*dum dum, akcja dzieje się przed śmiercią Czeremchy i ucieczką Leśnej*
Igła prychnął, wyłażąc jakimś cudem, spod ciężkiej łapy kocura, po czym nastroszył sierść. Ten idiota naprawdę myślał, że Igła go posłucha? Od tak? Po prostu? Ha! Jego niedoczekanie! Czeremcha również nie była zadowolona ze słów kocura, zaś sam point nie mógł pozbyć się wrażenia, że w jakiś sposób jest powiązany z tym burym kretynem, jednakże postanowił, że nie będzie tego roztrząsać.
— Spadaj, kretynie — wnuk Borsuczej Gwiazdy wytknął mu język, marszcząc gniewnie brwi, po czym odwrócił się i bezceremonialnie poszedł w kierunku rogu kociarni gdzie ułożył się wygodnie i zamknął oczy. Owszem, chciało mu się spać, jednakże żaden byle jaki wojownik nie będzie mówił mu, co i w jaki sposób ma robić. Ledwie co słuchał swojej matki, więc z jakiej racji ma być posłusznym względem tej łamagi z klapniętymi uszami. Phi. Też coś.
*tajm skip; dzień po ucieczce Leśnej*
Liliowy lynx point siedział przed wejściem do obozu, wzdychając cicho. To, co odwaliła wczorajszej nocy jego matka, było niczym więcej jak czystym szokiem zarówno dla niego, jak i reszty klanowiczy. Ponadto, o ile słuch młodego nie mylił, niektóre koty żądały od Borsuczej Gwiazdy natychmiastowej zmiany zastępcy i wygnania Płonącego Grzbietu. Syna zdrajczyni nieźle to śmieszyło. Ci kretyni mieli tylko za dowód słowa jego szurniętej matki, już żądli takich rzeczy? Niedorzeczność a nawet i debilizm. Jeszcze jakby tego było mało, cały ten szurnięty klan gapił się na niego jak na najgorszego śmiecia, przez co kociak zaczynał czuć się jak cholerny bękart. W sumie... może to nim był? Może jego matka zaliczyła jakiś numerek z samotnikiem, by sprawdzić czy na pewno lubi kocury? Ta... to całkiem możliwe... Z drugiej strony, w jego małej główce utknęła jak kołek rozmowa Spopielonej Paproci i Leśnego Strumienia, którą to niedawno podsłuchał. Pamiętał, jak niebieskie kotki rozmawiały o Ostrokrzewiowym Liściu, który jest ojcem... kogoś. Igła nie wiedział jednak kogo, chociaż było to co najmniej podejrzane zważywszy na fakt, że on jako jedyny z kociaków w klanie wilka nie znał swego ojca. Czyżby to ta bura pokraka była jego starym? Niee... to głupie. Może jednak Ostrokrzew dobrał się do jakiejś kotki z innego klanu albo samotniczki czy też pieszczoszki? Oh, od tych rozmyślań rozbolała go głowa tak bardzo, że nawet nie zauważył kiedy wcześniej wspomniana niedojda podeszła do niego.
— Ona już nie wróci, co? — rzucił obojętnym tonem, patrząc się przed siebie, nawet na moment nie zaszczycając swoim spojrzeniem kocura. Ten już otworzył pysk by coś powiedzieć, jednak młodszy zaraz mu przerwał — Nawet nic nie mów. Wiem, że już jej nie zobaczę. Z resztą... była beznadziejna, zupełnie jak mój ojciec — sarknął z pogardą wstając, po czym skierował się do kociarni, po drodze czując na sobie wzrok kotów z klanu.
< Ojciec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz