*Jakiś księżyc temu, Lilia trenuje Żurawinowego, Zaskroniec nie siedzi w kociarni*
- Pójdziesz na patrol - oznajmił chłodno zastępca, lustrując kocicę od opuszek łap po końcówki uszu. Liliowa Sadzawka spróbowała się uśmiechnąć, jednak jej wargi nie chciały się poruszyć. Westchnęła i wstała, zostawiając niemal nietkniętego wróbla.- J-jasne - mruknęła, do oddalających się pleców Księżycowego Pyłu. - Z przyjemnością.
Wstała i otrzepała boki z kurzu, po czym powlokła się do wyjścia z obozu. Może na patrolu wydarzy się coś ciekawego? Na przykład z krzaków wyskoczy wielki drapieżnik i ją pożre? Byłoby wspaniale. niektórzy mieli by rozrywkę, a ona... święty spokój. Westchnęła i uniosła głowę.
- No w końcu - powitała ją Zaskrońcowy Syk. Wojowniczka wstała i przeciągnęła się energicznie. Tuż za nią Liliowa Sadzawka dostrzegła Niebiański Lot. Kocur pozdrowił ją skinieniem głowy, lecz córka dawnego lidera wiedziała, że toleruje ją tylko dlatego, że przyprowadziła go do klanu. Cóż... lepszy rydz niż nic. A obok siedział ten mały... jak on się nazywał? A zresztą... kto by się przejmował. Widziała parę razy tego kocurka, ostatnio nawet podwójnie, co nieco ją zaniepokoiło.
- Zlepiona Łapo, Niebiański Locie idziemy - zakomenderowała Zaskroniec. Cała trójka opuściła obóz. Lilia niespiesznie podążyła za nimi. A więc Zlepiona Łapa... no cóż... całkiem ładnie. Niemal natychmiast zapomniała o kocurku, pochłonięta własnymi problemami. Jak przez mgłę skojarzyła, że idą spatrolować granicę z Klanem Wilka. Reszta klifiaków znacznie ją wyprzedziła, jednak po kilku głębszych susach Lilia była z powrotem obok nich. Nikt się nie odzywał, zresztą nie było o czym gadać. Słońce przypiekało, Liliowa Sadzawka czuła jak gorąco jest jej w półdługim futrze. A potem dostrzegła też jego. Stał w słońcu, a jego gęste rude futro owiewał delikatny wietrzyk. Poczuła przypływ radości i euforii, jakiej nie doświadczyła od dawna. Co on tam robił? Powinien przecież wąchać kwiatki od spodu, a on tam stał i uśmiechał się delikatnie!
- Mak! - krzyknęła, a reszta patrolu nerwowo odwróciła głowy.
- Co?! - zapytała mało grzecznie Zaskrońcowy Syk, ale Lilia już jej nie usłyszała. Pomknęła w kierunku brata, przeskakując nad korzeniami drzew. Mech łaskotał jej łapy, czuła ulgę, tak wielką, że niemal przytłaczającą. Uderzyła w pniak, powinno ją zaboleć, ale nie zwróciła na to uwagi. Teraz jednak biegła uważniej. Spuściła na moment głowę, a kiedy ją uniosła Makowego Pazura już nie było. Stanęła w miejscu, zbyt przerażona, by zrobić choć krok dalej. Po kilku uderzeniach serca dogoniła ją reszta patrolu. Wściekła Zaskroniec uniosła łapę i oskarżycielsko wycelowała ją w wojowniczkę.
- Co ty, na Klan Gwiazdy, wyprawiasz, Liliowa Sadzawko!? Czy może powinnam powiedzieć "wariatko"?! - zmierzyła córkę Wschodzącej Fali władczym spojrzeniem, oczekując riposty, która nie nadeszła.
- J-ja go widziałam - wyszeptała bezradnie szylkretka, drapiąc ziemię pod sobą. - Widziałam mojego brata! Naprawdę! - uniosła błagalne spojrzenie na Niebiański Lot, który pokręcił przecząco głową.
- Masz OMAMY - zawyła Zaskroniec i klepnęła wojowniczkę w ramię. Lilia zatoczyła się bezradnie i niemal wpadła na terminatora. Czarna westchnęła i pokręciła głową. - Ja i Niebo dokończymy patrol. Zlepiona Łapo, zabierz ją do Lśniącego Słońca i Sokolego Skrzydła.
Zaskrońcowy Syk machnęła ogonem i po chwili zniknęła za zakrętem. Lilia siedziała, wbijając wzrok w swoje łapy. Wojownik wzruszył ramionami i oddalił się za kocicą.
- C-chodźmy Liliowa Wa... to znaczy Sadzawko - mruknął liliowy uczeń. Speszony spuścił głowę i zamarł, czekając na reakcję kocicy.
Umysł szylkretki nagle się rozjaśnił. Żurawinek.... Lisia Gwiazda mógł odebrać jej ucznia! Czy to możliwe, że z tęsknoty za rodziną zaczynała wariować?! Pokręciła przecząco głową, czując, że przerażenie przejmuje nad nią kontrolę.
- Nie... eee... Brudna Łapo! Nie pójdziemy do medyka - oznajmiła niczym rozkapryszony kociak.
- T-tak w sumie to Zlepiona - mruknął nieśmiało terminator.
- Tak, w sensie... pewnie masz rację - stwierdziła córka Potokowej Gwiazdy. - Słuchaj, to na pewno nic poważnego... Tylko zmęczenie! Tak, właśnie! A-ale wiesz... jakby Zaskrońcowy Syk lub ktokolwiek inny pytał, to powiesz, że byliśmy u Lśniącego Słońca. Tak więc, teraz wrócimy do obozu, ale pamiętaj nie do medyka! I skłamiesz, dobra? Dla Liliowej Sadzawki... zresztą możesz nazywać mnie jak tam sobie chcesz.
Wbiła proszący wzrok w ucznia Księżycowego Pyłu. W uszach jej szumiało, czuła przepełniający jej strach i była pewna, że zaraz zwróci śniadanie. Zaskroniec mogła opowiedzieć o wszystkim Lisiej Gwieździe! Potem rudy mógłby zmusić Lilię na wizytę u medyków, którzy stwierdziliby u niej chorobę psychiczną. Tym prostym sposobem kocicy zostałby odebrany Żurawinowa Łapa. A ona naprawdę chciała go trenować!
Czuła, że osuwa się w czeluść, nie mogąc wyjść na powierzchnię. Tym bardziej, że na górze nie było nikogo kto mógłby jej pomóc...
<Zlepiona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz