Dookoła fruwały frywolnie płatki dzikiej wiśni. Powietrze było świeże i słodkie, wypełnione zapachem wiosennych kwiatów, rozwijających się żwawo na gałązkach krzewów. Przez tę sielankę biegł zajączek, opadając z sił, i biegł też powód jego zmartwień – Owocowa Pogoń. Z każdym uderzeniem serca zbliżała się do swojej ofiary; los zwierzątka był już przesądzony. Wysunęła język, koncentrując się na ostatnim wybiciu, które miało przynieść kres tej chaotycznej gonitwie. Zmrużyła oczy, odepchnęła się, jej pazury dosięgły miękkiego futerka…
– Bu.
Ze strachu o mało nie wyrżnęła głową w odstający konar; zorientowanie się w otoczeniu zajęło jej pewną chwilę. Nie biegła wcale leśną ścieżką, a leżała w legowisku wojowników; nie było widać ani płatków, ani kwiatów, ani żadnego zajączka, był za to stojący nad nią z prawie zawadiackim uśmieszkiem Łabędzia Szyja.
– Ła-Łabędź?... Łabędź! Żyjesz! – Skoczyła na równe łapy, mimo różnicy wzrostu prawie przewracając zaskoczonego kocura. – Martwiłam się o ciebie, barania głowo! I… czekaj, co teraz? – zastanowiła się, na moment przestając obskakiwać go dookoła. – No widzisz! Nawet nie wiem, czy mam być na ciebie zła, czy się cieszyć!
– Chyba wolałbym to drugie – udało mu się wtrącić pomiędzy jej wykrzyknikami. Korzystając z tej przerwy, polizał ją po głowie. – Nic ci się nie stało?
– Hm? Mnie się coś miało stać? To ty się zgubiłeś na łące w środku pożaru! Ja powinnam o to pytać. – Potrząsnęła łebkiem i odsunęła się od niego na krok, żeby zmierzyć go wzrokiem. Prawie natychmiast w jej oczach błysnął niepokój. – Aż! Cholera, twój grzbiet!…
– Czy to chociaż przez chwilę nie możesz być cicho? – Odezwał się nagle zaspany, ale i rozzłoszczony głos gdzieś z głębi legowiska. – Nie przeszło przez mysi móżdżek, że niektórzy chcą spać, trzepnięta choleryczko?
– Ta? – Odwróciła się i zgromiła delikwenta spojrzeniem. Z poirytowaniem stwierdziła, że rozpoznaje jego pysk. – Słońce już dawno wstało, może też już czas podnieść swój wyliniały zad, zapleśniała bulwo?
– Twoja mentorka musiała się chyba najeść kocimiętki, kiedy cię mianowali…
– Ej, ej! Odczep się od mojej mentorki, pierniku!
– Gdybyście mogli przenieść swoją kłótnię na zewnątrz, wszystkim byłoby lepiej – odezwał się znienacka Płomienisty Świt, a kilku innych wojowników przytaknęło zirytowanymi mruknięciami. Owocek pufnęła z niezadowoleniem, ale musiała przyznać, że gra niewarta była świeczki. Odwróciła się ostentacyjnie i wraz z przyjacielem, który od dobrych kilkunastu uderzeń serca przestępował z zakłopotaniem z łapy na łapę, podreptała ku wyjściu, ignorując szemranie Grzmiącego Potoku.
– Kiedy zdążyłaś mu tak zajść za skórę? – zapytał rudo-biały, wzdychając z ulgą, kiedy wyszli na obozową polankę. Nie był kłótliwym kotem i nie lubił włączać się do bezsensownych utarczek, ale z drugiej strony był zbyt nieśmiały, by spróbować taką przerwać.
– A, tak jakoś… Nazbierało się tu i ówdzie. Nie znoszę tego dziada, uch... – Ściągnęła brwi i wzruszyła ramionami. Przez chwilę przyglądała się bezwiednie żółknącym liściom nad ich głowami, po czym w przebłysku olśnienia przypomniała sobie o porzuconym temacie. – Ale! – Z konsternacją obróciła się w stronę kocura i wspięła się na palce (kiedy właściwie on tak urósł, co?), by mieć lepszy widok na jego grzbiet. I rzeczywiście widok miała dobry, nawet za dobry, bo w wielu miejscach zaczerwienionej skóry nie osłaniała już rdzawa sierść. – Na osty i ciernie… Nie boli cię to? To okropne! Gwiezdni strzelają tylko piorunami, gdzie popadnie, a sami trzęsą dupskiem za bezpieczną chmurką! Niech tylko tu zlezą, to przysięgam, że własnymi pazurami im flaki… Ej!
– Csii! – Łabędź zatkał jej pyszczek łapą, próbując powstrzymać tę rozsierdzoną tyradę. Rzucił spłoszone spojrzenie na starszego wojownika, który patrzył w ich stronę ze święcie oburzoną miną, i ściszył głos do szeptu. – Jeszcze narobisz sobie problemów, Owocku… Może nie wygrażaj naszym... szlachetnym przodkom w obecności całego obozu, d-dobrze?
– Pfe! – Gwałtownie odsunęła jego łapę. Również przycichła, ale ani myślała się uspokoić. Dopóki żyje, nikt nie będzie bezkarnie wypalał sierści Łabędziej Szyi! – Niech sami sobie podpalą ogony, wtedy się zastanowię!
– Ale to nikomu nie pomoże. Zresztą, nie mam do nich o to żalu. Sytuacja wymknęła się spod kontroli… A Turkawie Skrzydło posmarowała mi oparzenia jakimiś ziołami i powinny się jakoś wygoić.
– Ale i tak… – Nie chciała dać za wygraną. – Co by było, jakbyś został tam dłużej? Albo… – Przełknęła ślinę; z trudem przechodziło jej to przez gardło. Dokończyła o wiele ciszej, niepewnie. – Albo jakbyśmy w ogóle nie dały rady cię wyciągnąć?...
Milczał przez chwilę. Powiodła nieobecnym wzrokiem po polanie; większość członków klanu już rozpoczynała swoje obowiązki, a pozostali otrząsali się ze snu. Obóz budził się do życia we własnym, naturalnym tempie. Na myśl o tym, że tego dnia mogłoby w nim zabraknąć Łabędzia, przez jej ciało przebiegł dreszcz.
– Myślę, że nie warto się zastanawiać nad tym, co by było, gdyby… – powiedział powoli, uważnie dobierając słowa. – W końcu mnie znalazłyście, prawda? To się liczy.
– Skąd ty w ogóle wiesz, jak to było? – Podniosła na niego oczy, nieco smutne, ale błyszczące pewną ciekawością. – Przecież byłeś nieprzytomny.
– Wiesz, drzemie we mnie magiczna moc wszechwidzącego białego tygrysa…
– Wciąż nie umiesz żartować.
– Ej! – obruszył się. – Zgadzam się, że nie jestem w tym mistrzem, ale najgorszym też nie! Nie doceniasz mnie…
Przeprosiła uniżonym ukłonem i roześmiali się oboje.
– Okej, okej. Medyczki mi opowiedziały, kiedy się obudziłem (przy okazji, Burzowe Futro prosi, żebyście przyszły na badanie), więc poszedłem do ciebie, żeby sprawdzić, jak się czujesz i… A, tak… – Nieco niepewnie przyciągnął ją do siebie łapą. Czując, że nie protestuje, przytulił się do niej i, niecnie korzystając ze swojego wzrostu, oparł podbródek na jej głowie. – Dzięki za uratowanie mi życia.
– Och… Nie ma sprawy. – Jego futro było miękkie i pachniało ziołami. Wtulenie się w nie okazało się osobliwie przyjemne. – Mogę cię ratować tyle razy, ile będzie trzeba… Ale oszczędź mi trochę kłopotu i następnym razem nie gub się w ogniu, kiedy krzyczę, żebyś uważał, dobrze?
– Dobrze. Nie będę. – Chwilę jeszcze ją tak trzymał, po czym nagle podniósł łeb. – Chyba powinieniem poszukać Północy – powiedział z wahaniem. – Jej też muszę podziękować. Mam nadzieję, że u niej też wszystko w porządku... Byłem wcześniej w legowisku uczniów, ale Dzika Zamieć musiał ją już wyciągnąć na trening…
– No cóż… W takim razie rzeczywiście powinieneś ją znaleźć. – Zamrugała, zaskoczona chłodem w swoim własnym głosie. Czyżby właśnie ofuknęła Łabądka tylko dlatego, że chciał iść i poszukać siostry? No nie! Co się z nią działo? Nie czekając na jego reakcję, sama wstała i otrzepała się.
– Mogę ci pomóc – zaproponowała, starając się ukryć zmieszanie. – Pewnie ćwiczą przy Białych Pniach. Idziemy?
– Jasne – odpowiedział niepewnie, z zagubieniem przyglądając się jej nerwowym ruchom.
Nie czekając dłużej, Owocowa ruszyła w stronę wyjścia, a Łabędzia Szyja podążył kilka kroków za nią.
<Północna Łapa może odpisać, jeśli chce :> >
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz