- Milcz - syknęła, natychmiastowo poważniejąc i podnosząc ton głosu. - To ja tu jestem zastępczynią matole, a ty wojownikiem do wykonywania moich rozkazów. Tak więc zejdź mi z oczu i nie odzywaj się do mnie. To nie prośba, tylko nakaz - dodała stanowczo, świdrując go swym lodowatym spojrzeniem.
Przewróciła oczyma, odchodząc. Miała nadzieję, że ten idiota w końcu zostawi ją w spokoju. Niemal codziennie za nią łaził. Było to okropnie irytujące, a także mogło wzbudzać jakieś podejrzenia u klanowiczów. Czuła go na każdym kroku, to była po prostu za dużo. Leśny Cień był chyba jedynym kotem, któremu życzyła śmierci. Najchętniej takiej długiej i bolesnej. Musiała przyznać, że gdyby nie oddanie Kodeksowi Wojownika, zapewne już zaraz po tamtym pamiętnym zgromadzeniu zaciskałaby szczęki na jego gardle. Och tak... zapach krwi... jednocześnie odrażający i przyciągający. Pokręciła łbem. Ostatnio tego typu myśli zabierały jej cały wolny czas, a nie potrafiła się ich w żaden sposób pozbyć. Nie była nawet w stanie w spokoju zjeść śniadania. Pozostało jej więc tylko zabrać coś do zjedzenia i usiąść w samotności, by skonsumować wybranego nornika.
Następnie skierowała się w stronę legowiska wojowników. Ranny patrol już wyruszył, a ten południowy wolała wyznaczyć wcześniej. Jęknęła cichutko pod wpływem skurczy. Czy naprawdę musiała przez to przechodzić? Cicho pocieszała się myślą, że niedługo to wszystko się skończy. Urodzi, odda kociaki Konwaliowej Rzece i wróci do dawnej codzienności. W końcu nie będzie bała się o jakieś zdemaskowanie.
- Witaj, Świetlisty Potoku - przywitała się z siostrą, myjącą właśnie swą łapę na posłaniu z mchu.
- Witaj, Migoczące Niebo - odpowiedziała z szacunkiem.
- Poprowadzisz patrol w południe, dobrze? - oznajmiła. - Zabierz ze sobą Sztormowe Niebo, Orlego Trzepota i Drżącą Łapę - dodała. Doskonale wiedziała, że musi jakoś wynagrodzić swojej uczennicy rzadsze treningi.
- Oczywiście. - Pokiwała głową. Naprawdę była tak sztuczna dla siostry, czy Migotce tylko się wydawało?
Bez słowa wyszła. Teraz może wyjść na polowanie. Tak, jak dawniej, pozwalało jej to na ucieczkę od rzeczywistości.
***
Leżała pod krzewami ostrokrzewu, rzucając ślepe spojrzenie w stronę żłobka. Bolało ją po prostu wszystko. Z jednej strony to wszystko wreszcie dobiegło końca, ale z drugiej nie mogła pozbyć się wrażenia, że to dopiero początek. Nikt nie miał cienia wątpliwości, że to "bezpańskie, porzucone kociaki". Przynajmniej tak się jej wydawało. Słyszała ich piski. A może tylko się jej zdawało? Cóż, Konwaliowa Rzeka z pewnością zajmie się nimi tak, jak swoimi własnymi, o kilka dni starszymi pociechami. Uch, nie powinna się nimi tak przejmować. To tylko dzieci tego zapchlonego zdrajcy. Mimo to, czuła, jak coś w stylu poczucia winy niszczy ją od środka. Czy na pewno dobrze postąpiła? Ale co innego miała zrobić? Nie porzuciłaby swoich obowiązków, by zaopiekować się nimi. Osłabiłaby swój klan! Znieważyłaby zasady nadane przez Klan Gwiazd! Uczyniłaby samą siebie nieszczęśliwą! W tym natłoku zastanowień nie dojrzała, jak zmierza do niej istota o znajomym, cętkowanym futrze.
<Lasek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz