Wiatr wdarł się do kociarni, otulając chłodnymi szponami koty, które akurat tam przebywały. Biały kocur otuli dokładniej Rzęska i Maczek, którzy tylko wtulili się bardziej w jego brzuch z cichym, jednak słyszalnie niezadowolonym pomrukiem. Wilcza Zamieć zaś z niespokojnym, nawet przerażonym wyrazem pyska wpatrywała się gdzieś poza kociarnie. Jej oczy nie błądziły po obozie. Wbiła swoje spojrzenie w jeden punkt, którego nikt inny nie mógł dostrzec. Czajka widziała jej pomarańczowe ślepia kątem oka. Ona wraz z rodzeństwem właśnie kończyli posiłek. Ciepła, mleczna ciecz nasyciła ją, sprawiając, że burczenie w brzuchu i głód odeszły w niepamięć. Gdy skończyła, położyła główkę na brzuchu mamy, a smutek odbił się na jej pyszczku. Nie rozumiała, dlaczego ich rodzicielka zachowywała się tak dziwnie wobec nich. Często znikała, zostawiając ich pod opieką Zajęczej Gwiazdy, a gdy już była, zdawała być się tak od nich oddalona. Nie ważne ile próbowała, tak ta bariera między nią a czarną karmicielką nie opadała. Zrobili jej coś? Przecież nigdy nie ugryźli ani nie zadrapali. Nie straszyli specjalnie, nie mówili brzydkich słów. Więc dlaczego Wilcza Zamieć patrzyła na nich w sposób, w jaki patrzy się na larwy żerujące na rozkładającym się ciele?
Gdy tylko ostatnie z kociąt Wilczej skończyło posiłek, czarna zaraz podniosła się na równe łapy, co zwróciło uwagę Zająca.
- I-idę się przejść.
Czajka chciała iść za nią. Długie, chude łapy minęły ją jednak, a ciemna sylwetka zniknęła za progiem żłobka. Szylkreta dźwignęła się na swoje krótkie nóżki, tylko po to, by po paru niezdarnych krokach potknąć się i wylądować z powrotem z pyskiem i cichym piskiem na ziemi. Już słyszała, jak kocur z tyłu próbuje się podnieść, jednak ubiegł go czyjś cień. Czajka z nadzieją i już tlącym się promyczkiem szczęścia spojrzała w górę, oczekując Wilczej Zamieci, którą cudem zwabiło piśnięcie jej kociaka. Jednak widząc liliowo-białe oblicze, uszka niewielkiej kotki opadły z rozczarowaniem.
- Ceść Lumianku - westchnęła, opuszczając łepek na ziemię. Naprawdę liczyła na to, że Wilcza się do niej wróci! Dlaczego nie wróciła? Przecież mogła coś sobie zrobić podczas upadku! Może nie usłyszała? Wiatr zatkał jej uszy? Wstrętny wiatr. Dlaczego wszystko chciało ją oddalić od mamy? Czajka podciągnęła nosem, czując, jak w brązowych ślepiach zbierają się jej łzy. Chciała tylko być blisko matki, aż tak niemożliwe było jej życzenie?
Rumiankowa Łapa zachęcony przez Zajęczą Gwiazdę zbliżył się do kociaka.
- W porządku? - zapytał łagodnym głosem, jednak nie krył zmieszania obecnego w rysach jego mordki. W odpowiedzi Czajka pokręciła głową, na co kocur się skrzywił.
- Iść po Jeżową Ścieżkę? - mruknął liliowy, siadając niedaleko rozpłaszczonej na podłożu kluski. Znów odpowiedziała mu pokręceniem głowy.
- Boli cię coś?
Kolejny raz negatywna odpowiedź. Nie wiedząc, co innego mógłby zrobić, złotooki posadził kociaka, niepewnie i delikatnie poklepał łapą po łebku, po czym poszedł do Zajęczej Gwiazdy, który był jego pierwotnym celem. Czajka otrzepała się z kurzu u piasku, przy okazji pozbywając się z głowy natrętnych myśli. Będzie przecież dobrze! Wilcza wróci, znów się położy i wtedy będą mieli okazję spędzić trochę czasu razem. Kto wie, może nawet osiwiała kotka coś im opowie? Gdzie była, co zobaczyła? No bo po co innego miałaby wychodzić z kociarni?
W jej głowie momentalnie pojawił się nowy pomysł. Skoro mama poszła zwiedzać, może jak zobaczy coś nowego w żłobku, to zostanie na dłużej następnym razem? Ale jeśli miała się wyrobić, musiała już zacząć! I znaleźć łapki do pomocy!
- Lóza, Lóza, Lóza! - Czajka niczym syrena zawyła głośno, dobiegając do siostrzyczki. Trąciła ją łapką, bylebe zwrócić na siebie uwagę odpoczywającej akurat calico. - Wsań, wsań! Wiem co zlobić, żeby mama nie bała - miauczała z entuzjazmem, a widząc, jak wąsiki Róży drgnęły z zaciekawieniem, w jej oczach zatańczyły radosne iskierki. Już wiedziała, że przeciągnęła siostrę na swoją stronę.
- Co? Lekalstwo?
- Lek- Czajka już chciała powtórzyć z entuzjazmem wypowiedź Różyczki, potwierdzając jej przypuszczenia, jednak zaraz… jakie lekarstwo? O czym jej siostra mówiła? Miała przecież powiedzieć o ich planie! No bo jak to Róża nie czytała jej w myślach? Zakładała, że nawet nie będzie musiała tłumaczyć siostrze, co będą robić… - Nie lekalstwo! Musimy coś zbub… zbudować! - zostało im tylko wymyślić czym miałoby być to “coś” i mogły się brać do pracy.
< Różo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz