosła głowę, tylko po to, by zwrócić zawartość żołądka. Po chwili ponownie opadła bez sił na posłanie. Jej bok unosił się nieregularnie, a Muchomorzy Jad słyszał, jak jej serce zwalnia z każdą chwilą.
Smutna Cisza umierała. Czy właśnie nie tego chciał?
- To przez ciebie Mglisty Sen nie żyje - syknął Kacze Pióro, z irytacją strzepując uszami. Niebieski nie podniósł wzroku, nie chcąc dać po sobie poznać, że się zgadza. To przez nią umarła Mglisty Sen, to przez nią reszta Klanu Nocy cierpiała. - Daj sobie pomóc.
Smutna Cisza zaśmiała się słabo, a Muchomorzy Jad położył ze strachem uszy. Czy zamierzała powiedzieć Kaczemu Pióru o jego wyznaniu?! Poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Nie mogła mu tego zrobić
- Nie chcę ratunku - stwierdziła kotka, uchylając powieki i przesuwając spojrzenie z Kaczego Pióra na Muchomorzy Jad. Zakaszlała, a z jej pyska wypłynęło kilka kropel krwi. - Ja… Dziękuję - wyszeptała, wpatrując się w asystenta medyka, po czym po zamknęła oczy z westchnieniem ulgi.
Muchomorzy Jad już wiedział.
Jego serce waliło szybciej niż kiedykolwiek. Nie ruszał się, nie płakał, nawet nie drżał. Jego myśli wirowały, krzyczały, nie pozwalały mu się skupić. Wtedy, gdy zrezygnował z otrucia Smutnej Ciszy… Pokręcił głową, chcąc odgonić wspomnienie. Wtedy, gdy zrezygnował z otrucia Smutnej Ciszy, Mglisty Sen przez nieco zbyt długą chwilę wpatrywała się w przyniesioną przez niego truciznę. Czy to możliwe, żeby…?
Nie musiał sprawdzać swojej skrytki, gdy tego wieczora wszyscy zajęli się pogrzebami byłych medyczek, by wiedzieć, co się stało. Nie potrzebował badać zwłok, by zrozumieć, co było przyczyną śmierci.
Mglisty Sen i Smutna Cisza zażyły jego truciznę.
Umarły przez niego.
Zabił Smutną Ciszę.
Dokonało się.
< Kaczy? >
Wyleczeni: Kalinowe Serce, Ptasi Jazgot, Jabłkowa Bryza, Mglisty Sen, Przepiórcze Gniazdo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz