Machnęła ogonem, zdenerwowana.
- Jak to się mogło stać?
- Co?
- Jak okropnym kotem musiał być morderca, by to zrobić.. Przecież to łamanie jednej z najważniejszych zasad kodeksu!
- Jak okropnym kotem musiał być morderca, by to zrobić.. Przecież to łamanie jednej z najważniejszych zasad kodeksu!
- Nocniaki takie są. Bez cienia szlachetności
- To nocniaki zrobiły.. to?
Głupi dzieciak. To było bardziej niż oczywiste.
- Oczywiście, że tak, matole. Weszli za naszą granicę, zabili i odeszli. Koty najgorszego sortu. Od tego rybiego smrodu już im się w główkach poprzewracało.
- Myślałem że inne Klany szanują się nawzajem, albo przynajmniej pielęgnują tak ważny kodeks.
- To musisz przestać. To wszystko to tylko jeden wielki wyścig szczurów, kto lepszy, kto silniejszy, kto ma większy respekt, kto więcej wojowników, terenów.. Aż szkoda strzępić języka. Dobrze, że chociaż Klan Klifu taki nie jest.
- Myślę, że każdy taki jest. Chociaż nasz najmniej.
- Przynajmniej w tym się zgadzamy.
To był chyba pierwszy raz, gdy z własnej woli chciało jej się rozmawiać z Lamparcią Łapą. Cud nad cudami.
Zza jednego z krzaków wyłonił się kremowy kocur o przygarbionej posturze. Szedł by pochwycić jakąś mysz ze stosu i po raz kolejny zniknąć z Klanowego życia.
- Hej, Grzyb, może chcesz z nami pogadać? Poznasz moją.. koleżankę, Ryś.
Arlekin zwrócił żółte oczy w kierunku siedzącej dwójki. Jego mina zdradzała jedno słowo - nie.
- Twój brat ma grymas jak po kwasie. - stwierdziła Ryś, patrząc jeszcze raz na skrzywiony pysk Grzybowej Łapy.
- Zepsujecie sobie tylko zabawę. - burknął pod nosem i zniknął w zaroślach. Lamparcia Łapa zrobił swoją sławną, zakłopotaną minę.
- On- on taki jest. Nie przejmuj się.
- Nie przejmuję się ofermami losu.
- Nie mów tak o moim bracie. Jest po prostu inny.
- Bo co mi zrobisz?
Zamiast odpowiedzi uzyskała parsknięcie śmiechem i kuksańca w ramię.
- Hej!
Odpowiedziała mu tym samym. Po chwili już urządzali zapasy. Cios tu, cios tam. Śmiała się, po raz pierwszy od... długiego czasu. Bardzo długiego. Była jak kocię, które bawi się z bratem. Zapomniała już o swoich oporach przed kocurkiem. Pozbyła się oporów przed nim. I chyba wychodziło jej to na dobre.
Zaraz zaraz, czyżby zaprzyjaźniła się z jakimś głupim kotem?
Odepchnęła czarnego i owinęła wokół siebie ogon. Ten natychmiast się zmartwił i podszedł do uczennicy powolnym krokiem.
- C-coś się stało, Rysia Łapo?
- Nic. Tylko.. przypomniałam sobie, że Piegowata Mordka chciała, bym poszła na polowanie po południu. Nie chcę zaniedbywać obowiązków.
- Mogę iść z tobą?
- Nie, poradzę sobie.
- Nie, poradzę sobie.
I to mówiąc uciekła w las, daleko od obozu, daleko od kotów, daleko od Lamparciej Łapy.
Zbyt trudne było do przyznania się nawet przed sobą, że ma jakiegoś durnego przyjaciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz