Leśny Strumień od jakiegoś czasu czuła się tak, jakby żyła w dwóch kolidujących ze sobą rzeczywistościach, to spotkania z Pszczelim Żądłem - jej ukochanym kocuro-kotką, a jednocześnie synem Potokowej Gwiazdy, to codzienne życie w klanie. Stety bądź niestety córka Błotnistego Pyska nie należała do kotek, które łatwo utemperować. Toteż żadną niespodzianką był widok Spopielonej Paproci czy też Ostrokrzewiowego Liścia, a także jej rodziców, a dziadków Igły oraz Czeremchy - Różanego Pola i Błotnistego Pyska, którzy to zajmowali się potomstwem smukłej, dymnej kotki, gdy ta wychodziła z obozu.
A wybywała często.
Za często.
Na chwilę jednak to ustało. Po stracie Czeremchy - swojej pierworodnej córki, wnuczka Borsuczej Gwiazdy zdawała się jakby uspokoić. Całe dnie spędzała w kociarni, uważnie pilnując swoje drugie dziecko, oraz jedynego syna - Igłę, a także starając się ogarnąć jego paskudny charakterek, który najwidoczniej odziedziczył po tatusiu. Ów spokój trwał jednak zaledwie jeden księżyc, Stopniowo, bo stopniowo, ale jednak, członkini klanu wilka powoli zaczęła się znowu wymykać. Nie były to jednak tak długie wypady, jak wcześniej, jednakże i takie się zdarzały.
Tak było i tym razem.
Znowu Leśny Strumień wymknęła się, by chociaż na kilka uderzeń serca zobaczyć swojego partnera. Czy może partnerkę? Nie, to jednak nie było teraz ważne. Liczyła się bowiem tylko chwila, gdy ta dwójka była razem, w zaciszu drzew, tuląc się do siebie i ciesząc własnym towarzystwem.
— Lasku... Myślałem trochę o twojej propozycji... — zaczął niepewnie Pszczółka, przestając na moment dzielić się językami ze swą partnerką. Dymna kocica przechyliła lekko główkę w bok, spoglądając w rudo-czarno-białego kocura. Oh, no tak. Już niemalże zapomniała o propozycji, którą złożyła mu tydzień temu. Hah... jak ten czas szybko leci... Leśna westchnęła cicho, mrużąc zaciekawiona oczy. Dobrze wiedziała, że nic już w klanie wilka jej nie trzyma. Zerwana przyjaźń z Ostrokrzewiowym Liściem, tragiczna śmierć jej córki Czeremchy, oraz sam Pszczele Żądło, którego widywała tylko na ich krótkich schadzkach na terenach, które nie należą do żadnych klanów. Już nawet nie obchodziło ją to, co pomyśli Spopielona Paproć, co będzie czuło jej młodsze dziecko, Igła. Ba! Nawet miała w głębokim poważaniu uczucia jej rodziców, którzy i tak stracili już dwójkę swoich dzieci, z drugiego miotu. Ciekawe co by teraz powiedzieli, gdyby dowiedzieli się, że ich najmłodsze dziecko chce uciec z kotką, która uważa się za kocura, a do tego jest z klanu klifu... Ta, zapewne nie byliby zadowoleni, o ile nie wpadliby w rozpacz, czy też szał.
— Więc? — spytała cicho, oddychając spokojnie, czując, jak ostatnie promienie słońca ogrzewają jej grzbiet. Szylkretowy kocur wstał, siadając od niej o odległość zaledwie kocięcego kroku. Leśny Strumień jednak nie zareagowała, tylko dalej leżała, z zapartym tchem wyczekując odpowiedzi. Po cichu liczyła, że jej ukochany zgodzi się, jednak nie dawała po sobie teraz poznać.
— Zgadzam się. W moim klanie już nic mnie nie trzyma. Jedynie będę tęsknić za kilkoma kotami, chociażby za Lśniącym Słońcem, ale... ale to ty jesteś dla mnie najważniejsza, pójdę za tobą, chociażby na koniec świata! — zawołał kocur, wbijając pazury w ziemię, po czym popatrzył na dymną kocicę zdeterminowanym wzrokiem, zaś ta uśmiechnęła się tylko zadowolona.
— A zatem jutro, o wschodzie słońca. W tym samym miejscu co zawsze — poleciła, po czym polizała kocura za uchem i odeszła w stronę obozu, po drodze łapiąc dwie piszczki.
Nie wiedziała jednak, że ktoś cały czas ją obserwował, a po powrocie do serca klanu czeka ją przykra niespodzianka. Oh, w jakim ogromnym szoku była Leśny Strumień, gdy dotarłszy na miejsce, zobaczyła wszystkie zebrane koty przy podwyższeniu, z którego przemawiał lider, zaś sam Borsucza Gwiazda i jego zastępca, Płonący Grzbiet, stali tam, górując nad innymi kotami.
Kotka stała jak słup soli, czując, jak silny podmuch wiatru smaga jej ciało, a pojedyncze krople deszczu, moczą jej krótkie futro, by za chwilę doszczętnie je przemoczyć. Z nieba lunęło jak z cebra. Córka Różanego Pola rozejrzała się dookoła, dostrzegając zmartwiony wzrok Spopielonej Paproci. Popatrzyła na ciotkę, oddychając szybko i nie miarowo. Wypuściła z pyska mysz, którą wcześniej trzymała, a zdobycz upadła w kałużę, rozbryzgując słabo wodę z błotem, na jej łapy.
— Leśny Strumieniu, podejdź — głos lidera Klanu Wilka przeszył ją na wskroś. Na chwiejnych łapach podeszła do wzniesienia, przełykając zaległą gulę w gardle — Zostałaś oskarżona o zdradę klanu, czy masz coś na swoją obronę? Burzowe Futro widziała cię z wojownikiem z klanu klifu, jest to prawdą? — syknął lider, na co wewnątrz zdrajczyni wezbrała wściekłość. Ta bezczelna kupa futra... Oh, jakie miała ogromne szczęście, że Rycząca Burza i kilkoro innych wojowników zasłaniało wejście do jej leża. W przeciwnym razie zawitałaby już do klanu gwiazdy, wcześniej konając w męczarniach. Oj Leśna by już o to zadbała. Kocica splunęła na ziemię, prostując się dumnie.
— Pamiętaj, czego cię uczyłam. Masz teraz szansę udowodnić swą lojalność wobec Czystej Gwiazdy! — w jej głowie zadźwięczał z lekka chrapliwy głos Śnieżnego Serca. Była uczennica Różanego Pola skinęła głową powoli, wręcz anemicznie, wysuwając pazury.
— Na co czekasz, Borsucza Gwiazdo! Zabij zdrajcę! — z tłumu wyszedł starszy - Burzowy Kwiat, dziadek dymnej. Kotka nie mogła uwierzyć, że własny członek rodziny żąda jej zgonu — Za moich czasów takiego zdrajcę zabijało się bez chwili wahania! — wykrzyknął, strosząc futro na całym swoim ciele.
— Burzowy Kwiecie, nie zapominaj, że to ja jestem liderem — zaczął czekoladowy mitted, po czym zwrócił się do swojej wnuczki — Więc? Masz coś do powiedzenia? — spytał, wypinając pierś, w chwili, gdy jego potomkini napięła mięśnie, a następnie wykrzyknęła głosem, który aż ociekał jadem:
— Tak, mam coś do powiedzenia; żegnaj się z życiem, staruchu! — wrzasnęła, puszczając się pędem wprost na przywódcę klanu. W ostatniej jednak chwili ojciec Błotnistego Pyska zagrodził jej drogę, wpadając wprost pod pazury i kły wściekłego wilczaka. Oba koty przeturlały się o lisią długość ogona, na zmianę uderzając się łapami po pyskach i gryząc. Splątani w morderczym uścisku oboje nie dawali za wygraną. Leśny Strumień była w szoku, że tak stare próchno jest jeszcze w stanie walczyć. Nim się zorientowała, starszy kocur przyparł ją do ziemi, chcąc zadać ostateczny cios. Kotka skorzystała jednak z okazji, gdy jej przeciwnik podniósł łapę, by ją nią uderzyć. Niewiele myśląc, dopadła do jego gardła, tylnymi łapami rozpruwając brzuch byłego wojownika. Bury zaskrzeczał, po czym z jego pyska polała się krew, a on sam padł martwy.
Córka Różanego Pola odrzuciła ciało dziadka, patrząc tylko, na wystające z jego brzucha wnętrzności. Skrzywiła się.
— Ten, który się zbliży, skończy tak samo! — wysyczała, widząc, jak kilkoro wojowników szykuje się do ataku na nią. Oblizała pysk, czując na języku metaliczny posmak krwi. Tak... to było to, czuła się jak we własnym żywiole. Gdzieś w tle dało się słyszeć grzmoty, zaś niebo przecinały raz po raz błyskawice.
— Leśny Strumieniu! — zagrzmiał Borsucza Gwiazda, który w szoku przyglądał się temu, co chwilę temu miało miejsce — Zdrada już nie jest wybaczalna, ale... ale morderstwo CZŁONKA WŁASNEGO KLANU TYM BARDZIEJ! — wykrzyknął wściekle, a niemalże wszyscy wojownicy byli gotowi, by rzucić się na jego wnuczkę i rozszarpać ją na tysiąc drobnych kawałeczków.
— Oj przestań chrzanić, staruchu! — zaśmiała się winowajczyni, nawet nie kryjąc swojej pogardy w stronę całego klanu, który wcześniej nazywała domem — Ciekawe co byś powiedział, gdybym powiedziała ci, że twój cudowny przydupasek, Płonący Grzbiet, puścił się z jakąś wywłoką i mają kociaki, hm? — zamruczała gardłowo, a pośród klanowiczy nastała wrzawa. Uśmiechnęła się zwycięsko. Tak, o to właśnie chodziło...
— Dosyć! Nie pozostawiasz mi wyboru! Zostajesz wykluczona z naszej społeczności! Ja, Borsucza Gwiazda, lider klanu wilka, wyrzucam cię z klanu i mocą nadaną mi przez klan gwiazdy, przeklinam cię, Leśny Strumieniu. Wejdź tylko na te tereny, a moi wojownicy zabiją cię bez chwili namysłu! — wrzasnął, na co kocica nawet nie drgnęła, sprawiając wrażenie niewzruszonej.
— Zdechniecie. Wszyscy! Jeden, po drugim, w męczarniach — syknęła, wychodząc z obozu. Krew dalej skapywała jej z pyska, zaś niemalże całe ciało pokrywało błoto. Nie obchodziło ją to jednak. Ruszyła spokojnym krokiem w stronę umówionego miejsca spotkani z Pszczelim Żądłem. Nie myślała o tym, co się stało chwilę temu. Miała to gdzieś, zupełnie tak, jakby była wyprana z emocji, co mogło być prawdą.
* * *
Czekała całą noc, zupełnie ignorując deszcz, który doszczętnie przemoczył jej futro. Nazajutrz wzeszło słońce, co sprawiło kotce niemałą przyjemność. Pozostało jej już tylko czekać na Pszczele Żądło, który zjawił się na miejscu dokładnie o umówionym czasie. Po szybkim zetknięciu się nosami oraz wyjaśnieniu przez Leśną tego, co się właśnie stało, dwójka kotów ruszyła w nieznane, zostawiając swe rodzinne klany za sobą.
Mimo późnej Pory Opadających Liści Leśnemu Strumieniowi nie było ani trochę zimno. Ba! Wręcz przeciwnie! Czuła dziwne, acz przyjemne gorąco w środku, za każdym razem, gdy jej partner, czy też partnerka, ocierał się o jej ciało, mrucząc przy tym donośnie.
— Będziesz jeść, Lasku? — spytał szylkretowy kocur, gdy kocica nawet nie ruszyła myszy, którą dla niej złapał. Ta pokręciła jednak głową, dziękując grzecznie, po czym wróciła do nasłuchiwania. Były członek klanu klifu i członkini klanu wilka podróżowali już od dobrych kilku dni, jednakże dymna cały czas była spięta. Przecież była ich tylko dwójka, nie wiadomo przecież, czy za chwilę nie napadnie na nich jakaś grupa samotników, czy inne lisie łajno. Wolała być pewna, że ona i jej ukochany są bezpieczni.
W jednej chwili gdzieś w oddali usłyszała szelest krzaków. Niewiele myśląc, posłała krótkie spojrzenie drugiej kotce, po czym ruszyła szybkim krokiem w stronę miejsca, z którego dobiegał dźwięk. Jak się potem okazało, wywołał go jakiś ptak, który gdy tylko spostrzegł kota, odleciał tak szybko, ile tylko sił miał w skrzydłach.
Kotka westchnęła cicho, kręcąc zrezygnowana głową, po czym wróciła do swojej partnerki, której... nie było. Pszczele Żądło zniknęła, a spanikowana Leśny Strumień zaczęła rozglądać się dookoła, aż do jej uszu nie dotarły odgłosy walki.
— Pszczółka... — szepnęła do siebie, biegnąc w kierunku, z którego dochodził hałas. Jak się okazało, szylkretowy kocur bił się z jakimś grubym, rudym kocurem. Dymna niewiele myśląc, rzuciła się na napastnika, w kilku ruchach przyduszając go do ziemi. Już podnosiła łapę, by zadać ostateczny cios, gdy do jej uszu dobiegł głos jakiejś kotki.
— Szerszeń! Co tam się dzieje?! — zza krzewów wyłoniła się smukła, czarno-białą kocica o długim futrze — Kim wy jesteście? — syknęła, widząc sytuację, w jakiej znalazł się ów kocur. Leśna niechętnie zeszła z tej rudej pokraki, jednakże w każdej chwili była gotowa rozszarpać mu gardło.
— Leśny Strumień, dawniej należałam do klanu wilka. To moja partnerka, Pszczele Żądło, pochodzi z klanu klifu — rzuciła obojętnie, zwracając się do kotki — A ty?
— Czereśnia, przywódczyni klanu lisa. Powiedzcie mi... jesteście zainteresowane dołączeniem?
— Możliwe, zależy co masz do zaoferowania — mruknęła Leśna, mrużąc oczy.
< Czereśnia? Spopielona Paproć? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz