Dni mijały szybko, a Owca rosnął jak na drożdżach. Czas umilał sobie dręczeniem siostry bądź uczniów, jednak powoli już mu się to nudziło. Z niecierpliwością wyczekiwał mianowania, miał nadzieję że po zostaniu uczniem jego życie stanie się trochę ciekawsze, bo szczerze mówiąc miał już tego kiszenia się w stodole po dziurki w nosie.
Kocurek odpłynął na chwilę, wpatrując się w ciemne, ponure drzewa, których łyse gałęzie rozciągały się nad zamgloną okolicą. Lubił czasami wspinać się na okno, żeby poobserwować trochę tereny leżące za stodołą. Zauważył, jak zszarzałe pola przecięła niebieska smuga, która okazała się być ogonem Horyzonta. Czarny kociak nachylił się, uważnie obserwując poczynania ucznia, który właśnie trenował z Płomykówką, będącą jego mentorem. Westchnął z irytacją, czując, że tylko traci tutaj czas, po czym jeszcze lekko niezgrabnie przez swoje małe łapy zeskoczył z okna. Jego siostra spała, a on wyjątkowo nie miał ochoty obudzić ją w jakiś spektakularny sposób i potem mieć z tego ubaw. Minął ją i włócząc nogami wyszedł na zewnątrz. Zawsze gdy to robił ktoś w końcu go znajdował i przyprowadzał z powrotem do żłobka, gdzie musiał wysłuchiwać potem kazania od matki albo Czereśni. Albo dwóch naraz, wtedy to już w ogóle.
Dzisiaj jednak wyjątkowo nikt go nie zauważył, wszyscy byli zajęci zbieraniem zwierzyny bądź ziół przed rychłym spadnięciem śniegu. Owca nie widział jeszcze nigdy śniegu, ale miał wielką nadzieję zobaczyć go niedługo, chociaż klan podchodził do tego raczej sceptycznie. Na szczęście nie obchodziła go opinia tej bandy wyrzutków, miał lepsze rzeczy do roboty w tej chwili. Skakał i dreptał wokoło starego drzewa, ciesząc się szuraniem wyschniętych liści. Lubił ich jaskrawe kolory i śmieszny dźwięk, które wydawały przy nadepnięciu. Kocurek uwielbiał samotne wędrówki, głównie dlatego, że było dla niego tyle do odkrycia, mnóstwo nowych rzeczy i terenów. Może kiedyś odkryje swoje wymarzone miejsce? Przecież świat był taki wielki, a Owca nienawidził ograniczać się tylko do starej i spróchniałej stodoły. Gdy już nacieszył się trochę wolnością i nowymi widokami, stwierdził, że burczy mu w brzuchu, więc czas wracać. Był trochę zawiedziony, że nie udało mu się spotkać żadnych nowych zwierząt ani kotów, no ale cóż, może następnym razem. Kocurek odwrócił się na pięcie, żeby podjąć drogę powrotną, jednak ze zdumieniem stwierdził, że nie wie gdzie jest. Nie panikował jednak, nie była to rzecz która mogłaby go przestraszyć. O nie, aż taki tchórzliwy to on nie był. Rozejrzał się wokoło i z radością zauważył w oddali domostwa dwunożnych. Słyszał o nich wiele, niekoniecznie dużo dobrego, jednak jak już było napisane, nie przejmował on się zbytnio opiniami innych. Zamiauczał z radością i podbiegł kłusem w stronę budynków.
***
W jednym z domów znalazł śmieszną ruchomą dziurę w drzwiach, przez którą udało mu się dostać do wnętrza. Od razu ogarnęło go przyjemne ciepło i kocurek utwierdził się w przekonaniu, że to, co mawiają jego towarzysze to zwykłe kłamstwa. Kociak podszedł bliżej do źródła ciepła, jednak gdy zobaczył co nim było, usiadł zdziwiony. Ogień. Owca najeżył futro, nie zrobił jednak ani jednego kroku w tył, obserwował tylko w zachwycie piękne zjawisko. Ostre, czerwone płomienie wściekle trawiły kłody drewna, wydając przy tym trzeszczący dźwięk i uwalniając w powietrze złote iskry, a wszystko to bezpiecznie schowane za nieco osmolonym już szkłem. Pyszczek samotnika otworzył się w niemym "O", a jego oczy szeroko otwarte chłonęły ten niezrozumiały dla niego widok. Po chwili, która mogła równie dobrze trwać wieczność, kocurek otrząsnął się z dziwnego transu i wciąż oczarowany podszedł do kominka. W pyszczek dmuchnęła mu ostrzegająco gorąca fala ciepła, jednak nie wahał się on ani chwili, wciąż stąpając do przodu, aż nie stał z nosem przy szybie. Ukrop był nie do wytrzymania, jednak on wcale tego nie czuł. Powoli wyciągnął łapę, dając ją przed siebie i starając się uchwycić nią ogniste smugi, jednak w chwili, gdy dotknęła ona szkła, momentalnie oderwał ją i ze zdziwionym piskiem przeturlał się po podłodze. Ból był dla niego nowym uczuciem, poduszka jego łapy płonęła niczym sam kominek, a jednocześnie czuł trochę jakby była wystawiona na ogromny mróz. Owca leżał jeszcze chwilę na boku, odpoczywając po dosyć dziwnej dla niego sytuacji, jednak szybko wstał ponownie, nie stąpając przy tym na zaczerwienionej łapie, i z nieco większą ostrożnością znowu zaczął badać ognisko, było w nim coś, co nie dawało mu spokoju. Wziął w pysk jeden z patyków, które leżały obok i ostrożnie dźgnął nim szybę. Nic się nie stało, więc zawiedziony spróbował jeszcze parę razy. Gdy nic to nie dało, westchnął ze znużeniem i pokuśtykał dalej, do następnego pokoju. Znajdowało się w nim legowisko dwunożnych i czuć było mocny zapach innego kota, jednak kocurek ominął je, podążając za dźwiękiem lanej wody. Zaprowadził on go pod następne drzwi, szczelnie zamknięte w których najwyraźniej znajdował się jakiś dwunożny, bo słychać było jego pomrukiwania, połączone z dudnieniem kropel o jakąś dziwną powierzchnię. Owca zbadałby tą sprawę, jednak z żalem zauważył, że zaczyna się już ściemniać, a on nadal był głodny. Zresztą łapa przestała go już tak boleć, więc mógł ruszać dalej.
***
Na niebie widniały już gwiazdy, a kociak wciąż nie miał żadnego pojęcia gdzie jest. W dodatku po ciemku wszystko wyglądało tak samo. Jego małe ciało przeszył kolejny dreszcz zimna, kiedy chłodny wiatr zmierzwił mu futro, przypominając o nadchodzącej porze nagich drzew. W końcu łapy odmówiły mu posłuszeństwa i kocurek upadł wykończony na ziemię. Zrezygnowany obrócił się na plecy i stwierdził, że skoro tak, to przynajmniej sobie poleży. Ta sytuacja ma też swoje plusy, pomyślał, przynajmniej odpocznę od nadopiekuńczych rodziców i głupiej liderki. Przekręcił pyszczek tak, żeby widzieć lepiej niebo, i utkwił swoje spojrzenie w srebrnej skórze, obserwując w milczeniu miliony światełek, które odbijały się w jego przenikających, niebieskich oczach. Wtem usłyszał cichy szelest, który po chwili stał się głośniejszy. Owca nie drgnął jednak ani o milimetr, cokolwiek to było, nie miał ochoty się tym teraz zajmować. Jego wzrok jednak zwrócił się w stronę, z której po chwili wyłoniła się kocia sylwetka. Ktokolwiek to był, raczej nie zaatakuje bezbronnego kociaka, więc rozluźnił się, mając nadzieję na jakąś ciekawą rozmowę. Gdyby tak jeszcze miał coś do jedzenia to byłoby idealnie.
Miał nadzieję, że to ktoś z klanu.
...
Albo może lepiej nie, czekałaby go niezła awantura.
<anybody, może być z lisa, samotnik albo z klanu idk i proszę odprowadzić go do domke ewentualnie poczekać z tym do rana uwu>
A, zaklepię sobie
OdpowiedzUsuńJEZUS MARIA DZIĘKI JUZ MYSLALAM ZE BEDE SAMA ZE SOBĄ PISAC DO KONCA ZYCIA <3
UsuńEhh, spóźniałam się, bo już zaklepane ><
OdpowiedzUsuń