Obserwował wnętrze legowiska medyków, nerwowo poruszając uszami, starając się wyłapać każdy, nawet ten najcichszy dźwięk. Na całe szczęście ani Muchomorzego Jadu ani Kaczego Pióra nie było w obecnej chwili, Złota Łapa nie czuł się dobrze w ich towarzystwie, szczególnie teraz, gdy musiał tu gnić aż jego stan zdrowia się nie poprawi. Kocur miał wrażenie, że popada w jakąś chorą paranoję, uważnie obserwował jak porusza się zarówno rudy jak i niebieski medyk. Nie ufał im. Pachnieli czymś dziwnym, szczególnie ten drugi, młodszy, bardziej znerwicowany.
Pociągnął nosem, zwijając się w ciaśniutki kłębek i jedynie postawione na sztorc uszy zdradzały, że Złota Łapa bacznie nasłuchuje i nie spuszcza swojej gardy ani odrobinę.
Hałas we wnętrzu legowiska medyków był dla niego czymś innym, dziwnym, zgiełk towarzyszący samemu sercu obozu był zdecydowanie bardziej przyjemny. Tutaj zaś panowała atmosfera, którą cynamonowy kocurek mógł spokojnie podciągnąć pod coś, co z lekką dozą niepewności mógł określić widmem śmierci.
— Na klan gwiazdy! Złota Łapo, co ci się stało?
Niechętnie podniósł wzrok przyglądając się swojej siostrze, która stała przed nim, stykając się z uczniem niemalże nos w nos. Dopiero po uderzeniu serca zdołał zauważyć, że ta dziwnie podkula łapę.
Zmarszczył nos, przyglądając się jedynej normalnej siostrze jaką miał.
— No? Coś ty zrobił cieloku?
Nie chciał odpowiadać, a przynajmniej nie teraz, gdy czuł na sobie palące spojrzenia medyków.
— Nic, to mało ważne. Nic mi się nie stało — odparł zdawkowo starając się wykręcić od odpowiedzi, Bławatek widząc jego minę jakby miał zatwardzenie, po prostu odpuściła, jednak nie omieszkała wytknąć bratu, że prędzej czy później - i tak się dowie. Na jej słowa nie odpowiedział nic, po prostu gapił się jak ciele na kulejącą siostrę, która pokicała w stronę Kaczego Pióra, tłumacząc, że przypadkowo nastąpiła na krzak dzikiej róży i zraniła się w łapę.
Pręgus odwrócił łeb, by nie musieć oglądać sceny wyciągania kolca z poduszki.
Zamiast tego skupił się bardziej na innych chorych, szczególnie tych, którzy leżeli do niego grzbietem, dzięki czemu szanse, że wyjdzie na jakiegoś dziwaka, będą znikome. Poprawił swoje legowisko, moszcząc mech tak, aby było mu wygodnie i jakaś jego część robiła za swego rodzaju poduszkę.
Srebrzyste futro poruszało się za każdym razem, gdy tylko ciało leżące niedaleko niego brało wdech. Boki unosiły się i opadały miarowo zdradzając, że pacjent po prostu śpi.
— Ma jakąś wysypkę czy coś, zobacz tylko.
Bławatkowy Potok pojawiła się tuż obok niego dosłownie znikąd, jednakże Złoty ani trochę nie miał zamiaru narzekać na towarzystwo ukochanej siostry. Zamiast tego swój wzrok skierował w stronę Wieczornikowego Wzgórza, który w niektórych miejscach miał ciało pozbawione sierści a zamiast niej - jakieś dziwne opatrunki z buro-żółtawej mazi.
— Bleh, wygląda jak sraczka — szepnął cicho wprost do jej ucha, na co koteczka ryknęła ostrym, mało koteczkowym śmiechem. Zdaniem pręgowanego przypominało to bardziej rechot żaby czy innej traszki. Mimo wszystko - uśmiechnął się pod wąsem. Mimo było, trochę się zrelaksować, szczególnie teraz.
— No, suń zadek — Bławatek szturchnęła go w bok, dźgając pazurem tak długo, aż ten faktycznie się nie przesunął, dając wojowniczce dostęp do swojej części posłania, z czego uradowana koteczka chętnie skorzystała. Niemalże natychmiast ułożyła się obok niego, zaczynając snuć opowieści, jak to cudownie być wojownikiem i jak bardzo nie może się doczekać kiedy on zostanie wojownikiem.
Złotej Łapie pozostało jedynie chichotać niczym popapraniec od czasu do czasu.
wyleczeni: Bławatkowy Potok, Wieczornikowe Wzgórze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz