Udało mu się ją zaciekawić.
Ledwo powstrzymywał się od śmiechu, gdy kotka z błyskiem w oku pacnęła kulkę łapą. Miała szczęście, że nie trafiła na kolce. ,,Tym lepiej, tym zabawniej będzie”.
- A to się je?
Odpowiedział jej teatralnym gestem, zapraszającym do sprawdzenia.
Nie podejrzewając podstępu, cętkowana podziękowała. Im bliżej kolczastej kulki znajdował się jej pyszczek, tym szerszy stawał się uśmiech kocura.
Szybka była, trzeba przyznać. Jeszcze nie widział, żeby ktoś tak prędko odskoczył od jeża.
Jęknęła głośno. Widząc jej minę, parsknął rozbawiony. Starał się utrzymać resztki powagi i się nie roześmiać, ale wyglądała tak żałośnie...
W końcu zrozumiała, że padła ofiarą żartu.
- Ha ha ha. - Wściekle machający ogon nie zwiastował niczego dobrego, ale jakoś się nie przejął. - Rzeczywiście bardzo zabawne.
Musiał przyznać, że obrażona i niezgrabnie próbująca wyciągnąć kolce wyglądała… dosyć uroczo. Oto wielka wojowniczka Klanu Klifu!
Cóż, mając kraba na nosie pewnie wyglądał podobnie.
- No co ty, „u nas w klanie każdy kociak potrafi sobie z nim poradzić” - przedrzeźniał kotkę. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Może naśmiewając się z burej kupy futra z jego klanu...
W jej oczach zapłonęła wściekłość. Nastroszyła sierść, przyczaiła się. Kolce na pewno ją raniły, a mimo to je ignorowała. Gdzieś z tyłu jego głowy odezwał się cichy głos podziwu.
- Jeszcze mnie popamiętasz ty... ty… - zamilkła, jakby szukając czegoś w pamięci.
Pytająco uniósł brew.
- Jak się nazywasz? - Kotka jakby zapomniała, że jeszcze uderzenie serca temu wyglądała, jakby chciała go zamordować.
Racja, nigdy się sobie nie przedstawili.
- Buck - wypalił odruchowo. - Znaczy, Wilcze Serce - poprawił się szybko. Wspomnienia niosły ból... Otrząsnął się momentalnie, nie chcąc okazywać słabości. - A ty? - Na jego pysk wrócił ironiczny uśmieszek.
Nie podobało mu się, jak badawczo na niego spojrzała.
- Sroczy Żar.
Nastąpiła niezręczna cisza.
Patrzył na jej pokłuty pyszczek, wyrażający teraz absolutną powagę. No nie mógł… Parsknął śmiechem, otrzymując kolejne mordercze spojrzenie od kotki.
- Hmm… Masz coś na pysku, że tak powiem.
Znowu się najeżyła. Schyliła łeb, próbując łapą wyciągnąć kolce. Po licznych syknięciach wnioskował, że z podobnym skutkiem jak wcześniej.
Żarty żartami, ale ona też w końcu uwolniła go od kraba. Westchnął.
- Chodź, pomogę.
- Sama sobie poradzę - odwarknęła.
,,Yhm, jasne” - pomyślał, ale nic nie odpowiedział. Patrzenie jak się męczy było zabawne, ale już się zemścił. Podszedł do niej jak gdyby nigdy nic i chwycił zębami jeden z kolców. Prychnęła, ale się nie odsunęła. Gdy wyjął trzeciego, przestała nawet się wiercić.
Dopiero po chwili dotarło do niego, jak blisko niej się znalazł. Był w stanie dostrzec pojedyncze ciemniejsze plamki na pomarańczowych tęczówkach kocicy. Podążył ich szlakiem, docierając do źrenicy. Widział w niej swoje odbicie. Na policzku czuł jej oddech…
Odsunął się, trochę zbyt gwałtownie.
- Nie ma za co - prychnął, nagle zirytowany. - Chyba jesteśmy kwita, co?
Zrewanżował się. To by oznaczało, że nie będzie już musiał oglądać tego śmierdziela…
<Sroczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz