*po walce ze Sroczką*
Gdy dotarł do legowiska medyka, czuł się zmęczony i obolały. Emocje towarzyszące walce opadły, zastąpił je ból od odniesionych ran. Szedł powoli, starając się nie syczeć. Pewnie dlatego udało mu się być świadkiem niecodziennej sceny - Turkawie Skrzydło walczyła ze swoją łapą. Nie dosłownie oczywiście. Walczyła, próbując postawić krok. Widział, jak zaciska powieki.
- Mógłbym wiedzieć, co ty tak właściwie robisz?
Szybko pożałował, że się odezwał. Kotka wzdrygnęła się, jakby przyłapał ją na obślinianiu z medykiem z obcego klanu, niezgrabnie odwróciła się w jego stronę i fuknęła:
Wilcze Serce! Nie potrafisz dać znać, że przyszedłeś? - Przyjrzała mu się. - Na Klan Gwiazdy, jak ty wyglądasz?! Chyba nie powiesz mi, że napadł cię wojownik z Miejsca Gdzie Brak Gwiazd, co?
- Próbowałaś chodzić, co nie? - Zignorował jej pytanie, zaciekawiony.
- Oczywiście, że nie! Co, z kretem na rozumy się pozamieniałeś? A w ogóle gdzieś ty był?! Cały jesteś w ranach! - Było jasne, że kotka nie chce o tym rozmawiać.
Nigdy się nad tym nie zastanawiał… Niepełnosprawność medyczki traktował jak coś oczywistego, z czym kotka zapewne świetnie sobie radzi. Nie pomyślał nigdy, że przez to nieustannie towarzyszy jej ból, że nie potrafi robić rzeczy, które dla niego są tak naturalne, jak oddychanie… Spojrzał na nią raz jeszcze, inaczej. Z szacunkiem. W watasze był jeden kulawy wilk. Jak to w Rodzinie, wszyscy o niego dbali, a on, nie chcąc być dla innych ciężarem, brał na siebie najcięższe obowiązki. Buck obserwował go kiedyś, gdy tamten myślał, że jest sam, przez przypadek. Widział jak opada maska i basior, najsilniejszy w Rodzinie, roni łzę, spoglądając w niebo i prosząc przodków o siłę do przeżycia kolejnego dnia. Dopiero wtedy choć trochę zrozumiał, przez co przechodzi. I jak ogromną wewnętrzną siłę posiada.
Z zamyślenia wyrwało go chrząknięcie. Turkawie Skrzydło przyglądała mu się znacząco.
- To… to nic takiego - miauknął. - Drobne starcie na granicy, nic więcej.
Parsknęła, oglądając to ,,nic więcej”. Całe futro miał zakrwawione, skórę pokrytą długimi, głębszymi i płytszymi ranami.
- Z kim? Borsukiem?!
- Nie wyglądała na borsuka - prychnął rozbawiony. Medyczka posłała mu badawcze spojrzenie. - A więc kotka?
Odburknął tylko coś niezrozumiale. Zapadła cisza, którą przerywał tylko szelest ziół. Widział, że chciała mu coś powiedzieć, ale zawzięcie milczała.
- Hmm? - Próbował zachęcić ją do mówienia.
- Czyli masz zamiar kłócić się ze wszystkimi kotkami w okolicy, tak? - miauknęła, siląc się na lekki ton. Od razu zrozumiał aluzję. Cętka.
Medyczka spojrzała w brązowe oczy. Zaskoczona dostrzegła w nich ból i… poczucie winy? Szybko jednak spojrzenie stwardniało, a kocur posłał jej ironiczny uśmieszek, jak gdyby nigdy nic. Może miał nadzieję, że nie zauważyła?
- Kto mi zabroni? - Wyszczerzył się szerzej. Reszta czasu minęła im w ciszy. Wilcze Serce się zamyślił, ona opatrywała rany.
- Następnym razem chcę cię tu widzieć nie wcześniej niż za księżyc - pogroziła mu żartobliwie, gdy skończyła. Chyba wziął jej groźbę na poważnie, bo tylko odburknął coś na kształt ,,dziękuję” i już go nie było.
<Turkawko? :> Spokojnie, Buck już niedługo przyleci żeby go znowu składać do kupy xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz