Nie miałam jednak zamiaru dać się sprowokować. Stałam (w miarę) spokojnie, skanując wzrokiem obydwa kocury. Czapli Potok znałam. W końcu był bratem mojej mentorki. Drugiego kocura widziałam pierwszy raz na oczy, a przez swój głupi nos nie mogłam nawet określić jego pochodzenia. Sylwetka miał bardziej masywną niż smukłą, więc raczej nie należał do Klanu Wilka. Choć z tego klanu widziałam też kilka bardziej masywnych kocurów. Skrzywiłam się ledwo zauważalnie, widząc taką lukę w mojej wiedzy. Buras nie był zbyt miłym typem, ale nie wiedziałam dużo ponadto. W dodatku w walce koty często rzucały przekleństwami, których normalnie nigdy by nie powiedziały. Wbiłam mocniej wzrok w intruza szarpiącego się pod łapami szylkretki. Może jednak to jest ten wyjątek, który jest tak samo gburowaty i nieprzyjemny, zawsze? Uderzyłam końcówką ogona o pięty. Dowiedzenie się tego byłoby łatwiejsze, gdyby wojowniczka nie dała się wykryć!
Taaa... najlepiej zrzucić winę na kogoś innego.
Porzuciłam te nigdzie nieprowadzące gdybania i spróbowałam skupić się na samej obserwacji. Kto wie? Możliwe, że Świetlistej uda się wycisnąć na nich odpowiedz albo zdradzą się w jakiś inny sposób. Czekałam, więc czujna, gotowa do ataku w środku drżąc z ciekawości oraz ciągłej złości na czekoladowego kocura.
Po czasie zaczęła do tego też dochodzić kończąca się cierpliwość. Miałam ochotę zdzielić Czaplę po pysku, żeby zaczął gadać i tego burego, żeby przestał bezsensownie się szamotać. No... nie do końca bezsensownie. Obcoklanowicz wymknął się spod łap córki Rdzawego Ogona.
Widząc uciekającego kocura, instynktownie ruszyłam za nim. Przy pierwszym skoku ledwo tylko zahaczyłam o jego ogon, co spowodowało u niego tylko chwilową utratę równowagi. Dopiero przy drugim skoku udało mi się na nim wylądować. Idealnie w momencie, kiedy podnosił jedną łapę, żeby walnąć Czapli Potok (robiąc to, zyskał trochę mojej sympatii). Kocur na trzech łapach łatwo dał się wywrócić. Triumfalnie wbiłam w niego pazury i podniosłam głowę, akurat na tyle, aby zobaczyć szarżujące na mnie czekoladowe cielsko. Wydałam z siebie ciche stęknięcie, wypuszczając powietrze z płuc pod wpływem wagi wcześniej wspomnianego cielska. Wściekle zasyczałam, próbując ugryźć łapy, które spoczywały na moim brzuchu.
- Tego chcesz? Abyśmy wróciły do klanu z wieścią o zdrajcy — wysyczałam wściekle, dając sobie spokój z wyrwaniem się spod łap dwa razy większego kocura — Abyśmy opowiedziały o tej wyprawie Migoczącemu Niebu?
Nie byłam kapusiem i wątpię bym kiedykolwiek, opowiedziała o tej historii liderce lub jej zastępczyni. Byłam zbyt ciekawa całej historii, która kryła się za tym przerwanym spotkaniem. Jednak on o tym nie wiedział, a ja NIENAWIDZIŁAM, gdy ktoś do mnie mówił malutka.
<Czapli Potok? Przepraszam, że tak długo :( >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz