Terminatorka wracała właśnie do legowiska, po kolejnym, dość dziwnym treningu ze Żmijowym Językiem. Kiedy przeszła przez kolcolist, jej uwadze nie umknęło małe kocie rozmawiające z Niedźwiedzią Łapą. Momentalnie zauważyła nieznajomego, w końcu kto by go przeoczył. Kocur z profilu wyglądał, jakby ktoś wylał na połowę jego ciała czarną farbę, zostawiając drugą część nienaruszoną, nieskazitelnie białą. Przynajmniej widocznie taki był zamiar, gdyż w praktyce pokrywały go czarne, małe kropki. Słodka uwielbiała tworzyć przeróżne teorie na temat nowo poznanych osób. Sprawiało jej to całkiem niezłą zabawę, a zarazem odciągało chociaż na chwilę od nudy, ponieważ bądź co bądź – tak naprawdę ciągle się nudziła. Między innymi dlatego bardzo często odwiedzała Starszyznę, która miała do zaoferowania rozmaite historie.
- Co się dzieje Niedźwiedzia Łapo? — zapytała poważnie swojego starszego kolegę. - Co tu robi to kocie? – Ponagliła.
- No właśnie też próbuję się dowiedzieć – Wysapała radośnie ruda kluska.
Jak było wiadomo hodowlanej, Kocięta miały przydzielone miejsca wypoczynku w Żłobku, u boku Królowych. Chciała więc dowiedzieć się, dlaczegoż Aronia tkwił w tym miejscu. Na pewno należał do Klanu Nocy, chociażby sądząc tak po jego zapachu.
Podeszła do niego bliżej, aby lepiej mu się przyjrzeć. Był bardzo drobniutki, ale raczej nie niedożywiony. Na jego pysku malowały się całkiem urocze, pomarańczowe tęczówki. Cóż, przynajmniej byłyby urocze, gdyby tylko wymusił u siebie uśmiech i wyrzucił w zapomnienie tę obrzydliwą, zdegustowaną mimikę.
- Nazywam się Aronia! – Wypiął swoją pierś dumnie, chcąc zaimponować Niedźwiadkowi, który w sumie jak zwykle dał się na wszystko nabierać.
Nie śmiał nawet popatrzeć na Słodką, chociaż kotka dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ją zauważył. Dlaczego tak było? Odpowiedź na to pytanie znał tylko Aronia. Aczkolwiek Uczennica się nie poddawała, postanowiła, że nieco się rozluźni, może dzięki temu uda jej się nawiązać jakąkolwiek nić porozumienia z niedawno przyszłym na świat stworzonkiem. A może to był właśnie klucz do wszystkiego? Może nie lubił jej, bo czuł, że traktuję go jak dziecko, czego wprost nienawidził.
- Jak się nazywasz maluszku? Aronia, tak? – Uśmiechnęła się przyjaźnie w jego stronę. – Może wrócimy razem do żłobka i wszystko mi opowiesz? Zapewne Twoja mama się o Ciebie martwi! Jeśli chcesz iść również z Niedźwiedzią Łapą, to nie ma żadnego problemu. – Zapewniła sympatycznie, z głosem pełnym troski.
<Aronio? Poznają się spokojnie, a wszystko idzie powolutku xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz