BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

20 stycznia 2022

Od Motylej Łapy(Motylego Trzepotu)

Świtanie spowodowało w niej panikę. Wiedziała, na co umówiła się tego dnia z braćmi. Spięta skuliła się w posłaniu, szukając utulenia w mchu. Tuż przed nią formułowały się plamy słońca, przybliżające ją do spotkania. Nie miała przy sobie nikogo, kto posłużyłby jej w tym momencie za wsparcie. Cała jej rodzina przesiadywała dumnie w legowisku wojowników, podczas gdy ona psuła ich mienie, tkwiąc w roli ucznia, pomimo osiągnięcia wieku dorosłej kotki. Nawet nie dopuszczała do siebie faktu, jak wielki wstyd w ten sposób im przyniosła.
Mogła rzec, że ani trochę nie czuła się za to winna. Taka myśl choćby na sekundę nie zagościła jej w głowie. Była zbyt bardzo wypierana przez jej podświadomość, cicho szepczącą, iż jedynym osobnikiem, który powinien zostać obarczony wyrzutami sumienia, był ich lider. Ze swoim niezawodnym, dodatkowym zmysłem, dawno przejrzała jego prawdziwe oblicze. Musiała w nim tkwić jaka skryta nienawiść do kotek, skoro jej nieporadni bracia zostali mianowani, a ona nie. Zapewne to tylko i wyłącznie przez to, że byli kocurami.
Zlustrowała panującą obecnie w jej otoczeniu sytuację. Była o te parę księżyców starsza od większości obecnych tu młodziaków, co tylko ubliżało jej nieskazitelnej duszy. Nie podobało jej się tu nic. Nie pasowała do nich, była znacznie lepsza i jej zdaniem powinna zajmować znacznie wyższe miejsce w hierarchii.
Pomimo wieku najchętniej rzuciłaby się w futro Rozkwitającego Pąku i znalazła w nim potrzebne ukojenie. Mama ją rozumiała, najlepiej znała jej dobre serduszko i ogromne ambicje na przyszłość. Gdyby Klan Wilka składał się z takich, jak one dwie, byłby czystą potęgą.
- Motyla Łapo, co się dzieje? - Skrzywiła się na głos Małej Łapy.
- Nic szczególnego - odparła kulturalnie. - Po prostu nowy dzień, nowe obowiązki, sama rozumiesz, co nie? - mruknęła, starając się zgrywać przyjaźnie nastawioną. Tak naprawdę czuła lekką odrazę.
- Wiesz co? - Arlekin uśmiechnęła się szeroko. - Zdaję mi się, że rozumiem cię znacznie lepiej, niż ci się wydaje - zaczęła, pochwyciwszy zmęczone spojrzenie żółtych ślepi.
Szylkretka starała się ukryć zainteresowanie zmieszane z rozdrażnieniem. Narzuciła standardową maskę miłej istotki, niemającej w sobie jakichkolwiek złych intencji bądź zamiarów. Musiała być oazą spokoju.
- A czemu tak uważasz? - spytała ostrożnie, uważnie obserwując ekscytację narastającą w jej oczach.
- Bo słyszałam twoją ostatnią rozmowę z Jadowitym Sercem i Liściastym Krzewem - miauknęła, a serce starszej zatrzymało się na moment. Następnie poczuła bolesne uderzenie w klatkę piersiową. Ciekawe, ilu jeszcze było świadkiem tamtej konwersacji i jak wiele ona może na tym stracić.
- Nieładnie tak podsłuchiwać - stwierdziła. - To niekulturalne. Tak nie wypada - upierała się.
- A czy wypada, by na czele naszego klanu stał kocur, który nawet nie potrafi docenić siły kotek? - Zadała pytanie i od razu kontynuowała swą wypowiedź, nie oczekując odpowiedzi. Z jej pewnością siebie wydawać by się mogło, że wiedziała, co mogłaby usłyszeć od swej rozmówczyni i nie chciała tracić ani chwili czasu. - Nie musiałabyś tu tyle siedzieć. To oczywiste, że jesteś już gotowa na mianowanie. Jastrzębia Gwiazda trzyma cię tu na siłę. Tacy jak oni widzą w nas tylko okazy do obserwacji, mamy być ładne i nic poza tym. Według nich jesteśmy zbyt nieporadne na bycie wojowniczkami - syknęła z pogardą. - Ale ja to zmienię. Doprowadzę do tego, że trafimy na odpowiednie dla nas miejsce w hierarchii- obiecała.
Motyl starała się jej słuchać. Nie potrafiła przyjąć do siebie znaczenia jej słów. To, co mówiła, mogło mieć wiele sensu, tym bardziej że córka Płonącej Waśni sama była uprzedzona do lidera. Nie umiała jednak odwołać się do jej wypowiedzi, jedynie pokiwała drętwo głową.
- Ciekawe spostrzeżenia - przyznała, wstając. - Powodzenia w realizacji twoich planów - dodała i skierowała się w stronę wyjścia z legowiska.
- Chwila! - Czekoladowa zablokowała jej drogę. - Nie chcesz mi w tym pomóc? Nie chcesz sprawiedliwości? - Zdziwiła się.
- Chcę - oznajmiła ze spokojem, wymijając ją. - Ale sama sobie ją załatwię.
I zwiała, nim Mała Łapa zdołała uchylić pysk.

***

Po treningu z Cisową Kołysanką skryła się między najbardziej masywnymi drzewami, jakie tylko rosły w okolicach obozowiska. Sama nie wiedziała, czy bardziej szukała chłodu, czy uciekała przed spotkaniem się z braćmi. Mając wybór, wolałaby dać się spalić na słońcu, niż ryzykować stratą honoru. Znacznie przesadziła, umawiając się na rywalizację z Jadowitym Sercem. Kocur miał już nawet wytrenowanego ucznia,  co niestety dawało mu sporą przewagę, podczas gdy ona dalej nie doszła do momentu ceremonii.
- Wiedziałem, że stchórzysz.
Znalazł ją.
Nie skuliła się. Przyjęła przeciwną postawę, prostując się dumnie i wyższością spoglądając na rudego, stojącego tuż przed nią. Liściasty Krzew także przyszedł, ale dla niego zapewne była to tylko rozrywka. Przyszedł popatrzeć i nie zamierzał brać udziału w ich osobistych konfliktach. Stanowił głos rozsądku.
- Nie tchórzę. Urozmaicam naszą zabawę - poprawiła go. - Aby być godnym jakiekolwiek konfrontacji ze mną, powinieneś najpierw mnie znaleźć - wyjaśniła. - A teraz popatrz, jesteś tu. Brawo, udało ci się. Pierwszy etap za tobą. 
Zmierzył ją zabójczym wzrokiem, a potem złagodniał i zaśmiał się cicho.
- Nigdy nie wiedziałem, czy ty rzeczywiście jesteś taka głupia, czy tylko udajesz - wyznał. - Matkę może i mogłaś oszukiwać swoją niewinnością, ale jak dla mnie robisz się coraz większym wrzodem na dupie. I to coraz bardziej upierdliw...
- Ej! - Przerwał im niebieski, wysuwając się na przód. - Nie po to tracę na was czas, by słuchać, jak sprzeczacie się niczym małe kocięta - skrytykował. - Chcę zobaczyć wasze polowanie. A szczególnie twoje - mówiąc to, spojrzał na siostrę.
Motyla Łapa kiwnęła głową i niechętnie podnosząc swój tyłek z ziemi, pokierowała się za braćmi. Opuszczanie obozu bez mentorki z początku było dla niej dosyć przerażające, ale z każdym krokiem nabierała pewności siebie. Starała się zachowywać jak profesjonalistka. Żadnych zmartwień, zgarbionych postur bądź smętnych wyrazów pyska. Da sobie radę niezależnie od tego, jak dobry jest Jad. Ona jest od niego lepsza i zawsze taka będzie. O krok przed nim.
- Myślę, że tu jest idealne miejsce - oświadczył Listek, zatrzymując się. - Okey, więc przypominam zasady. Kto pierwszy upoluje 6 piszczek i przyniesie je tutaj, wygrywa. Żadnych zbędnych przepychanek i podbierania sobie upolowanej już zwierzyny. Jeśli ofiara jeszcze dycha, druga strona ma prawo do zabrania jej przeciwniki sprzed nosa. Zrozumiałe, co nie? - spytał, nie mogąc doczekać się widowiska.
- Ja bym jeszcze ustalił nagrodę dla zwycięzcy - podsunął rudy. Obszedł siostrę i niespodziewanie popchnął ją, przez co ta zachwiała się, ale nie upadła, tylko wczepiona pazurami w suchy grunt, zachowała równowagę.
- Nudzi ci się? - warknęła, choć starała się brzmieć na miłą. - Nagrody? Jasne. Chcę, byś przyznał, że jesteś ode mnie gorszy, słabszy, a następnie powiesz liderowi, mojej mentorce i rodzicom, że walczyłam z tobą i uczciwie cię pokonałam.
Zmrużyła oczy, usatysfakcjonowana ze zmieszania, które dostrzegła na jego pysku. Z początku pokornie schylił łeb, ale już po chwili uśmiechnął się do niej kpiąco.
- Ty za to będziesz robić wszystko, co skażę ci przez najbliższy księżyc. Brzmi uczciwie, prawda? - zagadnął.
- Jak najbardziej - odparowała natychmiastowo. - I tak nie mam nic do stracenia. Nie ma szans, żebyś z tym swoim ciężkim zadem zdążył przynieść chociażby jedną, drobną myszkę - zakpiła. Poczuła ulgę, gdy nie odpowiedział jej, tylko przekręcił oczami z zażenowania.
Stanęli przed Liściastym Krzewem. Bark przy barku, łapa za łapą, gotowi do rodzinnego pojedynku o honor. Rodzeństwem byli tylko przez wzgląd na geny. W innym przypadku ich pokrewieństwo byłoby niemożliwe, gdyż z mijającym czasem nienawidzili się coraz bardziej i teraz mieli okazję do wyżycia swych frustracji.
- Zasady znacie. Obszar nie jest określony, tylko uważajcie, by nie zajść za daleko. Liczę tylko te piszczki, które podstawicie mi tu pod nos - doprecyzował niebieski, wskazując na fragment ziemi. Zrobił krok w tył. - Zaczynajcie!
Dla Motylej Łapy czas zwolnił. Jad wysunął łapę do przodu, tuż przed nią, czego w porę zauważyć nie zdążyła. Wywaliła się na piach, czując jego posmak w gardle i krztusząc się przez moment. Rudy w tym czasie zdążył zniknąć pomiędzy drzewami, machając jej w pośpiechu ogonem na pożegnanie.
- Wstawaj - pisnął Listek. - Zarówno ty jak i on mnie denerwujecie, ale wolałbym, byś to ty utarła mu nosa, niż na odwrót - przyznał.
Szylkretka nastawiła ucho i spojrzał na niego w szoku. Wierzył w nią? Ktoś z jej rodziny okazywał jej wsparcie? Zadrżała z ekscytacji i wyszczerzyła się, a wszelkie siły momentalnie wróciły do niej ze zdwojoną siłą.
- Nie zawiodę cię - szepnęła, podnosząc się z ziemi i choć chciało jej się płakać przez brud na futrze, nie zajęła się  w pierwszej kolejności doprowadzeniem siebie do porządku. Miała zadanie do wykonania i nie było mowy o poddawaniu się na samym starcie.
Pokierowała się w przeciwną stronę niż Jad. Łapy same pchały ją do przodu, a ona tylko wsłuchiwała się w dźwięk otoczenia. Do jej nozdrzy dochodziły przeróżne zapachy, smród niektórych ziół mącił jej w głowie, lecz ona nie traciła nadziei. Zaparcie pędziła po zwycięstwo, starając się stawiać swe kroki najciszej, jak tylko potrafiła.
Nim się zorientowała, zaszła zdecydowanie za daleko. Po drodze ledwo co wyłapała dwie myszy, które skryła w niewielkiej dziurze pod masywnym dębem. To prawie połowa z tego, co miała zdobyć, by raz na zawsze dopiec swojemu bratu.
Westchnęła, próbując jakkolwiek zlokalizować swoje położenie.  Doszła do wniosku, że się zgubiła. Nigdy jej tu jeszcze nie było. Przed nią rozpościerał się widok na strumyk, zza którego wyczuć dało się woń pozostawioną przez patrol innego klanu. Prawidłowo rozpoznała zapach Klifiaków.
Dopadło ją nagłe pragnienie. Słońce wciąż przypiekało jej futro, a duchota uniemożliwiała sprawne poruszanie się. Mimo obaw zeszła ze zbocza i pochyliła się nad taflą wody, czerpiąc kilkoma łapczywymi łykami wodę. Poczuła nagłą ulgę, kiedy chłodny płyn dostał się do jej gardła.
- Cóż za piękno! - Usłyszała i podniosła natychmiastowo głowę, sądząc, że te słowa są kierowane do niej. Rzeczywistość była jednak inna, bowiem nieopodal niej stała nieznajoma kotka, gapiąca się we własne odbicie i szczerząca do niego.
Motylej Łapie zjeżyła się sierść na karku. Całe ciało zadrżało z nerwów, których nie była w stanie opanować. Jakaś brzydka samotniczka wpakowała się na ich tereny i bezkarnie po nich stąpała.
- Nie masz prawa tu być - syknęła szylkretka, zwracając uwagę niebieskiej.
Ta z początku spojrzała na nią przestraszona, jednak po chwili na jej pysku pojawił się kpiący uśmiech. Zmierzyła uczennicę od góry do dołu, chłodnym i pogardliwym wzrokiem.
- A kimże ty jesteś, paskudna ropucho, że odzywasz się do mnie w ten sposób? - prychnęła.
- Członkiem klanu, na którego terenach właśnie przebywasz - syknęła i osłupiała, gdy doszły do niej słowa nieznajomej. - Chwila moment. Czy ty nazwałaś mnie paskudną? - warknęła. - Na Klan Gwiazd, w życiu nie widziałam głupszej i ohydniejszej istoty niż ty! Widzisz moje futro? - Postąpiła o krok ku zielonookiej. - Jesteś ślepa. Taki przeciętniak jak ty nie ma nawet co porównywać się do mnie. Przyjrzyj się tej kręconej sierści i pędzelkom na uszach. W tobie nie ma nic nadzwyczajnego - stwierdziła.
- Tak sądzisz?! - Zbulwersowana wpierw plunęła na nią, a następnie skoczyła ku niej z wysuniętymi pazurami.
I tego Motylek się nie spodziewała.
W porę odsunęła się i uratowała od bycia oszpeconą. Oddech przyspieszył jej pod wpływem emocji. Nie zamierzała jednak uciekać z podkulonym ogonem. Po wyzwiskach, jakie otrzymała, obudziła się w niej wola walki. Miała potrzebę skrzywdzenia samotniczki, by jej odbicie w wodzie już nigdy nie zasłużyło na miano "ładnego".
Instynktownie ugryzła ją w tylną łapę, na co ta wydała z siebie zduszony pisk i obróciła się, próbując zębiskami dopaść karku młodszej. Żółtooka nie była przyzwyczajona do walki. Mało co o nich wiedziała, bo choć Cisowa Kołysanka była dobrą mentorką, tak przez jej problemy ze wzrokiem nie potrafiła wskazać swej uczennicy wszystkich błędów, które ta popełniała. 
- Pożałujesz, że w ogóle się do mnie odezwałaś - zawarczała, odpychając Motylą dwiema kończynami. Kotka upadła na grzbiet i zmrużyła oczy z bólu, jaki odczuła w kręgosłupie. Ledwo co uchyliła szerzej powieki, a palące słońce zasłonił jej duży, niebieski kształt. Kotka przystanęła nad nią, warcząc cicho.
- Nie sądzę - odparowała Motylek i natychmiastowo przeryła pazurami pysk samotniczki.
Ta zamarła w przerażeniu, wisząc nad nią, a krew kapiąca z jej mordki, spadała na wijącą się pod spodem szylkretkę. Brzuch drżał jej przez niestabilny oddech, chciała się tylko uwolnić, a u jej przeciwniczki malowała się dzika wściekłość, co oznaczałoby, że im dłużej będą się bić, tym większe szanse, że jedna z nich nie odejdzie stąd żywa.
Samotniczka sama odsunęła się od swej żółtookiej i przystanęła nad strumykiem, patrząc na swoje odbicie. Niespodziewanie syknęła i obróciwszy się, ponownie skoczyła ku uczennicy, która tym razem w porę uniknęła jej ataku.
- Widzisz, co zrobiłaś?! - syknęła. - Jestem skażona! Moja nieskazitelna uroda została zbrudzona przez tak marnego robaka jak ty! - oskarżała ją.
- Trzeba było od początku zrozumieć, gdzie twoje miejsce - mruknęła,  gotowa powtórzyć poprzedni atak - Wynoś się, a oszczędzę cię - rzekła szylkretka.
- TY mnie oszczędzisz?! - podniosła głos, po czym zaśmiała się histerycznie. - O nie, nie ma mowy. Zrobię ci paćkę z twojego paskudnego py...
- Ej! Odsuń się od niej! - Wypowiedź niebieskiej przerwał okrzyk zza drzew. Obydwie kotki skierowały wzrok w stronę źródła dźwięku. Spomiędzy roślin pędziły ku nim dwa kształty, w których Motyl rozpoznała swoich braci.
- Oh, jest was więcej - parsknęła rozhisteryzowana, robiąc krok w tył i ponownie wpatrując się w szylkretkę. - Następnym razem nic cię nie uratuję - ostrzegła i wciąż z kapiącą z pyska krwią, uciekła. Pozostały po niej tylko ślady i charakterystyczny zapach porażki.
Uczennica stała dłuższą chwilę w bezruchu, analizując powoli całe zajście. Głosy jej rodzeństwa dochodziły do niej stłumione i niewyraźne. Dopóki nie uniosła ku nim głowy, nie zrozumiała, co do niej mówili.
- Zostawić cię na chwilę samą, a ty pchasz się już na śmierć! Matka by nas zabiła, gdyby coś ci się stało - rzucił Liściasty Krzew, starając się ukryć swoją troskę. - Myślisz ty czasem? Używaj ty tego swojego mysiego móżdżka!
- Jesteśmy w tym samym wieku. Potrafię o siebie zadbać - stwierdziła smętnie. Od tej walki bolało ją całe ciało. Przełknęła ślinę i ruszyła w kierunku, z którego przyszli jej bracia, nie czekając na ich dalsze wywody, których i tak zapewne nie uniknie.
- Ale to my jesteśmy pełnoprawnymi wojownikami, nie ty - syknął Jad, niechętnie stając bliżej niej. Chwiała się, więc gdy tylko zaczęła lecieć w jedną stronę, posłużył jej za podparcie. Było to do niego niepodobne, ale pewnie czerpał zbyt dużą radość ze swojego zwycięstwa, by się tym teraz przejmować. 
- Nie musisz mi tego wypominać. Pamiętam o tym. Doskonale - rzekła zirytowana. Zmęczenie nie pozwoliło jej wydusić z siebie ani słowa więcej. Szli dłuższą chwilę w ciszy, dopóki nie udało jej się przepchnąć blokującą jej gardło gulę. Wtedy zaczęła pytać o szczegóły. 
Przed obozem zatrzymała się, biorąc głęboki oddech. Musiała się uspokoić i doprowadzić do ładu, aby nie budzić podejrzeń wśród współklanowiczów. Nie powinna oddalać się aż do granic, skoro wciąż była uczennicą, ale i nie potrafiła już dłużej usiedzieć w miejscu. 
- Musisz powiedzieć o tym Jastrzębiej Gwieździe - odezwał się nagle Listek, jakby czytając w jej myślach.
- O czym? - spytała, udając głupią. - Nikomu się przecież nic poważnego nie stało.
- Owszem, ale tylko i wyłącznie dzięki naszej interwencji - przerwał rudy.
- Poza tym, samotniczka wpakowała się na nasz teren. Dobrze, żeby lider o tym wiedział - dodał niebieski i lekko pacnął siostrę ogonem w bok. - Hej, rozchmurz się. Może dzięki temu pomyśli w końcu o twoim mianowaniu? - zagadnął weselej.
- Obyś miał rację - westchnęła. - Jakim cudem mnie w ogóle znaleźliście? Byłam dosłownie na samej granicy - stwierdziła, z lekkim zdziwieniem. - A nie mówiłam nic, gdzie zamierzam się udać...
- Długo nie wracałaś, więc uznaliśmy, że coś musiało ci się stać. Poza tym wychowywaliśmy się z tobą, znamy twój smród jak mało kto - zadrwił Jadowite Serce. - Zresztą, to nie jest teraz ważne. Wygrałem. - Uśmiechnął się. - Nie zapomnij, że jesteś mi coś teraz winna.
Zadrżała, ale nic nie powiedziała. Skrzywiona odmaszerowała od nich, ciągnąc ogon po ziemi. Niemalże czuła na sobie ciężar od spojrzeń pozostałych wojowników. Pomimo jej starań wyglądania normalnie, wciąż można było wczuć od niej obcy zapach.
- Jastrzębia Gwiazdo? - spytała z najbardziej przesłodzonym głosem, na jaki było ją stać. Bury wyszedł ze swojego legowiska i spojrzał na nią obojętnie, choć gdzieś w jego ślepiach była w stanie dostrzec zainteresowanie.
- Słucham, w jakiej sprawie do mnie przychodzisz? - spytał.
- Zaatakowała mnie na granicy jakaś nawiedzona samotniczka. Walczyłam z nią, więc uciekła, ale stwierdziłam, że dobrze by było, jakbyś o tym wiedział - westchnęła, kuląc się i zgrywając nieporadną.
- Co robiłaś na granicy? Cisowa Kołysanka cię tam zaprowadziła? - Zamyślił się na chwilę. - Nie wychodziłyście przypadkiem wcześniej na trening?- zaczął podejrzliwie, a Motyl zastygła w bezruchu.
- Bo byłam tam z braćmi, Liściastym Krzewem i Jadowitym Sercem - mruknęła, kuląc uszy. Nie będzie kłamać, to lepiej na tym wyjdzie. Zresztą, była zbyt zmęczona tym wszystkim, by wysilać się na jakiekolwiek zmyślone historyjki.
I wtedy nastała dla niej najbardziej stresująca chwila. Jakby nigdy nic Jastrząb zmierzył ją zobojętniałym wzrokiem i minąwszy ją, udał się w stronę miejsca, z którego zwoływał spotkania klanowe. Przez to, że nic nie powiedział, przestraszyła się, że popełniła niewybaczalny błąd i właśnie skaże ją na publiczne upokorzenie.
Była cała zjeżona i krzyczała na siebie wewnętrznie, by przestać panikować i wyprostować się, bo sama narobi sobie zaraz dodatkowego wstydu. Nieufnie wlepiała swe żółte ślepia w lidera, który po zwróceniu uwagi wszystkich wilczaków, dalej sprawiał wrażenie niezwykle spokojnego.
Milczał dłuższą chwilę, co kotka odebrała jako celowe wywoływanie u niej złości, bo nie wiedziała, o co chodzi.
- Ja, Jastrzębia Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia - to mówiąc, urwał i spojrzał znacząco na szylkretkę, która po chwili była już w centrum uwagi.- Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Przełknęła ślinę i stała osłupiona chwilę na swoim miejscu, dopóki nie pojęła, że nadszedł jej czas. Niespodziewanie zaczęły spełniać się jej marzenia. Tak długo czekała, by zdjęto z niej miano przestarzałej uczennicy, a teraz bury w końcu spełnił jej marzenia. Zaczerpnęła głośno powietrze i z wysoko uniesioną głową, podeszła do lidera. Uwielbiała, gdy wszyscy na nią patrzyli. Czuła się doceniona i lepsza.
- Motyla Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia? - spytał. Kotka dla podkręcenia emocji pozwoliła, by potrwali chwilę w milczeniu. Niech podziwiają ją jak najdłużej.
- Przysięgam - odparła. Co rusz szukała w zobojętniałym wyrazie pyska kocura jakiejkolwiek oznaki, że i ona ma w sobie uczucia. Bezskutecznie.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Motyla Łapo, od tej pory będziesz znana jako Motyli Trzepot. Klan Gwiazdy ceni twoją odwagę, jaką wykazałaś się podczas walki z samotnikiem na granicy, a także wytrwałość, która nie pozwoliła ci poddać się przez tyle księżyców, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka - zakończył ceremonię, po czym dotknął pyskiem czubka jej głowy, a po obozie rozniosły się wiwaty.  Musnęła końcem nosa jego bark, a koty coraz to głośniej zaczęły skandować jej nowe imię. W życiu nie czuła się bardziej spełniona. 
Spojrzała z wdzięcznością na lidera, ale na tyle przelotnie, by nie pomyślał sobie, że od teraz go lubi. W tym momencie wydawała się zmienić swą postawę wobec kocura na bardziej neutralną. Kto wie, może pewnego dnia zasłuży na jej szacunek?
Nie odzywając się, udała się na nocne czuwanie. W głowie powtarzała nieustannie swoje nowe, piękne imię.
Motyli Trzepot.
Sprawi, że ten klan nigdy o niej nie zapomni.

1 komentarz: