Była matką.
Nadal nie umiała tego pojąć, ale po tym, jak koty z klanu przychodziły jej gratulować, zaczęła rozumieć, że to chyba jednak nie sen.
Były takie piękne, malutkie kuleczki! Jeden jasnorudy, trochę biały, drugi rudy w pręgi, też z białym, a trzecia pociecha była czekoladowa, czekoladowym szylkretem. Nie mogła nic poradzić, tylko się rozpłakać, kiedy je pierwszy raz zobaczyła. Były jej, jej dzieci!
Burzowe Serce powiedział, że to dwa kocury i kotka.
Cały czas siedział z nią Czapli Potok, raz liżąc ją, raz kocięta. Mimo że była zmęczona całym wysiłkiem związanym z porodem, nigdy nie czuła się tak szczęśliwa.
-Jak zamierzasz je nazwać?- zapytał, tak jak większość, która jej gratulowała. Zawsze odpowiadała tak samo:
-Nie wiem, nie wiem, jeszcze nie wiem.- Oczywiście, tu nastąpiła zmiana, bo rozmowa partnera z partnerem wygląda inaczej niż z każdym innym klanowiczem.- Czapli Potoku? Chciałabym... Nazwać jednego Splotek. Po bracie.
Konwalia cały czas za nim tęskniła. Kiedy byli mali, tak się razem trzymali, pomagali i pieszczotliwie dokuczali... Tak właśnie, jedno imię wybrane. Może kotka nie przypomina oryginału, ale to niczemu nie szkodzi.
Po tamtej rozmowie do żłobka weszła zastępczyni Klanu Burzy, Migoczące Niebo.
-Czy mogłabym porozmawiać z Konwaliową Rzeką w cztery oczy?
<Taaataraaara cze e e e. E e e kam Migaczuuuu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz