*Większość wydarzeń ma miejsce przed napaścią Baraniego Łba na Pstrągowy Pysk.*
- A więc zacznijmy dzisiaj od segregacji ziół. Kiedy ostatnio przechodziłaś test ich znajomości, trochę nabałaganiłyśmy. Liście buku koniecznie oddziel od liści bzu! Teraz już wiesz, czym się różnią. – Zajęcza Stopa uśmiechnęła się, czując dumę, jaka ogarniała ją przez to, jak dużo w ostatnim czasie nauczyła swoją podopieczną. Czas płynie tak szybko, niedawno to ona stała przed kupą roślin, zastanawiając się w skupieniu, czy te kwiaty to na pewno wrotycz. A teraz proszę! Robi to jej własna Uczennica. Największa satysfakcja płynęła z tego, iż to wszystko jej zasługa i cała wiedza, którą posiadała jej terminatorka, została zaczerpnięta od niej samej.
Słodka Łapa posłusznie skinęła głową. Wszystko tak ją tak fascynowało i dodawało zapału, że nie potrzebowała wiele, aby zanotować w głowie to, o czym informowała ją jej mentorka. Trapiła ją jednak jedna kwestia… Nie wiedziała, czy nadaje się do tej roli. Nie mogła przecież sama ocenić swoich umiejętności. Zajęcza od razu zauważyła, że coś nie gra, więc czując pewne zobowiązanie, starała się wybić z jej głowy złe myśli.
- Hej, o co chodzi? Nie możesz się teraz smucić, bo jeszcze pomylisz wszystkie składniki! – Zaśmiała się. Słodka jednak tkwiła wciąż w bezruchu, widocznie takie żarty ją nie bawiły. Zajęcza Stopa podeszła, więc bliżej, lekko gładząc ją ogonem.
- Czy nie przysparzam pani kłopotów? Boję się, że będzie tak samo, jak ze szkoleniem na Wojownika… Że mogę się do tego nie nadawać. – Odwróciła się, chcąc spojrzeć głęboko w oczy swojej nauczycielki, aby wymusić na niej szczerość.
Szylkretka poczuła się nieco zakłopotana, lecz równie oburzona jej słowami. Przecież to ona ją uczy, więc jak może przysparzać kłopoty!? Nie chciała jednak odpowiedzieć jej niemiło w sprawie powątpiewania w swojego mistrza, bo zdążyła przez ten krótki okres, trochę poznać wrażliwość Słodkiej.
- Oczywiście, że nie! Przecież gdybyś sprawiała kłopoty, to nie chciałabym Cię uczyć. Ponadto przecież to dzięki mnie dysponujesz takim zasobem wiedzy, prawda? Dlaczego więc tak twierdzisz… - Oznajmiła, jednak zauważyła, że nieśmiałość czarnej kotki się zwiększyła. – Posłuchaj, rzecz nie leży w tym, jaka jesteś Słodka Łapo, lecz w tym, jaka nie jesteś.
Perska uśmiechnęła się żałośnie.
***
W ostatnim czasie atmosfera w Klanie była dosyć napięta, za sprawą Klanu Klifu, który napadł na Klan Nocy. Słodka Łapa była akurat wtedy poza Obozem, czego później bardzo żałowała, ale musiała się uczyć, a przecież nie mogła przewidzieć takiego obrotu zdarzeń. Wpadła cała roztrzęsiona do azylu Klanu, chwilę po tym, jak Lisia Gwiazda zadeklarował odwrót. Wyczuła ich zapach z daleka, dlatego też panicznie się bała o pobratymców. Pstrągowy Pysk zdążyła ją już kiedyś uświadomić, jak szalony jest ich lider.
Gdy przedostała się przez kolcolist, pierwszym kotem, jakiego ujrzała była właśnie Pstrąg. Pół przytomna Pstrąg. Momentalnie znalazła się przy niej ze łzami w oczach, sprawdzając jej aktualny stan zdrowotny. Poczuła ogromną ulgę, kiedy okazało się, że żyje. Po przeniesieniu jej do Legowiska Medyka uważnie się nią zajęła, na tyle jak bardzo potrafiła. Wciąż zadręczała się tym, czy na pewno wszystko jest w porządku. Myślała nawet o tym, czy nie pobiec do Zajęczej Stopy i zapytać ją o to, lecz uświadomiła sobie, że pozostała tam jedyną osobą znającą się na medycynie i jeżeli nie ona, to wszystkie poważnie ranne koty umrą. Na szczęście jakoś dawała radę, pomimo palącego poczucia obowiązku.
***
Słodka Łapa siedziała nieco zdenerwowana pod powalonym pniem, obok Bobrzej Łapy, który wyglądał na mniej przejętego. Kiedy wreszcie nadszedł odpowiedni czas, Żwirowa Gwiazda pojawiła się na środku dużego obiektu, zwołując cały klan.
- Niech wszystkie koty na tyle duże, by samodzielnie polować, zbiorą się pod powalonym pniem.
Gdy już cały gwar ucichł, a wszystkie zebrane koty skupiły swoją uwagę na dwójce Uczniów, Żwirka zwróciła się do Bobrzej Łapy i tak po zakończeniu jego ceremonii, został Bobrzą Kłodą.
Następnie nadeszła kolej na jego kobiecą towarzyszkę. Głowa Klanu Nocy postąpiła z nią tak samo. Przed tym jednak Słodka zastanawiała się po co, tak naprawdę jest mianowana. W końcu przecież swoją ścieżkę życiową skupiła na ćwiczeniach pod nadzorem Medyka. Jednakże może wynikało to z tego, że miała już ponad dwadzieścia księżyców i bądź co bądź szkoliła się też na Wojownika, a uczniem wiecznie pozostać nie mogła. Chociaż jakikolwiek byłby to powód, ona i tak stwierdziła, że liderka wie, co robi.
- Słodka Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika i bronić Klan nawet za cenę życia?
***
I tak oto z niewinnej, naiwnej koteczki, w mgnieniu oka zamieniła się w Słodki Język. Całkiem polubiła swoje nowe imię, lecz gdzieś głęboko w sercu wciąż czuła sentyment do Lukrecji. Czasami nawet zapominała się i nazywała tak siebie w myślach, ale nie zdarzało się to za często.
Jej szkolenie na Medyka niesamowicie się rozwinęło, a wiedza wciąż rozszerzała. Nieprzyjemnym aspektem tego zawodu, było dla niej jedynie szukanie ziół podczas pory nagich drzew. Przez to, że zimę potrafi przetrwać tylko niewiele z nich, to poszukiwania na mrozie bardzo często się przeciągały, a hodowlana pomimo całkiem odpornej na takie temperatury długości futra i tak wciąż narzekała.
Większość kotów zdążyła już wyzdrowieć po napadzie, jednak rany Pstrągowego Pyska były na tyle poważne, że Słodki Język nie ryzykowała i zalecała jej długi wypoczynek. Na szczęście przynajmniej w zapomnienie odeszła uraza pręgowanej, ponieważ rzeczywiście poświęciła wiele cennego czasu na szkolenie Słodkiej, a ona postanowiła to wszystko porzucić. Uważała też, iż to Pstrągini powinna być przyzwana za jej mentorkę, podczas mianowania na Wojownika, ale niestety tak się nie stało. Jednakże teraz nie było czasu na gniewanie się. Czarno-biała kocica zawsze wracając z terytorium Klanu Burzy, opowiadała jej co się działo w danym dniu, czego się nauczyła i co robiła, aby chociaż trochę umilić jej czas, ponieważ wiedziała, że przesiadywanie w Legowisku Medyka przez tak długi okres, nie jest jakoś bardzo ciekawe i interesujące, a gabarytowa Wojowniczka należała bardziej do osób, które muszą koniecznie się czymś zająć albo inaczej nie jest z nimi za dobrze. Jednak była nauczycielka Wroniego Nieba niezbyt przejęła się ostrzeżeniami i ukradkiem wymknęła się z Obozu, chociaż ledwie zagoił się jej nieodwracalnie urwany kawałek pysku. Teraz jej imię będzie do niej idealnie pasować.
***
- Pstrągowy Pysku, gdzieś ty była?! Jesteś cała w śniegu, na ciernie i osty, na pewno teraz jeszcze złapiesz dodatkowo przeziębienie! – Nakrzyczała na nią bezlitośnie, nie panując nad emocjami. Pstrąg musiała się zdziwić, ponieważ jej dobra znajoma jeszcze nigdy nie była w takim stanie. Ale teraz uaktywniła się jej druga strona medalu, która nie będzie milusia, jeżeli na czymś naprawdę jej zależy.
Pstrąg nie była teraz skora do rozmów, chciała wrócić aktualnie tam, skąd wyszła i najlepiej nie wychodzić przez kilka dni. Czuła się obrzydzona. Nic dziwnego, że zachowywała się nonszalancko.
- Śmierdzi od ciebie Klanem Klifu... – Uczennica Medyczki rozszerzyła swoje źrenice.
- To nie twoja sprawa. I tak byś pewnie nie zrozumiała, za młoda jesteś. – Pręgowana zatrzymała się, nie mogąc już tłumić łez. Było to dla niej cholernie ciężkie, tak ciężkie, że wydawało jej się, iż nikt tego nie zrozumie.
Słodki Język zorientowała się, że była zbyt ostra i dociekliwa w tak poważnej kwestii. Jeżeli pod naciskiem słów, żółtooka nie chciała jej nic wyjawić, to nie będzie jej o to teraz wypytywać. Nie będzie prowokować u niej płaczu. Chyba dzisiaj obie nawzajem ujrzały niespotykane wersje siebie. Terminatorka podeszła do niej, pozwalając się wtulić w swoje futro. Pomimo ogromnych rozmiarów córki Pstrokatego Serca, zdołała jakoś objąć ją, swoim puchatym ogonem. Starsza kocica jedynie ostrzegała ją przez łzy, zmartwionym i niepewnym tonem głosu, aby nigdy nie pojawiała się na granicy Klanu Klifu. Perska uspokajała ją, ocierając się pyskiem o jej pysk. Zapewniała, że nigdy tego nie zrobi, byle tylko się uspokoiła. Kiedy tylko wyczuła zapach jej krwi, zaczęła się zastanawiać, co tak dokładnie się stało, ale nie zamierzała ją o to pytać podczas takiego roztrzęsienia. Oznajmiła jedynie cichutko, że pora wracać do legowiska i opatrzyć ranę na karku pajęczyną. Musiała jeszcze sprawdzić, czy stare skaleczenia się nie otworzyły, a byłaby to niezbyt przyjemna informacja.
***
Minęło z półtora księżyca. Pstrągowy Pysk zdążyła już zregenerować wszystkie urazy i powrócić do swojej klanowej funkcji. Często jednak odwiedzała Słodką, kiedy ta wracała od Zajęczej Stopy. Wtedy skarżyła się na ciągle powracające bóle brzucha, mdłości i niespodziewane skoki temperatury ciała. Raz było jej gorąco, tak że zastanawiała się nad tym, czy nie wskoczyć do zamarzniętej wody i już z niej nie wypłynąć, a kiedy indziej tak lodowato, że dostawała drgawek. Najlepszym lekarstwem na tę przypadłość był wrotycz, lecz Słodki Język nie chciała, by Pstrąg go nadużywała, ponieważ nie wpłynęłoby to zbyt dobrze na jej organizm. Jej zdaniem, warto było zbadać główną przyczynę tych wszystkich dolegliwości i ją zneutralizować. Nie chciała zakładać żadnych czarnych scenariuszy, ale w ostatnim czasie zdawało jej się, iż pręgowanej znacznie powiększył się brzuch, a przecież i tak mało jadła, bo i tak przez chorobę nie potrafiła nic przełknąć… W skrócie: wyglądała marnie.
Kiedy kotka o różniących się ślepiach przestała badać pacjentkę, popatrzyła się na nią poważną miną i zastanawiała się, czy na pewno dobrym pomysłem będzie powiedzieć jej prawdę, czy może lepszym rozwiązaniem okaże się kłamstwo. Nie mogła jednak okłamywać tak ważną osobę w równie ważnej sprawie, nawet jeżeli miałoby to być dla jej dobra. W końcu od teraz prawdopodobnie zależało od tego nie tylko jej zdrowie, ale również kilku małych. Z trudem przyszło jej ubrać to w słowa.
- A więc… - Przełknęła ślinę. – Będziesz miała kocięta Pstrągowy Pysku. – Jest ich więcej niż trzy, tak myślę. – Rzekła z kamienną twarzą.
<Pstrąg? Biedactwo :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz