Wrzosiec przyglądał mu się przez kilkanaście uderzeń serca, trzymając w pysku martwą srokę. Jego zmierzwione i skołtunione futro poruszało się rozwiane przez wiatr i tylko co jakiś czas wypadał z niego wplątany wcześniej liść czy kłos trawy.
Jego ślepia wyrażały wiele emocji, od szoku po przerażenia i coś, czego Złota Łapa nie potrafił nawet określić.
Czekoladowy machnął ogonem, jakby wyrwany z amoku, odkładając srokę na ziemię i przykrywając ją niedbale kilkoma garściami piasku.
— Co ci się chłopie stało? Coś cię dorwało, żeś taki poharatany?
Milczał, nawet nie potrafiąc wydobyć z siebie ani jednego słowa, po prostu odwrócił głowę, kiwając nią lekko na potwierdzenie. Zrobiło mu się słabo, na samą myśl o tym, że jeśli się inni dowiedzą co się stało - będzie pośmiewiskiem klanu nocy. Co gorsza - sam Wrzosiec mógł sam coś insynuować.
Otworzył więc pysk, zmuszając się do wydobycia z siebie chociaż jednego, jedynego słowa.
— Kuna.
Wojownik nie wydawał się przekonany ani trochę, jednak po prostu wywrócił ślepiami, pomagając mu wstać.
Rana na barku zapiekła potwornie a Złota Łapa wydał z siebie cichy syk, marszcząc przy tym nos.
— Wiesz, że powinieneś iść z tym do Kaczego Pląsu?
Na samo imię medyka jego sierść stanęła dęba od karku aż po sam koniuszek ogona. Napiął i tak zbolałe mięśnie, wstrzymując na kilka uderzeń serca oddech. Wrzosiec pomógł mu wstać, pozwalając oprzeć swoje ciało na jego boku z czego Złoty chętnie skorzystał, robiąc kilka kroków do przodu.
Czekoladowy wojownik mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, powoli poruszając się do przodu i pilnując aby cynamonowy kocur nie upadł czasem, pogrążając swój stan.
Im dłużej szli, tym lepiej było widać kręcące się po obozie koty oraz samo drzewo, które pełniło swego rodzaju rolę serca obozu. Miauknięcia, piski oraz inne odgłosy dochodziły do Złotej Łapy z opóźnieniem, szum wody odbijał się echem w jego uszach przypominając o kolejnym narastającym problemie.
— Cholerka, jak ja mam cię przez to przewlec? — pręgowany machnął ogonem, marszcząc brew. Uczeń zrobił krok do przodu, kolejny raz sycząc z bólu, wiedział jednak, że rzeka w niektórych miejsca jest płytka, więc jeśli się postara z całej siły - przepłynie ją.
Odsunął się od towarzysza, wchodząc ostrożnie do wody, której chłód przyjemnie rozluźnił go mięśnie. Na moment zapomniał o bólu, jednak gdy tylko stracił grunt pod łapami, ten szybko wrócił przez napięcie mięśni. Kocur oddychał ciężko, wystawiając łeb ponad taflę tak, jak uczył go Rudzikowy Śpiew, w głębi duszy panikował, że mu się nie uda i po prostu zdechnie w tej wodzie, jednak widząc zbliżający się brzeg, ucieszył się w duchu.
Łapa za łapą wywlekł swoje ciało na trawę, odwracając łeb w stronę Wrzoścowego Cienia, który zgrabnie przeskoczył po kamieniach.
— J-jakoś poszło — szepnął na wdechu, nim łapy osunęły się pod nim niczym cienkie gałązki a sam Złota Łapa zemdlał, upadając na trawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz